dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> DZIECI STARSZE
Nie jesteś zalogowany!       

O granicach złości i rozpaczy
mharrison  
30-05-2007 08:58
[     ]
     
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,4178794.html 


Re: O granicach złości i rozpaczy
asia122  
30-05-2007 13:04
[     ]
     
.... wszystko tu rozumiem i roizpacz tych rodziców... i to, że szukaja winnych. To wyraz bólu i smutku, nalezy wybaczyć takie postepowanie. Nie mogę zrozumieć natomiast zachowania księdza, zakonnicy, tych, którzy powinni być pierwsi na miejscu wypadku. Bez względu na to, co by tam zastali. Koeljny raz duchowni zaskoczyli mnie swoim brakiem uczucia i zrozumienia. Chociaz z własnego doświadczenia wiem... ze to niestty nie pojedyńcze przypadki. Ogromnie współczuję wszystkim rodzicom... 


Re: O granicach złości i rozpaczy
angela  
30-05-2007 14:18
[     ]
     
Zastanawiam sie czy to ,ze winni zyli by i staneliby przed sadem-ulzyloby tum rodzicom? Wypowiem sie z wlasnego doswiadczenia-napewno nie.Dlaczego jak Bog chcial go tak zabrac do siebie ,nie stala sie prawda pierwsza wersja z pogotowia lekarka stwierdzila ze udusil sie wymiocinami(bo moze za duzo wypil)Odbyl by sie pogrzeb,placz lament i zaloba,i takie cierpienie nie do zniesienia nastepnego kazdego dnia-ktore wszystkie przeciez przezywamy.Ale nie stety-prokurator stwierdzil pekniecie podstawy czaszki i zaraz znalezli sie swiadkowie.Jest winny-smierci mojego syna,ma art.148-zabojstwo.Pol roku przerwy po pogrzebie i od nowa wbijanie szpili w serce.Widze go stoi na sali rozpraw-spokojny tak jak by sie nic nie stalo.o Od czasu do czasu spoglada na swoja matke-placze.Minal rok -ostatnia rozprawa.Patrzy mi w oczy-Nie chcialem zabic Pani syna -przepraszam -stal tylem ,mial kaptur bylem przekonany,ze to MArcin,chlopak ktory mnie wczesniej pobil,Marcin tez mial tego koloru kaptur-to byl taki odruch,tylko raz uderzylem go w glowe-juz czasu nie cofne.15 lat-tyle rzada prokurator-5 marca zapadl wyrok.Ja stracilam jedynego syna,cierpienie jakie przeszlam-tulajac sie po sadach jest nie do opisania,a zycie teraz jest...Utkwily mi slowa z tego reportazu...A w domu Ojca jest cieplo.Tam umarle dzieci czekaja na swoje matki,na zbolalych ojcow.Bedzie spotkanie,wszyscy mamy to obiecane.Tylko nie trzeba sie buntowac.Bo Bog nie jest winny niczemu...Duzym pocieszeniem tu na forum sa dla mnie,wypowiedzi twoje Asiu122-dziekuje.POzdrawiam wszystkie mamy. 
angela

Re: O granicach złości i rozpaczy
Ilona  
30-05-2007 15:14
[     ]
     
Tydzień po wypadku mojego syna w szkole był bal dla absolwentów gimnazjum. Wracałam tego dnia z mężem z cmentarza i widziałam Jego kolegów w garniturach, uśmiechniętych, szczęśliwych, przeszłam szybko, było mi strasznie żal, rozpacz, tęsknota do dzisiaj rozrywają mi serce i tak już zostanie. Ale nie miałam i nie mam żalu ani do szkoły, ani do dyrekcji czy kolegów że na bal poszli. Niedawno oglądałam zdjęcia na stronie szkoły z balu, po co? żeby kiedyś opowiedzieć Pawełkowi. 3 tygodnie przed wypadkiem kupiłam mu nowe ubranie: garnitur, buty, koszulę wszystko nowe na egzaminy na koniec III klasy i na bal na koniec szkoły. Był taki szczęśliwy, w tym ubraniu poszedł w swoją ostatnią drogę, chciałam żeby było mu wygodnie.
Paweł był z kolegą TEGO dnia, na pewno w pierwszym odruchu, zaraz po otrzymaniu wiadomości i jakiś czas potem myślałam dlaczego On? dlaczego nie tamten? pewnie gdzieś z tyłu w sercu czasem ta myśl się jeszcze odezwie, ale nie jest już tak wyraźna. Po roku po raz pierwszy z tym chłopcem zamieniłam 3 słowa, oni wychowywali się razem na jednym podwórku od urodzenia, tamten przychodzi często do Pawełka na grób, był na mszy… Czy mam go potępiać całe życie? Dlatego że jest?
Bardzo długo obwiniałam się o śmierć Synka, że pozwoliłam mu pójść z kolegą, że pozwoliłam pojechać, że wczesniej nie zadzwoniłam, że już po wypadku, chociaż nie wiedziałam przecież co się stało napisałam mu sms „Może byś się w końcu odezwał”, tego sms nie mogę darować sobie do dziś…
Jeszcze tego samego dnia wykrzyczałam Bogu wszystko, dlaczego, za co, przecież Paweł przygotowywał się do bierzmowania, chodził ze mną co niedziela do kościoła, był dobrym dzieckiem, więc za co? Nawet tu na forum pisałam „że nie ma już nic ani wiary ani nadziei, że została tylko miłość”. Dzisiaj po roku wiem że jest i wiara, nadzieja i miłość. Bez Boga dzisiaj by mnie nie było, żyje tylko dzięki wierze, nadzieję mam że kiedyś się zobaczę z Pawełkiem, a miłość…. ona nie umiera…
Mam jeszcze jedno do załatwienia: musze całą sprawę wyjaśnić na policji i w prokuraturze, ciągnie się już rok, ale chcę wyjaśnić, nie szukam zemsty, chce żeby to wreszcie się skończyło, a kiedyś żebym mogła Synkowi powiedzieć że zrobiłam wszystko co mogłam…. 


Re: O granicach złości i rozpaczy
Kasiek  
30-05-2007 18:19
[     ]
     
mam taki same odczucia i żali jak Ty. Codziennie widzę dzieci z klasy Korci i zastanawiam się dlaczego to nie Klaudia, czy Paulina nie zachorowały? Dlaczego Korcia odeszła a nie ktoś inny, inne dziecko. Wiem , że to okrutne co piszę, ale też wolałabym dawać Korci na Kwiatki na grób koleżanki czy kolegi i mówić:" Biedna mama, tata, taka wielka strata, współczuje, oby nigdy mnie to nie spotkało".Już dawno bym przestała chodzić do kościoła,wyparłabym sie Boga ale strach że w ten sposób zaprzepaściłabym marzenia o tym , że kiedyś się spotkamy, że znów będę razem z moja Korcią, znowu będziemy się przytulać i ciągle będę jej mówić jak bardzo ją kocham.Mam dopiero 32 lata, ile to jeszcze czasu będę czekać na to spotkanie? Często jak siedzimy sobie na cmentarzu to marzymy sobie z mężem. Ja Mówię jak to kiedyś Korcia nam wszystko wytłumaczy, opowie , jak widziała nas płaczących i chciałą nam powiedzieć żebyśmy się nie martwili bo jej było już bardzo dobrze. Kocham Cię myszeczko !!!! 


Re: O granicach złości i rozpaczy
iza68  
30-05-2007 19:52
[     ]
     
zazdroszcze Wam tej wiary w Boga,ja juz w nic nie wierze.....
http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/pamiec387.htm 


Re: O granicach złości i rozpaczy - do Angeli, Ilonki i innych...
asia122  
31-05-2007 08:59
[     ]
     
Angelo, kiedyś juz napisałam, że nawet gdybym mogła ulżyć jednej duszy, to jestem szczęsliwa. Dziś nie użałam się juz nad soba... czasem idę na grób synka, machinalnie zapalam znicz, żegnam się... i patrzę, czy ładnie wygląda. Pamiętam te małą twarzyczkę, jak przez mgłę. Do dziś żałuję, że wtedy nie wyjęłam Go z trumny i nie trzymałam w objęciach... On był na tym świcie tylko trzy dobry. Dlatego kolejny raz (chociaz już o tym pisałam) żal rozrywa mi serce, gdy umierają dzieci, duże dzieci, Twój Synek Angelo, Twój Pawełek Ilonko... synek Tereni i Zbyszka (odpisz Tereniu), Laura - córeczka Basi, Magdalenka, Dorotka, Zosia, Stefcia, Mikołaj... (przepraszam, ale już nie mogę). Dziś patrzę na mojego synka 14-letniego urwisa... niedługo muszę mu kupić garnitur... która mama mogłaby pomyśleć, że może on posłużyć do czekokolwiek innego jak nie do popisywania się przez dziewczynami? A jednak życie pisze tak straszne scenariusze... straszniejsze, niż najgorszy horror. Angelo, podziwiam Cię... że potrafiłaś wybaczyć... mojego małego synka zamęczyli lekarze, ale ja wybaczyć nie umiem i nie chcę. Lekarka, która Go wysłała do tego szpitała zginęła tragicznie... a ja powiedziałam, że to i tak była za mała kara. Wiele naszych dzieci dziś byłoby z nami, gdyby ktoś inny się nimi zajmował, gdyby trafiły na dobrego lekarza, gdyby nie szli ta ulicą, gdyby nie poszli na tę imprezę... gdyby nas posłuchali, albo gdyby nas nie posłuchali! Zazdroszę Ci, że ufasz i wierzysz... ja od śmierci mojego drugiego dziecka (4 m.c.) ... wierzę bardziej ze strachu, niż przekonania. I Bóg o tym wie... i chociaz myslę, że mam jeszcze sporo czasu, aby zasłużyć na Niebo... to jestem w błędzie. Wczoraj powiedziałam mężwi, że obok grobu naszego synka, jest wolny grób... i że chciałabym go wykupić, dla siebie... dla nas. Nie był zadowlony... A kto tu chce umierać, zwariowałaś... kup sobie nowa sukienkę, a nie myśl o wykupowaniu grobu. Ale on jest w błędzie... im dłużwj jestem na tym forum, tym coraz bardzoej do mnie dociera, jak śmierc pojawia się nagle i ważne jest wtedy nawet to, gdzie leży ktoś nam bliski. Tobie Angelo, Ilonko... ściskam Was kochane Moje, Malgosiu Skorek, Alunia (mama Madzi) - to Wy straciłyście tak bardzo niedawno swoje dorosłe, albo prawie dorosłe dzieci. Jakkolwiek odbiera się śmierć... i jeżeli nawet nasza wiara obiecuje nam życie wieczne... jedno dziś wiem na pewno... Dzieci nie powinny umierać... tu został zburzony jakiś porządek, ktos do końca nie pomyślał. Jacy rodzice zasłużyli sobie na takie cierpienie?????! A jeżeli nawet ktoś chciał ich ukarać... to dlaczego kara musi być aż tak okrutna i nieodwracalna????
I na koniec : Ilonko: ileże razy, kiedy mój syn się spóźnia, to ja posyłam mu kilka ostrych słow droga sms-ową. Ale to tylko dowód, jak bardzo się troszczymy. Kiedyś napisałam zbyt ostro... i naszła mnie myśl, że gdyby "coś" mu sie stało, to to byłyby ostanie słowa, skierowane do Niego. To jednak nic nie znaczy... bo tylko my i Bóg wie, jak bardzo kochamy nasze dzieci,,, i cokolwiek robimy to tylko z troski o nie. Te kłotnie o późne powroty, i o to, że nie chce się uczyć... że w nowych skarpetach biega po domu, wycierając kurze... że nie myje po sobie wanny, że ma nieustanny bałagan w swoim pokoju. Ilez razy jest o to kłótnia, ale czy to znaczy, że nie kocham swoje synka? A najważniejsze jest, że nasze dzieci Twój synek Pawełek, synek Angeli (chyba Patryk-przepraszam, gdy się pomyliłam), dobrze wiedzą, sczzególnie tam, gdzie są, jak wielka jest wasza miłość... miłość wszystkich matek. Ktoś kiedyś powiedział, jeżeli są rzeczy, których nie zdążyłeś powiedzieć tu na ziemi... powiedz teraz... ponieważ nasi bliscy zmarli są obok każdego dnia... i nawet tam, gdzie są chcą słuszeć słowa naszej miłości. No i fajnie... znów się rozpisałam, ale słowa jakos same się układały... a ja nie potrafię skończyć, dopóki nie wyraże wszystkie, co mi leży na sercu.
Wszystkim cierpiącym mamom dużo siły... i nadzieji... w oczekiwaniu na lepsze dni, które muszą w końcu nadejść. Bo ponoć jak Bóg zamyka drzwi... to otwiera okno. Niech te okna błękitne otwierają się dla Was każdego dnia... w najmniejszych nawet sprawach. Niech to przyniesie ulegę Waszym strapionym sercom. Światło dla Naszych Aniołów (***) 


Do Asi...
Ilona  
31-05-2007 11:11
[     ]
     
Dziękuję Ci za Twoje słowa, oczywiście rycze jak wół, i nici z mojej pracy dzisiaj, ale tak mam od kilku dni i nic nie poradzę...
Kiedy czytam to co piszesz, o swoim synku, tak jakbym czytała o sobie, ile razy mówiłam, posprzatajcie, umyjcie, odkurzcie, wpadałam w złość, chciałabym cofnąć czas, chciałabym nigdy nie wysłać tego sms (chociaż to tylko sms).Jest ostatnio w telewizji taka reklama chyba PLUSA, gdzie ojciec dzwoni do syna a ten nie odbiera telefonu, i koniec jest chyba taki "żeby nigdy nie zbrakło Ci czasu na wyrażenie uczuć" (czy cos podobnego)... Tak chciałabym mieć jeszcze troche tylko tego czasu, jeszcze raz przytulić, pocałować... Dzisiaj boje się tylko tego że może jeszcze długo będę musiała czekać żeby to zrobić... 


Re: Do Asi... do Ilonki
asia122  
31-05-2007 13:01
[     ]
     
Skarbie drogi... pisałaś kiedyś, jak cęsto rozmawiałaś z Pawełkiem, jak siedziałaś z Nim w kuchni i gadałaś na różne tematy. Czy matka, która nie kocha i dziecko nie kocha matki mogłoby tak się zachowywać. Główny problem między nami, to to, że nie umiemy rozmawiać ze swoimi dziećmi. A ilez to razy, co chwila do Ciebe dzwonił... ile wysłał Ci słodkich sms-ów. Myślę, ze Pawełek bardzo Cię kochał, i miał do Ciebie zaufanie, rozmawiał z Tobą, lubił z Tobą przebywać, czuł się przy Tobie szczęśliwy i wiedział, jaką ma wspaniałą mamę. A, że czasem krzyczałaś... a kto tego nie robi! A co by było, gdyby im na wszystko pozwalać. Coś Ci powiem: Pewna matka zachowywała się dokładnie, jak my... w zamain słyszała ciągle: "nie truj mama... Powiedziała sobie "dość!, od dzisiaj mnie nie obchodzisz, rób co chcesz!". Na początku było super, mama nie truła, o nic nie pytała, śmierci wychodziły już z pokoju tego chłopca, oceny się pogorszyły, no bo po co się uczyć, nauczyciele zaczęli miec pretensje... w końcu się doigrał. Z powodu złych ocen mama została wezwania do szkoły: " Nie pójdę - odpowiedziała, skoro sam wiedzialeś jak żyć, to teraz sobie radź". Poczuł się odepchnięty, a co najdziwniejsze - brakowalo mu tych marudzeń mamy, gnania do nauki, natarczywych sms-ów o powrót do domu, kłótnie o sprzątanie... i poczuł się bardzo nieszczęsliwy. Pewnego dnia kupił mamie bukiet kwiatów: Zaskoczona mama - A to z jakiej okazji" - bez okazji - odpowiedział syn, Kocham Cie mamo, i chcę, żeby było, jak dawniej. Od dziś będziesz mi jeszcze pomagał w gotowaniu - zaśmiała się mama i mocno przytuliła syna. Na drugi dzień, jak to zwykle bywało, zanim wszedł, już usłyszał" Wynieś śmieci", po raz pierwszy, bez szemrania wyniósł śmieci, posprzątał, odborił lekcje... i czuł się znowu szcześliwy. Jaki z tego wniosek... Pawełek i wszystki dzieci tak naprawdę kochają nawet nasze krzyki i narzekanie, bo kochają nas. A my jestesmy tylko ludźmi. Dlatego, nie płacz kochanie, Ty inaczej, niż w tej reklamie zdążyłaś powiedzieć te wszystkie piękne słowa... bo nie trzeba czasem mówić wprost "Kocham", żeby ktoś o tym wiedział. Ty swoim postępowaniem codziennie mówiłaś Mu "Kocham". Między mamą a dzieckiem istnieje ten szyfr... czasem nie trzeba słów. Jestem z Tobą... postaraj sobie wybaczy wszystko, co Ci jeszcze lezy na serduszku, ale ja myślę, że nie ma czego! Ściskam Cię mocno! Nadejdą jeszcze dobre dni! 


::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora