dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Historia naszej Zuni...
Smutasek  
18-09-2007 01:54
[     ]
     
16.09.07 minął miesiąc od momentu, kiedy nasz promyczek pojawił się na ziemi by za dwie godziny stać się aniołkiem... :(

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie byłam super zadowolona. Była to planowana wpadka, jeśli tak można to ująć. Ale gdy mój ówczesny mąż skakał do góry z radości i gdy pierwszy raz zobaczyłam na ekranie usg malusią fasolkę to pojawiły się łzy szczęścia.

Zaczął się okres dbania o maluszka, nastał czas zdrowego trybu życia, czas nadziei, marzeń... Czas najpiękniejszy w moim życiu.
Przez ciążę przechodziłam super dobrze. Wszystkie wyniki prawidłowe, dzidzia rozwinięta jak należy, rosła jak na drożdżach, co potwierdzała odpowiednimi kuksańcami. Później leżałam tydzień w szpitalu, stawiała mi się macica, ale Fenoterol dał radę.
Problem pojawił się wtedy, gdy drugi raz trafiłam do szpitala (bolał mnie brzuch tak jakby to był jajnik, albo wyrostek). Drugi raz składał się z trzech razy dokładniej, bo raz I-y zgłosiłam się w pon. koniec 37tc. Zbadano mnie pod kontem porodu i odesłano do domu (nie rodziłam), II-i pojawiłam się w czw., żeby poleżeć cztery dni - nie robili żadnych badań tylko było KTG. Wyszłam do domu we wtorek by chwilę po północy w środę pojawić się tam z powrotem. Już mieliśmy dosyć z mężem drogi z Obornik śl. do Trzebnicy (tam rodziłam). Wtedy już do końca leżałam w szpitalu.Okazało się (najpierw musiałam odbębnić noc na porodówce, chociaż nie rodziłam), że mam kamienie w nerce i dlatego mam takie bóle, zaczęto szprycować mnie Spasmalgonem... I wtedy zaczął się mój koszmar.
Dzidzia nie kopała już tak jak wcześniej, właściwie to prawie w ogóle się już nie ruszała. Jak zgłaszałam to lekarzom to mówili, że to normalne, bo ma mało miejsca w brzusiu i nie ma jak się ruszać. Jak zgłaszaliśmy z mężem, że nie podoba nam się zapis KTG (zamiast zygzaków na zapisie była prost kreska) cały czas mówili, że wszystko jest ok.

16.08.07 pojęto decyzję o wywołaniu u mnie porodu naturalnego, ale jak stwierdził ordynator, nie będą ryzykować i zrobią cc (ryzykować w jaki sposób, czym. przecież podobno wszystko było ok). Jak już zobaczyłam naszego skarba (płakała, była różowiótka, tak jak zdrowy babas, lekarz robiący cc powiedział, że dostałaby 9 pkt.) okazało się, że mam cystę na prawym jajniku, która krwawi i trzeba wyciąć. Może to ta cysta mnie tak bolała a nie nerki. Byłam pewna, że wycinają mi jajnik, ale pomyślałam, że to nic, miałam przecież moje słoneczko, które miało się świetnie.
Potem przyszła neonatolog i powiedziała, że Zuzia jest w stanie agonalnym i ją reanimują. Powiedziała to takim tonem, jakby miała do mnie pretensje, że ją ratują...

To smutną informację przekazała mi stażystka ze łzami w oczach... Chciałam jej podziękować później, że jako jedyna była ludzka w tej naszej tragedii. Jak mąż przyjechał do szpitala i chciał się dowiedzieć co się dokładnie stało, to nie bylo nikogo z kim mógłby porozmawiać, wszyscy zginęli nagle dziwnym trafem, tak nawiasem pisząc to książkę mogłabym napisać jak zostaliśmy potraktowani tam, ale to może kiedyś przy okazji.

Minął miesiąc. Mówią, że czas leczy rany, w moim przypadku jest chyba odwrotnie. Nie znamy przyczyny dlaczego nasz upragniona Zuzia jest aniołkiem. Sekcja nie wykazała żadnych wad, więc dlaczego??? Czy to lekarze coś spaprali? Była przecież taka silna jak była we mnie.
Wczoraj z mężem byliśmy na festynie związanym ze świętem sadów. Ryczałam jak bóbr bo chciałam jej kupić balona (widziałam jak inne dzieci je niosą w ręku), mąż powiedział, że nie będzie pasował na cmentarzu - miał rację... Ale czy nie mam prawa, żeby kupić swojemu dziecku balona???


p.s. Nie bardzo wiem jeszcze jak się poruszać na forum, więc z góry przepraszam jeśli nabroiłam.


Zuneńko, tak bardzo tęsknię... Kochamy Cię skarbeńku nad życie! 
Ola mama Zuzi Aniołka

Re: Historia naszej Zuni...
kkinga  
18-09-2007 06:40
[     ]
     
Bardzo mi przykro ze Wasze malenstwo dolaczylo do naszych i w tym wypadku czas nie zagoi ran. Trzymaj sie jesli tak mozna powiedziec a co do balonikow i zabawek to powiem Ci ze ja kupuje malej co mi sie spodoba i jej zanosze a najbardziej podoba mi sie wiatraczek ktory sie kreci i zawsze mysle sobie ze to mala sie nim bawi. 
Kinga
Mama Karolci(*10.04.07-+07.05.07) i Julci (ur.18.06.2008)
http://karolinkakrzemien.pamietajmy.com.pl

Re: Historia naszej Zuni...
Styś  
18-09-2007 08:17
[     ]
     
Olu tak bardzo mi przykro, przytulam Cię mocno.
Wiem jak boli ta strata szczególnie gdy do końca było wszystko dobrze, gdy chcesz zobaczyć tą upragnioną kruszynę, przytulić do serca, a czeka cię rozczarowanie. Życzę Ci wielu sił.
mama Kazia + 06.03.2007 (39tc.) 


Re: Historia naszej Zuni...
mamafilipa  
18-09-2007 09:06
[     ]
     
Jest mi niezmiernie przykro, że i Wy musieliście dołączyć do grona Anielskich Rodziców.
Czy czas goi rany? Chyba nie, choć dni są różne ale pamięć o naszych maleństwach trwać będzie wiecznie.
U nas za tydzień mija rok jak straciliśmy Filipka, a wszystko przez wstrętnych lekarzy, wiemy to już na 100% i przez to jeszcze bardziej boli. Pytanie dlaczego schowałam do szuflady, jeśli można tak powiedzieć, jest puste, nie ma na nie odpowiedzi tu na Ziemi.
Życzę Wam dużo sił, bo będę jeszcze nie raz potrzebne. Życzę również wiary w lepsze jutro, bo to też jest potrzebne.
To dla Waszej Córeczki, Aniołeczka najmilszego (***)
Serdecznie pozdrawiam AGA 


smutasek, mieszkam niedaleko...
wiosenna10  
18-09-2007 09:24
[     ]
     
10 km od Trzebnicy. Gdybyś czegoś potrzebowała...
Przytulam 
Gosia

Mama Aniołka Julii (13.12.2004-16.12.2004)
http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/1127/184/
i Gracjanka

Re: Historia naszej Zuni...
basia 30 babelek  
18-09-2007 09:51
[     ]
     
Olu bardzo mi przykro ,ale o obojetnosci lekarzy mozna duzo gadac,sama nieraz mnie takowa dopadla.Trzymajcie sie kochani (*********) dla Zuzii 
Baśka

Re: Historia naszej Zuni...
MonikaKo  
18-09-2007 10:07
[     ]
     
Olu,bardzo mi przykro.
Życzę Ci dużo siły.
Dla naszych kochanych Aniołków(********) 
Monika mama Juleńki(*+06.07.2007r,38tc)

Re: Historia naszej Zuni...
ewa_bydgoszczanka  
18-09-2007 10:43
[     ]
     
Jest mi ogromnie przykro...Za kazdym razem gdy czytam te smutne historie łzy ciekną bez opamiętania.Zycze duzo sily!
Dla mojego Anioleczka-Emilka 26tc.08.01.2007 (*)
Dla Twojej kruszynki (*)
Dla wszystkich Anioleczkow(**********)
One zyją dzieki naszej pamięci 


Re: Historia naszej Zuni...
aniazuza  
18-09-2007 10:48
[     ]
     
dla Twojej Kochanej Zuzi(*)(*)(*)i mojej (*)(*)(*) 
<*><*><*>Ania Mama Kochanej Zuzi (20.08.2007)<*><*><*>
gg 1880752

Re: Historia naszej Zuni...
aniazuza  
18-09-2007 10:40
[     ]
     
Witaj Olu ja też jestem mamą aniołka Zuzi,ja też mogę nazwac moja ciąże planowana wpadka, cudowna niespodzianką,gdy tylko pojawiły sie kreseczki na tescie, od razu , zdrowe jedzonko, dbanie o siebie na max ,wszystko z mysla o dzidzi,byłam taka szczesliwa ,dumna , nie było widac brzuszka a ja juz chodziłam jak by był wielki jak dynia,ciaze do 7 miesiaca przechodziłam ksiazkowo, badania dobre moje samopoczucie jeszcze lepsze, jeszcze człowiek nie urodził a juz myslałam o kolejnej,taka byłam szczesliwa az do 02.07.07 to dzien gdzie byłam na kolejnej wizycie lekarz sie zmartwił moja Zuzia - powiedział ze ma mniejsza głowke, ale na razie nie ma co panikowac , bo trzeba to spr.wysłał mnie do poznania i tam sie okazało ze Zuza jest chora nie wiedziałam co mam poczac i wtedy sie wszystko zaczeło,kolejne badania i kolejne złe wiesci.w koncu pani dr w poznaniu powiedziała ze trzeba poczekac do rozwiazania ,wtedy sie okaze czy dziecko przezyje.przy kolejnej wizycie w poznaniu okazało sie ze Zuza umarła,nigdy nie zapomne tego uczucia i bólu serca, tak kocham moje dziecko a musze je pozegnac.I tak w jednym tygodniu 20.08.2007 zla wiadomosc, 2 dni pozniej porod,i ta cisza na porodówce nie było płaczu łez szczescia tylko rozpacz ,smuteki i zły po utraconym ukochanym i tak upragniony dziecku,pierwszy raz widziała łzy u ukochanego mezczyzny,maz był taki szczesliwy,jak sobie pomysle jak dbał o mnie io nasza Zuze , to były takie szczesliwe chwile gdy oboje bylismy w ciazy ,24.08 pozegnałam moja córunie.A teraz tylko odliczam kolejne smutne dni pełne tesknoty za moim skarbem, patrze z zazdroscia na inne szczesliwe mamy ,w niedziele miałam takiego doła , patrzyłam na malutka istotke w wozeczku i chcialam poprosic mame aby choc na chwilke dała potrzymac mi dzidzie , ale co ona by sobie pomyslała o mnie ze wariatka , a ja tylko z tesknoty i bólu chciałam poczuc jak to jest trzymac dzieciatko,pomyslec ze to moja Zuzia,jedno wiem napewno ze zaczynam sobie sama nie radzic ,wiec dlatego napisałam do ciebie , bo jakos tak podobnie mamy i wiesz co Olu mam nadzieje ze nasze kochane malenstwa razem sie bawia i sa szczesliwe i zdrowe i ze czuwaja nad nami , bo wiedza ze zawsze bedziemy je kochac .Mam takie marzenie ze jeszcze bedziemy sie cieszyc z naszych pociech. 
<*><*><*>Ania Mama Kochanej Zuzi (20.08.2007)<*><*><*>
gg 1880752

Re: Historia naszej Zuni...
Smutasek  
20-09-2007 01:33
[     ]
     
Hej aniazuza!

Ja też sobie nie radzę, jest coraz gorzej. Korzystam z pomocy psychologa, jak na razie to ta terapia nie przynosi mi ani poprawy, ani ukojenia, mam tylko nadzieję, że kiedyś będzie trochę lepiej. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy umiały żyć w miarę normalnie (ja praktycznie od rana do nocy płaczę).
Faktycznie nasze historie są podobne. Obydwie mamy Aniołki Zuzie... I bardzo mi przykro, że obydwie kruszynki (i nie tylko one, ale także inne Aniołeczki) baraszkują sobie w niebie, a nie z nami. Wierzę w to, że tam im krzywda się nie dzieje, są na pewno szczęśliwe i bezpieczne. I pewnie patrzą na nas z góry, z chmurek, na których się bawią.
Mam też taką nadzieję, że kiedyś będziemy się cieszyły naszymi maluszkami. Życzę tego Tobie z całego serca, jak i sobie i innym Aniołkowym rodzicom.
Ogromne buziaki.

Zuniu, zawsze będziesz w moim serduszku, kocham Cię ogromnie.
Dla naszych aniołków (***) 
Ola mama Zuzi Aniołka
Ostatnio zmieniony 20-09-2007 01:34 przez Aleks_a_ndra

Re: Historia naszej Zuni...
mama Oliwki  
18-09-2007 12:36
[     ]
     
Tak strasznie mi przykro ze dolaczylas do nas,ja tez mam zal do lekarzy nie pomogli mi gdy mialam rozwarcie na dwa palce wyslali do domu,ciaza ksiazkowa nawet pod koniec moglam tanczyc minal mi termin braklo tylko jednego dnia do planowego wywolania Oliwka zasnela we mnie w 41t.c rodzilam naturalnie to byl koszmar.Dlaczego tak sie dzieje Dlaczego musimy tak cierpiec ciagle pytanie zadnych odpowiedzi.
Przytulam was mocno i cierpie z kazda nowa mama Anioleczka ciagle nas prztbywa Dlaczego?

Dla Zuzi(***)

Dla Oliwki(***)tylko tyle moge 


Dzięki
Smutasek  
18-09-2007 15:14
[     ]
     
Dzięki dziewczyny za słowa otuchy... To dziwne, ale pisząc tego posta myślałam, że nikt go nie przeczyta. Dzisiaj wiem, że nie jestem sama i może ta świadomość daje mi odrobinkę światełka na troszkę lepsze jutro. Przykro mi, że wszystkie cierpimy z tego samego powodu. Dzieci nie powinny odchodzić...

Dla naszych cudownych aniołeczków (***)
Zuzieńko, kocham, tęsknię... Kiedyś się spotkamy... 
Ola mama Zuzi Aniołka

Re: Dzięki
małgorzata  
18-09-2007 15:53
[     ]
     
Tak bardzo mi przykro... Ale dobrze,że znalazłaś to forum, ono daje wsparcie, pomaga i dodaje sił. Pisz i pamiętaj,że nie jesteś sama 


Re: Dzięki
zuziak25  
19-09-2007 11:37
[     ]
     
Olu strasznie mi przykro...Tutaj może znajdziesz pocieszenie ale wiedz,że na pewno zrozumienie.Zaglądaj często.
Dla twojej Córeńki (*) 
Ola Mama Aniołka Tomka 04.04.2007
http://www.swiatelkapamieci.pl/2007/1614-pamieci--tomasz-kowalski-04042007.html

Re: Historia naszej Zuni...
edi7  
18-09-2007 16:43
[     ]
     
Przykro mi bardzo,że i Twoja córcia zamieszkała gdzies z dala od Ciebie.Mój Jacek byłby już biegającym dwulatkiem,odszedł przez pępowinę,był duży i zdrowy.Nieraz serce boli,nieraz płaczę,ale wiem,że to niczego nie zmieni.Ból będzie nam zawsze towarzyszył.
Przytulam
a dla córci(******) 
edyta

Re: Historia naszej Zuni...
she28  
19-09-2007 11:18
[     ]
     
Olu tak bardzo mi przykro...dla Twojej Córuni(*)(*)(*) 
Monika

Mama Aniołka Kubusia [*]
ur.zm.03.04.2007....Jestes całym moim swiatem...
...to nieprawda że Ciebie juz nie ma...jesteś choć daleko stad...to nie prawda ze Ciebie juz nie ma...trzymam Twoją dłoń
i sierpniowej Niespodzianki

Re: Historia naszej Zuni...
laura123  
20-09-2007 16:20
[     ]
     
Kochana strasznie mi przykro.Zaglądaj na forum jak najczęściej jesteśmy tu aby sobie pomagać i wysłuchać....
Dla naszych Aniołków(*******) 


Re: Historia naszej Zuni...
ola  
20-09-2007 23:15
[     ]
     
Dla twojej Zuzanki(****)
I dla mojej Zuzanki(****)
Przytulam ...Ola mama Zuzi.Za miesiąc minie rok od jej odejścia a ból ogromny.Już nigdy nie będę tą samą Olą. 


Re: Historia naszej Zuni...
Karolina2111  
21-09-2007 14:21
[     ]
     
Witam Cie! Bardzo Ci współczuję, dobrze wiem co przezywasz, bo dokładnie 2 miesiące temu stało nam sie to samo. Straciliśmy naszą Julkę w 37 tyg. ciąży. Całą ciążę znosiłam super, cały czas pracowałam, wyniki były w normie, nic co mogłoby nas i lekarza zaniepokoić. I nagle 13 lipca-piątek, nie mogłam spać, wiedziałam że coś jest nie tak, nie czułam ruchów, z rana pojechalismy do szpitala i ......... okazało się że serduszko naszego maleństwa nie bije. Nie mogłam w to uwierzyc, 10 dni wcześniej byliśmy na wizycie u ginekologa i było wszystko wporządku, a tu nagle.... taka wiadomość, nie wierzyłam lekarce, która robiła mi usg ;/ Lekarze też nie wiedzieli co mogło się stać. Krótka odpowiedź: dziecko nie żyje i trzeba je urodzić naturalnymi siłami. Te 2 dni były okropne, miałam skurcze, ale rozwarcia nie było. Mąż był cały czas przy mnie, nie wiem jakbym dała sobie radę bez niego. Wkońcu urodziłam........ nie widziałam naszego dzieciątka, zabrali ją od razu po porodzie. Po powrocie ze szpitala czułam się paskudnie, całymi dniami leżałam w łóżku , płakałam, nikt nie potrafił mi tego wytłumaczyć co się stało. Sekcja zwłok nie wykazała żadnej wady, była zdrowa nasza kruszynka.Dzisiaj mineły 2 miesiące, myślałam że najgorsze juz mamy za sobą, ale teraz czasami jest o wiele ciężej niż po porodzie. Wracają myśli, płaczę gdy widzę małe dzieci, tęsknię za moją Julcią, chciabym ją przytulić, pocałować. Nie było nam to dane, nie wiem dlaczego Bóg nas tak ukarał i nam ją zabrał. Wróciłam do pracy, ale żyję z dnia na dzień. Cały czas myślę o naszym dziecku, kocham ją bardzo. Piszcie: Karolina2111@interia.pl
Smutasek napisał(a):
> 16.09.07 minął miesiąc od momentu, kiedy nasz promyczek pojawił się na ziemi by za dwie godziny stać się aniołkiem... :(

>

> Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie byłam super zadowolona. Była to planowana wpadka, jeśli tak można to ująć. Ale gdy mój ówczesny mąż skakał do góry z radości i gdy pierwszy raz zobaczyłam na ekranie usg malusią fasolkę to pojawiły się łzy szczęścia.

>

> Zaczął się okres dbania o maluszka, nastał czas zdrowego trybu życia, czas nadziei, marzeń... Czas najpiękniejszy w moim życiu.

> Przez ciążę przechodziłam super dobrze. Wszystkie wyniki prawidłowe, dzidzia rozwinięta jak należy, rosła jak na drożdżach, co potwierdzała odpowiednimi kuksańcami. Później leżałam tydzień w szpitalu, stawiała mi się macica, ale Fenoterol dał radę.

> Problem pojawił się wtedy, gdy drugi raz trafiłam do szpitala (bolał mnie brzuch tak jakby to był jajnik, albo wyrostek). Drugi raz składał się z trzech razy dokładniej, bo raz I-y zgłosiłam się w pon. koniec 37tc. Zbadano mnie pod kontem porodu i odesłano do domu (nie rodziłam), II-i pojawiłam się w czw., żeby poleżeć cztery dni - nie robili żadnych badań tylko było KTG. Wyszłam do domu we wtorek by chwilę po północy w środę pojawić się tam z powrotem. Już mieliśmy dosyć z mężem drogi z Obornik śl. do Trzebnicy (tam rodziłam). Wtedy już do końca leżałam w szpitalu.Okazało się (najpierw musiałam odbębnić noc na porodówce, chociaż nie rodziłam), że mam kamienie w nerce i dlatego mam takie bóle, zaczęto szprycować mnie Spasmalgonem... I wtedy zaczął się mój koszmar.

> Dzidzia nie kopała już tak jak wcześniej, właściwie to prawie w ogóle się już nie ruszała. Jak zgłaszałam to lekarzom to mówili, że to normalne, bo ma mało miejsca w brzusiu i nie ma jak się ruszać. Jak zgłaszaliśmy z mężem, że nie podoba nam się zapis KTG (zamiast zygzaków na zapisie była prost kreska) cały czas mówili, że wszystko jest ok.

>

> 16.08.07 pojęto decyzję o wywołaniu u mnie porodu naturalnego, ale jak stwierdził ordynator, nie będą ryzykować i zrobią cc (ryzykować w jaki sposób, czym. przecież podobno wszystko było ok). Jak już zobaczyłam naszego skarba (płakała, była różowiótka, tak jak zdrowy babas, lekarz robiący cc powiedział, że dostałaby 9 pkt.) okazało się, że mam cystę na prawym jajniku, która krwawi i trzeba wyciąć. Może to ta cysta mnie tak bolała a nie nerki. Byłam pewna, że wycinają mi jajnik, ale pomyślałam, że to nic, miałam przecież moje słoneczko, które miało się świetnie.

> Potem przyszła neonatolog i powiedziała, że Zuzia jest w stanie agonalnym i ją reanimują. Powiedziała to takim tonem, jakby miała do mnie pretensje, że ją ratują...

>

> To smutną informację przekazała mi stażystka ze łzami w oczach... Chciałam jej podziękować później, że jako jedyna była ludzka w tej naszej tragedii. Jak mąż przyjechał do szpitala i chciał się dowiedzieć co się dokładnie stało, to nie bylo nikogo z kim mógłby porozmawiać, wszyscy zginęli nagle dziwnym trafem, tak nawiasem pisząc to książkę mogłabym napisać jak zostaliśmy potraktowani tam, ale to może kiedyś przy okazji.

>

> Minął miesiąc. Mówią, że czas leczy rany, w moim przypadku jest chyba odwrotnie. Nie znamy przyczyny dlaczego nasz upragniona Zuzia jest aniołkiem. Sekcja nie wykazała żadnych wad, więc dlaczego??? Czy to lekarze coś spaprali? Była przecież taka silna jak była we mnie.

> Wczoraj z mężem byliśmy na festynie związanym ze świętem sadów. Ryczałam jak bóbr bo chciałam jej kupić balona (widziałam jak inne dzieci je niosą w ręku), mąż powiedział, że nie będzie pasował na cmentarzu - miał rację... Ale czy nie mam prawa, żeby kupić swojemu dziecku balona???

>

>

> p.s. Nie bardzo wiem jeszcze jak się poruszać na forum, więc z góry przepraszam jeśli nabroiłam.

>

>

> Zuneńko, tak bardzo tęsknię... Kochamy Cię skarbeńku nad życie!


Smutasek napisał(a):
> 16.09.07 minął miesiąc od momentu, kiedy nasz promyczek pojawił się na ziemi by za dwie godziny stać się aniołkiem... :(

>

> Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie byłam super zadowolona. Była to planowana wpadka, jeśli tak można to ująć. Ale gdy mój ówczesny mąż skakał do góry z radości i gdy pierwszy raz zobaczyłam na ekranie usg malusią fasolkę to pojawiły się łzy szczęścia.

>

> Zaczął się okres dbania o maluszka, nastał czas zdrowego trybu życia, czas nadziei, marzeń... Czas najpiękniejszy w moim życiu.

> Przez ciążę przechodziłam super dobrze. Wszystkie wyniki prawidłowe, dzidzia rozwinięta jak należy, rosła jak na drożdżach, co potwierdzała odpowiednimi kuksańcami. Później leżałam tydzień w szpitalu, stawiała mi się macica, ale Fenoterol dał radę.

> Problem pojawił się wtedy, gdy drugi raz trafiłam do szpitala (bolał mnie brzuch tak jakby to był jajnik, albo wyrostek). Drugi raz składał się z trzech razy dokładniej, bo raz I-y zgłosiłam się w pon. koniec 37tc. Zbadano mnie pod kontem porodu i odesłano do domu (nie rodziłam), II-i pojawiłam się w czw., żeby poleżeć cztery dni - nie robili żadnych badań tylko było KTG. Wyszłam do domu we wtorek by chwilę po północy w środę pojawić się tam z powrotem. Już mieliśmy dosyć z mężem drogi z Obornik śl. do Trzebnicy (tam rodziłam). Wtedy już do końca leżałam w szpitalu.Okazało się (najpierw musiałam odbębnić noc na porodówce, chociaż nie rodziłam), że mam kamienie w nerce i dlatego mam takie bóle, zaczęto szprycować mnie Spasmalgonem... I wtedy zaczął się mój koszmar.

> Dzidzia nie kopała już tak jak wcześniej, właściwie to prawie w ogóle się już nie ruszała. Jak zgłaszałam to lekarzom to mówili, że to normalne, bo ma mało miejsca w brzusiu i nie ma jak się ruszać. Jak zgłaszaliśmy z mężem, że nie podoba nam się zapis KTG (zamiast zygzaków na zapisie była prost kreska) cały czas mówili, że wszystko jest ok.

>

> 16.08.07 pojęto decyzję o wywołaniu u mnie porodu naturalnego, ale jak stwierdził ordynator, nie będą ryzykować i zrobią cc (ryzykować w jaki sposób, czym. przecież podobno wszystko było ok). Jak już zobaczyłam naszego skarba (płakała, była różowiótka, tak jak zdrowy babas, lekarz robiący cc powiedział, że dostałaby 9 pkt.) okazało się, że mam cystę na prawym jajniku, która krwawi i trzeba wyciąć. Może to ta cysta mnie tak bolała a nie nerki. Byłam pewna, że wycinają mi jajnik, ale pomyślałam, że to nic, miałam przecież moje słoneczko, które miało się świetnie.

> Potem przyszła neonatolog i powiedziała, że Zuzia jest w stanie agonalnym i ją reanimują. Powiedziała to takim tonem, jakby miała do mnie pretensje, że ją ratują...

>

> To smutną informację przekazała mi stażystka ze łzami w oczach... Chciałam jej podziękować później, że jako jedyna była ludzka w tej naszej tragedii. Jak mąż przyjechał do szpitala i chciał się dowiedzieć co się dokładnie stało, to nie bylo nikogo z kim mógłby porozmawiać, wszyscy zginęli nagle dziwnym trafem, tak nawiasem pisząc to książkę mogłabym napisać jak zostaliśmy potraktowani tam, ale to może kiedyś przy okazji.

>

> Minął miesiąc. Mówią, że czas leczy rany, w moim przypadku jest chyba odwrotnie. Nie znamy przyczyny dlaczego nasz upragniona Zuzia jest aniołkiem. Sekcja nie wykazała żadnych wad, więc dlaczego??? Czy to lekarze coś spaprali? Była przecież taka silna jak była we mnie.

> Wczoraj z mężem byliśmy na festynie związanym ze świętem sadów. Ryczałam jak bóbr bo chciałam jej kupić balona (widziałam jak inne dzieci je niosą w ręku), mąż powiedział, że nie będzie pasował na cmentarzu - miał rację... Ale czy nie mam prawa, żeby kupić swojemu dziecku balona???

>

>

> p.s. Nie bardzo wiem jeszcze jak się poruszać na forum, więc z góry przepraszam jeśli nabroiłam.

>

>

> Zuneńko, tak bardzo tęsknię... Kochamy Cię skarbeńku nad życie! 


::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora