dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> POCIESZENIE PO STRACIE
Nie jesteś zalogowany!       

,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
T.A.M.  
20-04-2009 01:32
[     ]
     
"Kiedyś rosły trzy drzewa. Wszystkim trzem gwałtowna burza złamała po dużej gałęzi. Każde z nich poradziło sobie w inny sposób z tą stratą. W kilka lat po burzy poszedłem obejrzeć te drzewa. Odnalazłem je i rozmawiałem z nimi.

Pierwsze drzewo jeszcze nie uporało się ze stratą. Wiosną każdego roku, kiedy promienie słońca namawiają je do wzrastania,mówi:"Nie, nie mogę, bo brakuje mi ważnej gałęzi." Zauważyłem, że to drzewo nie urosło i zostało w cieniu innych. Słońce do niego nie docierało. Jego rana była widoczna i niezabliźniona. Ślad po utraconej
gałęzi był najwyższym punktem drzewa. Drzewo nie rosło dalej.

Drugie drzewo tak bardzo przestraszyło się bólu, że postanowiło szybko zapomnieć o tej stracie. Trudno było je odnaleźć, bo leżało przewrócone na ziemi. Wiosenna burza wyrwała je z korzeniami. Drzewo nie mogło utrzymać się w ziemi.Ślad po ranie był prawie niewidoczny,
leżał przykryty mokrymi liśćmi i gnił.

Trzecie drzewo przestraszyło się także bólu i pustki, ale postanowiło ich nie negować. Kiedy pierwszej wiosny promienie słońca zaprosiły je do wypuszczenia liści,powiedziało:"W tym roku jeszcze nie jestem gotowe."
Gdy promienie słońca w kolejnym roku ponowiły zaproszenie, drzewo odpowiedziało:"Proszę Cię, ogrzej mnie tak, żeby ogrzać moją ranę. Moja rana potrzebuje ciepła. Musi wiedzieć, że jest moją częścią."
Kiedy zaś promienie słońca powróciły po raz trzeci kolejnej wiosny, drzewo powiedziało:"Pozwól mi wzrastać, wiem, że mogę jeszcze rosnąć dalej."
Trzecie drzewo też było trudno odnaleźć, a to dlatego, że nie spodziewałam się, tak urośnie i będzie takie mocne. Na szczęście rozpoznałem je po zabliźnionej ranie, którą z dumą pokazywało w słońcu."

Manu Keirse

Dzisiaj mija dziewięć miesięcy odkąd małe dzielne serduszko mojego synka przestało bić...
Dziś boli, smutno, źle... chciałabym się zwinąć w kłębek i udawać, że mnie nie ma...
Dzisiaj chciałabym Wam drogie Mamy podziękować za te wszystkie chwile, gdy mogłam się do Was ,,przysiąść'', jak do ogniska,za to,że mogłam ogrzać moją ranę, która tak potrzebuje ciepła...za to, że choć nic nie mówiłam,byłam mniej samotna, bo mogłam poczuć się jedną z Was...
Dziś chciałabym i Wam kochane, i sobie, życzyć odwagi, cierpliwości i siły właśnie tego trzeciego drzewa. By i dla nas przyszedł moment ,,wiem, że mogę jeszcze...''.Choć podejrzewam, że dla każdej z nas, ten momen może oznaczać coś innego.

Ania, mama Teo(15.07.08-20.07.08) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Elżbieta P.  
20-04-2009 01:40
[     ]
     
Piękna przypowieść i jakże prawdziwa.Życie okaleczyło nas jak te drzewa w czasie burzy.
Ile od nas samych zależy i jak wiele od życzliwości
innych ludzi, byśmy mogły dalej żyć dla swoich bliskich i wreszcie dla samych siebie. 


Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
jolek  
20-04-2009 07:19
[     ]
     
Piękne -daje do myślenia .My dziękujemy .Promyczki dla Twojego synka *((****))** 
mama Kasieńki

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
bebla  
20-04-2009 07:44
[     ]
     
jestem pierwszym drzewem, brakuje najważniejszej gałęzi 
------------------------
Krzyś 36tc ur.29.10.2008 zm.30.10.2008
Agnieszka ur.17.12.2009
Karolek zm...(16tc?) - ur.11.08.2013 21tc
Jacuś ur.14.08.2014

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Ewa41  
20-04-2009 08:03
[     ]
     
Jestem każdym drzewem ... na różnym etapie ... ale najbardziej potrzebuję Waszego ciepła ,bo rana nadal jest i to bardzo głęboka...
Dałam nowe życie to prawda i fakt.
Jestem jednak wrażliwsza,delikatniejsza i bardzo łatwo mnie zranić.
Pozdrawiam Was i czuję się wdzięczna każdej z mam z forum jesteście bardzo ciepłe i kochające mimo doświadczeń tak okrutnych i bolesnych.Ewa41 mama Agnieszki<*> Agaty i Kuby. 


Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
EwelinaW  
20-04-2009 10:47
[     ]
     
piękne i jakże prawdziwe słowa. U mnnie lada moment minie 11 miesięcy, więc czas u nas podobny. Ja już czuję,że mogę więcej, chcę więcej... 
"Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Werka  
20-04-2009 11:19
[     ]
     
Bardzo piękna ta historia...cięzko mi powiedzieć do którego drzewa pasuje, napewno nie do drugiego. U mnie za 2 dni pierwsza rocznica...ciezke dni i mi strasznie cięzko. Myslałam, że bedzie troche łatwiej...
Przytulam... 
Weronika
Aniołek Filipek
(*+ 22.04.2008)
http://filipreszela.pamietajmy.com.pl/

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
buleczka  
20-04-2009 11:23
[     ]
     
Piękna i prawdziwa opowieść.

Ja niewątpliwie jestem na etapie Trzeciego drzewa.

Mam olbrzymią ranę, ból i miłość. I z dumą pokazuję ją i o niej mówię. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
ciocia Filipka  
20-04-2009 23:40
[     ]
     
Piękne.. 
Ewelina, ciocia Filipka

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Marlena  
21-04-2009 10:54
[     ]
     
Pieknie ktos to napisl.... i jak trafnie to okreslil...
Kochane Mamy- czy odnajdujecie siebie w ktoryms z drzew? 
__________________________________

Tomulek(27tc)
Dzieciątko(12tc)
Maleństwo (6tc)

"Niczym fale morza"
T.A.M.  
19-05-2009 22:36
[     ]
     
Bardzo lubię tą opowieść o drzewach, lubię do niej wracać, przeglądać się w niej.
Pochodzi z takiej niewielkiej książeczki Manu Keirse ''Piętno smutku''. Dużo w niej takich prostych, ale madrych słów. Są tam też wiersze z tomiku wydanego przez belgijską grupę terapeutyczną dla rodziców po stracie. Ten jest mi szczególnie bliski.
I szczególnie dzisiaj... jutro kolejny 20, już dziesiąty:( miesiąc bez Teo

NICZYM FALE MORZA
Czasami nachodzi mnie pytanie''dlaczego?''
Niczym pętla zaciska mi się na szyi
Czuję się bezsilny
Dusi mnie
Zamyka na innych
Deprawuje
wprawia w złość
Nikt
nie może mi odpowiedzieć''Dlaczego?''
Żaden człowiek
ani Bóg
Dlatego zamykam się jeszcze bardziej

Jestem sam z moim pytaniem...
Powoli przechodzi...
Pytanie ''Dlaczego?'' traci władzę nade mną
Nie znam odpowiedzi, ale już wiem
''Co dalej?''
''Gdzie jestem?"
''Jak sobie poradzę?''...
Pytanie ''Dlaczego?''
wskazuje mi drogę.
Krok po kroku
Odnajduję ją...
Tę naznaczoną moim cierpieniem
Tę, która pozwoli mi przezwyciężyć ból
Moje oparcie- to nie odpowiedź,
ale akceptacja:
akceptacja nowej drogi
nowego celu

Towarzysz Niedoli


Ania, mama Teo(*15.07.08+20.07.08)

Ps.Osieroceni Rodzice z Białegostoku i okolic,jeśli czytacie, dajcie znać. Tu na forum albo na maila:
jakonczuk.anna@gmail.com 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 22-12-2009 22:42 przez T.A.M.

Bajka o smutku
T.A.M.  
15-06-2009 01:34
[     ]
     
Dziś Teo skończyłby 11 miesięcy...Dziś mi po prostu smutno. Bajkę o smutku znalazłam kiedyś w internecie, nie był podany autor, szkoda, bo nie wiem komu podziękować. Przepisałam ją już kiedyś w jakimś wątku, ale ciągle nas niestety przybywa...,więc powtórzę jeszcze raz.bardzo ją lubię, zwłaszcza w takie smutne dni

Ania, mama Teo(*15.07.08+20.07.08)


Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny,jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
-"Kim jesteś?" -Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"
-"Ach! Smutek!"-zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
-"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
-"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
-"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek,-"to dlaczego nie uciekasz przede mną.
Nie boisz się?"
-"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?"
-"Ja ... jestem smutny." -odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego.
-"Smutny jesteś ..."-powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.-"A co Cię tak bardzo zasmuciło?"

Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.
-"Ach, ... wiesz ..."-zaczął powoli i z namysłem-"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął.
-"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
-"Masz rację-potwierdziła staruszka-"ja też często widuję takich ludzi."

Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
-"Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia."
Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
-"Płacz, płacz smutku."-wyszeptała czule.-"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
-"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
-"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA " 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 22-12-2009 22:42 przez T.A.M.

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Enola1  
15-06-2009 08:02
[     ]
     
PO PROSTU PIĘKNĘ
DZIEKUJĘ CI ZA TĄ BAJKĘ 


Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
malgosia  
15-06-2009 09:53
[     ]
     
piękne to mało powiedziane cudne 


Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
patucha00  
15-06-2009 10:44
[     ]
     
śliczna bajka...



Patrycja - mamusia Alanka i Cyprianka (+17.03.2009, 22tc)
http://alanicyprianzawistowscy.pamietajmy.com.pl 


Kiedy kogoś kochasz i nie możesz być z tą osobą
T.A.M.  
19-06-2009 23:00
[     ]
     
"Kiedy kogoś kochasz i nie możesz być z tą osobą
nic nie może zapełnić tej pustki nieobecności,
nie próbuj tego załagodzić, po prostu zaakceptuj to i bądź silny.
To wydaje się trudne, ale to również wielka otucha
bo jak długo pozostanie ta pustka,
będziesz czuł łączącą was więź,
nawet jeśli to bolesne.
Im piękniejsze i bogatsze wspomnienia
tym trudniej przychodzi pożegnanie.
Wdzięczność przemienia ból wspomnienia
w cichą radość.
Pięknie przezyte chwile nie są zadrą w sercu,
ale drogocennym prezentem, który
będziesz nosił w pamięci.
Pamiętaj, żebyś nie żył tylko wspomnieniami
i nie zatracił się w nich,
nie oglądasz nieustannie drogocennego prezentu,
ale powracasz do niego w szczególnych momentach
Jest on ukrytym skarbem,
pewną własnością,
tylko tak przeszłość będzie
niewyczerpanym źródłem
szczęścia i siły"

Dietrich Bonhoeffer 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

"Towarzysz niedoli"
T.A.M.  
17-08-2009 21:42
[     ]
     
"Towarzysz niedoli" to tomik wierszy napisanych przez ludzi po stracie bliskiej osoby,przytacza je Manu Keirse w "Piętnie smutku"
Są takie momenty, jak dzisiaj...kiedy życie boli nie do wytrzymania,wtedy bardzo potrzebuję do nich wrócić

Trzymaj mnie mocno i otocz ramieniem
Wkoło mnie mroki ciemności
Znajduję się w szponach bezgranicznej samotności
Ciąży mi życie

Nie mów nic, słowa giną
Ich ciężar mnie przygniata.
Wiem, że dobrze chciałeś,
ale czasem słowa nie dochodzą do mnie,
to nie Twoja wina

Chcę się wypłakać w Twoich ramionach
Wysłuchaj mnie
Przetłumacz moje łzy na słowa
Niech Twoje ramiona będą moim schronieniem

Kiedy otoczy mnie Twoje przyjazne ciepło,
przenikliwy chłód świata odejdzie w zapomnienie
I choć nadal na mojej twarzy bedzie cierpienie
niczym nowo narodzony usłyszę śpiew ptaków.

"Towarzysz niedoli"

Ten właśnie wiersz już wiele razy mi pomagał "odbudować mosty" do ludzi, którzy nie wiedzieli jak, co powiedzieć...pomagał określić, czego tak naprawdę potrzebuję. Taki "gotowiec" na czas, gdy za bardzo boli, by tłumaczyć własnymi słowami.Może komus z Was też się przyda...

Ania, mama Teo(*15.07.08+20.07.08) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Kiedy kogoś kochasz i nie możesz być z tą osobą
krzewa  
15-09-2009 12:11
[     ]
     
"bo jak długo pozostanie ta pustka,
będziesz czuł łączącą was więź"

piekne :) 
Mama Aniolkow moich ukochanych... 'Aniol przybyl i odlecial. Raj jest jego domem'.

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
beata01  
17-08-2009 22:12
[     ]
     
Życzę Ci żeby ten moment przyszedł do Ciebie jak najszybciej, Mocno Cię Przytulam. 
Beata01 mama Zosi *02.07.2009 (16tc)

A dzisiaj bajka "O trzech złotych włosach"
T.A.M.  
14-09-2009 21:14
[     ]
     
"TRZY ZŁOTE WŁOSY"

Było to dawno temu, podczas głębokiej, ciemnej nocy- jednej z tych nocy, kiedy ziemia wydaje się czarna, a drzewa wyglądają jak zaciśnięte pięści wyciągnięte do nieba. Właśnie w taką noc szedł przez las samotny stary wędrowiec. Choć gałęzie drapały mu twarz, kłuły w oczy, oślepiały, cały czas trzymał przed sobą mały dogasający kaganek.

Wędrowiec stanowił niesamowity widok- długie,żółte włosy, krzywe pożółkłe zęby i zakrzywione paznokcie. Plecy miał przygarbione,jakby niósł worek mąki, a był tak stary i zgrzybiały, że skóra na twarzy, rękach i biodrach zwisała w luźnych fałdach.
Starzec przedzierał się przez las, wlókł się, chwytając gałęzie, ledwie dysząc. Stopy paliły go jak ogniem. Sowy w konarach drzew pohukiwały razem z jego skrzypiącymi stawami, kiedy krok po kroku posuwał się naprzód. W oddali migotało małe światełko; była tam chatka, ogień, przytulne miejsce, do którego zdążał.
Kiedy podchodził do drzwi, jego latarenka już dogasała, a był tak wycieńczony, że upadł na progu.

Wewnątrz przed ogniem buzującym na kominku siedziała kobieta. Gdy tylko starzec pojawił się w drzwiach, podbiegła do niego, podniosła, objęła ramionami i przeniosła do ognia. Trzymała go w ramionach, jak matka trzyma dziecko. Siedziała i kołysała się z nim w fotelu na biegunach. Przesiedzieli tak całą noc- biedny, słaby starzec jak worek kości i silna, choć też wiekowa kobieta kołysząca go i powtarzająca, że już wszystko będzie dobrze.

Przed samym świtem starzec zaczął młodnieć; był teraz pięknym młodzieńcem o gęstych, złotych włosach, silnych rękach i nogach. A ona dalej go kołysała.
Czas płynął, a młodzieniec zmieniał się w małego, ślicznego chłopczyka o pszenicznych złotych włosach.
O brzasku stara kobieta wyrwała szybko trzy złote włosy z główki dziecka i rzuciła na drewniane deski podłogi. Rozległ się dźwięk: tiiii, tiiii, tiiii.
A dziecko zsunęło się z jej kolan i pobiegło do drzwi. Odwróciło się do niej na chwilę, uśmiechnęło promiennie i wzbiło w niebo, by stać się błyszczącym porannym słońcem.

Clarisa Pinkola Estes "Biegnąca z wilkami" 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: A dzisiaj bajka "O trzech złotych włosach"
T.A.M.  
04-11-2009 13:51
[     ]
     
Dzisiaj znów czuję się jak ten staruszek z opowiadania...tylko, że ciągle nie doszłam do tego światełka w oddali, a sił już braknie na kolejny krok.


Dobijają mnie ostatnio teksty (nawet jeśli są mówione w dobrej wierze i z sympatii do nas) typu:
* zróbcie sobie następne to będzie mniej boleć
*czas się otrząsnąć z pierwszego niepowodzenia i wziąść się do roboty...zamiast ciągle rozdrapywać rany
*musicie sie lepiej postarać

Czasem zastanawiam się jak to jest i skąd się bierze...może w zbiorowej podświadomości mają takie odpowiedniki tutejszych hipermarketów , gdzie jest jakaś superpromocja na supertanie słowa- wytrychy na kazdą okazję,jak nie wiadomo co powiedzieć, a się człowiek czuje w obowiązku... bo słysze te teksty na każdym kroku, i po którymś kolejnym razie cholera mnie bierze i warczę!!!!!!!!!!

Prawdą jest, że niczego w tym momencie bardziej nie pragnę niż tego by nasza miłość znów stała się ciałem, które będzie rosło pod moim sercem, które wywróci znow do góry nogami nasze życie...i tego byśmy mogli co dzień patrzeć na tą istotkę, widzieć jak się zmienia, dojrzewa...i żeby to ona czy on kiedyś stał/a nad naszym grobem- z łezką tęsknoty, ale bardziej miłości i wdzięczności... nasze dziecko nad naszym grobem-NIE MY NAD NIEGO

Mam dosyć tłumaczenia...ciągle nie możemy nawet ryzykować ciąży, by historia się nie powtórzyła- bo mój głupi organizm mimo uplywu ponad roku nie uporał się z tokso
Wkurza mnie, że lekarze próbując mnie leczyć, rozwalili mi do końca odporność, wątrobę, żołądek..., a teraz rozłożyli ręce i powiedzieli, że nie wiedzą co dalej...widocznie taki mam dziwny organizm, a silniejszych leków już nie mają, a na wszystkich działają te i to niemożliwe, że po takim czasie i takiej dawce leków nie zadziałało...
miałam dosyć diagnoz typu wrózenie z fusów, nie dałam sobie wmówić, że to MOŻE mogą być sprawy nowotworowe...ale poczekajmy może organizm sam się wyreguluje... .
Odstawiłam leki i lekarzy, którzy mi nie służą, próbuję bardziej naturalnych środków, żeby chociaż zregeneowało się to, co oni rozwalili.

Czasem nawet na forum mi ciężko zaglądać, bo większość dziewczyn, które przyszły w tym czasie co ja już cieszy się kolejnymi maluszkami, żyje nadzieją na dwie kreseczki
Kolejne moje znajome są w ciąży, rodzą bez problemu zdrowe dzieci...a my ciągla mamy "czerwone światło"

Rozwalają mnie też teksty typu " musi być dobrze"- bo wcale nie musi... nikt nie wie,jak bedzie i podobnie jak ja nie ma na to wpływu, choćby nie wiem, jak bardzo chciał...
...że wszystko będzie dobrze tylko muszę myśleć pozytywnie, zbyt wiele razy słyszałam te słowa przy ciąży z Teo,potem gdy walczył o życie, bardziej pozytywnie i bardziej z nadzieją niż wtedy... nie da się myśleć...a i tak to nic nie dało
...zdewaluowały mi sie te słowa, dla mnie to już tylko słowa wytrychy, nie pomagają mi, raczej działają jak płachta na byka

Jeszcze jeden , krok, chociaż jeden krok do przodu...

Ania, mama Teo 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: A dzisiaj bajka "O trzech złotych włosach"
Wera  
04-11-2009 19:15
[     ]
     
Przykro mi to słyszeć, niestety nie znajdziemy pocieszenia wśród ludzi, ja teraz żyje wiarą i nadzieją że będę szczęśliwa. Trudno to szczęście zdefiniować dla jednych to praca, dla innych mąż i dzieci dla innych jeszcze inne sprawy. Też chciałabym mieć kolejne dziecko ,choć dwoje już mam anielskich dzieci. A może należy cieszyć się z tego co się ma, bo może szczęście jest na wyciągnięcie ręki...
Pozdrawiam serdecznie. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: A dzisiaj bajka "O trzech złotych włosach" do Wery
T.A.M.  
05-11-2009 09:05
[     ]
     
Dziękuję, Wero...
Za wczorajsze słowa i za "Bagaż powrotny", czytałam kiedyś ten wiersz, zrobił na mnie duże wrażenie, teraz ...nabrał dodatkowego sensu

Czasem sobie myślę, że po śmierci Teo coś tak mocno we mnie pękło, że choć próbuję z całych sił łapać, zuważać te malutkie nawet codzienne radości, zwykłe zachwyty, małe szczęścia, nadziejki...to przez to pęknięcie one wypływają i znowy czuję się pusta, tylko smutek, tesknota, ból- wierni towarzysze

P.Bosmans
(...)"Naucz się żyć z sobą, z innymi
oraz akceptować to czego nie rozumiesz
Naucz się żyć ze swoim szcześciem
które składa się z wielu kawałków
a jeden jest zawsze za krótki"

Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
patrycja grzybowska  
15-09-2009 14:00
[     ]
     
te słowa które napisałaś sa piekne i maja w sobie znaczenie , kazda z nas odnajdzie w nich swój sens i cel. Wspieram cie i przytulam , światełko dla twojego aniołka (*) 
mama- ANDRZEJKA ur.w 24 tyg.ciązy (ur.30.11.2006- zm. 3.12.2006)
mama 6 letniej Amelki
i malutkiego Antosia

Wprawdzie jeszcze nie listopad...
T.A.M.  
22-10-2009 22:08
[     ]
     
ale od paru dni "chodzą" za mną te słowa, dzisiaj w końcu znalazłam pełny tekst wiersza i chciałabym się z Wami podzielić
Ania, mama Teo (*15.07.08+20.07.08)

"Na każdym lisciu komunikat..."

Na każdym liściu komunikat
Ministra Najważniejszych Rzeczy:
"Palenie zniczy nie jest groźne...
Palenie zniczy może leczyć"

W każdym płomyku jeden człowiek
Którego komuś ciągle brak,
Który jeżeli go zapytać
Spokojnie odpowiada tak:

Dokąd tak pędzisz?
Spójrz za siebe
I na zielono drogę znacz
Stań między ludźmi, patrz im w oczy
Uśmiechaj się lub chociaż płacz

I powiedz ludziom niech przychodzą
Na cmentarz w Lesku i Uhercach
Palenie zniczy nie jest groźne
Chroni od ciężkich chorób serca

Chroni od pychy, niepokory
Podarte losy umie zszyć
Niech ludzie chodzą na cmentarze
I niech się tutaj uczą żyć...

Dokąd tak pędzisz?
Zwolnij trochę...
Po drodze coś ważnego zrób
Dokąd tak pędzisz?
Zwolnij trochę
I kochaj albo chociaż lub...

(1.11.2001)
Artur Andrus 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Wprawdzie jeszcze nie listopad...
Wera  
23-10-2009 16:30
[     ]
     
"Bagaż Powrotny"

Kwatera małych grobów na cmentarzu.
My, długo żyjący mijamy ją chyłkiem,
jak mijają bogacze dzielnicę nędzarzy.

Tu leżą Zosia, Jacek i Dominik,
przedwcześnie odebrani słońcu, księżycowi,
obrotom roku, chmurom.

Niewiele uciułali w bagażu powrotnym.
Strzępki widoków
w liczbie nie za bardzo mnogiej.
Garstkę powietrza z przelatującym motylem.
Łyżeczkę gorzkiej wiedzy o smaku lekarstwa.

Drobne nieposłuszeństwa,
w tym któreś śmiertelne.
Wesołą pogoń za piłką po szosie.
Szczęście ślizgania się po kruchym lodzie.

Ten tam i tamta obok, i ci z brzegu:
zanim zdążyli dorosnąć do klamki,
zepsuć zegarek,
rozbić pierwszą szybę.

Małgorzatka, lat cztery,
z czego dwa na leżąco i patrząco w sufit.

Rafałek: do lat pięciu brakło mu miesiąca,
a Zuzi świąt zimowych
z mgiełką oddechu na mrozie.

Co dopiero powiedzieć o jednym dniu życia,
o minucie, sekundzie:
ciemność i błysk żarówki i znów ciemność?

Wisława Szymborska. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Dwa naczynia
T.A.M.  
05-11-2009 09:36
[     ]
     

DWA NACZYNIA

Pewien nosiwoda w Indiach miał dwa duże naczynia zawieszone po dwóch stronach drąga, na którym je nosił.
Jedno naczynie było w idealnym stanie, drugie było peknięte. To pierwsze za każdym razem powracało z długiej drogi od strumienia do domu pełne wody, podczas gdy pęknięte przynosiło jej tylko połowę.
Dzień w dzień przez dwa lata nosiwoda przynosił do domu swego pana tylko półtora naczynia wody. Naturalnie pierwsze naczynie było dumne ze swej doskonałości, zaś biedny pęknięty garnek cierpiał ze wstydu, że mógł przynosić tylko połowę tej ilości wody, jaką przynosić powinien.

Po dwóch latach naczynie nie mogło już dłużej znieść swojej klęski i pewnego dnia nad strumieniem odezwało się do nosiwody:
-Jest mi bardzo wstyd i muszę cię przeprosić...
-Za co?-spytał nosiwoda.-Czego sie wstydzisz?
-Przez ostatnie dwa lata byłem w stanie przynosić tylko pół porcji wody z powodu peknięcia w moim boku, którym woda wyciekała przez całą drogę do domu twojego pana. A ty przez moją skazę nie możesz dobrze wykonywać swojej pracy- uskarżało się naczynie.

Żal się zrobiło nosiwodzie starego pękniętego naczynia i rzekł
-Gdy będziemy wracać do domu, zwróć uwagą na piękne kwiaty wzdłuż ścieżki.

Rzeczywiście, gdy wspinali sie pod górę, pęknięte naczynie zauważyło piękne polne kwiaty z boku ścieżki skąpane w promieniach słońca i to je trochę pocieszyło.
Lecz pod koniec codziennej trasy znów poczuło się podle, bo połowa wody wyciekła, więc ponownie przeprosiło nosiwodę za swoje niedostatki.
Nosiwoda na to:
-Czy zauważyłeś, że kwiaty rosną tylko po twojej stronie ścieżki, a nie rosną po stronie drugiego naczynia? To dlatego, że zawsze wiedziałem o twojej wadzie i wykorzystałem ją. Posiałem po twojej stronie ścieżki kwiaty i każdego dnia, gdy wracaliśmy od strumienia ,ty je podlewałeś. Przez dwa lata mogłem zrywać te kwiaty i dekorować nimi stół mojego pana. Bez ciebie takiego, jakim jesteś, nie byłoby na nim tak pięknie"

Każdy z nas ma swoje wady, jakieś pęknięcia. Nie bój się ich, lecz poznaj je i wykorzystaj. Bowiem i ty możesz być źródłem piekna...

autor nieznany (a szkoda...) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: szczęśliwym być...
Wera  
05-11-2009 15:05
[     ]
     
Bardzo ładna opowieść o naczyniach.
Czasem sama czuję się jak stłuczony dzbanek, i niby już posklejany, ale już nie taki sam...
A to nadal o kłopotliwym słowie "szczęście"..

Był sobie las, zielony las,
a w lesie sejm burzliwy
Bo zwierząt chór prowadził spór,
co znaczy być szczęśliwym.
Bo zwierząt chór prowadził spór,
co znaczy być szczęśliwym.

Więc bury miś, kudłaty miś
pomedytował krótko
Szczęśliwym być to znaczy pić
i mieć porządne futro...
Szczęśliwym być to znaczy pić
i mieć porządne futro...

Pracować wciąż i piąć się wzwyż
orzekła piękna mrówka
A ślimak rzekł: mieć własny dom
z garażem i ogródkiem...
A ślimak rzekł: mieć własny dom
z garażem i ogródkiem...

A polny wiatr obieżyświat
przyleciał z końca świata
Szczęśliwym być to znaczy żyć
nie robić nic i latać...
Szczęśliwym być to znaczy żyć
nie robić nic i latać...

Zasępił się posępny sęp
i rzecze zasępiony
A czy ja wiem szczęśliwy ten,
kto ma silniejsze szpony...
A czy ja wiem szczęśliwy ten,
kto ma silniejsze szpony...

Przyleciał kos i zabrał głos
i rzekł niewiele myśląc
Szczęśliwym być to znaczy żyć
i gwizdać na to wszystko...
Szczęśliwym być to znaczy żyć
i gwizdać na to wszystko...

Aż nagle ktoś na pomysł wpadł
wśród sporów i dociekań,
A może by, a może tak
zapytać się człowieka...
A może by, a może tak
zapytać się człowieka...

I właśnie tu aż mówić wstyd
skończyła się ballada
Bo człowiek siadł w zadumę wpadł
i nic nie odpowiada...
Bo człowiek siadł w zadumę wpadł
i nic nie odpowiada...

(autor nieznany) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Wprawdzie jeszcze nie Boże Narodzenie...
T.A.M.  
10-12-2009 23:59
[     ]
     
...ale co tam :)

"Zawsze ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągasz do niego rękę, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie

Zawsze ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać,

Zawsze ilekroć rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności

Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei załamanym i rozpoznajesz w pokorze jak bardzo znikome są Twoje możliwości i jak wielka jest Twoja słabość

Zawsze ilekroć pozwalasz, by Bóg pokochał innych przez Ciebie, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie"

Matka Teresa z Kalkuty 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Kahil Gibran "O dzieciach"
T.A.M.  
15-12-2009 07:23
[     ]
     
Dzieci wasze nie są dziećmi waszymi.
Są bowiem synami i córkami Życia-a ono pragnie
siebie samego.
Zatem przez was przychodzą, ale nie od was przychodzą.
I chociaż są z wami, to do was nie należą

Możecie dac im miłosć swoją, lecz myśli waszych dać im nie możecie.
Albowiem one mają myslenie swoje.
Możecie zbudować dom dla nich, ale tylko dom dla ciała, nigdy dla duszy.
Ich dusze mieszkają bowiem w domu jutra, a tego domu nawet w snach
nie możecie odwiedzić

Więc możecie starać się być jako dzieci wasze, ale
nie sprawicie, aby one stały się, jacy wy jesteście.
Życie ani nie zawraca, ani nie przedłuża dnia wczorajszego
Jesteście niby łuk drżący, z którego dzieci wasze jak strzały posłano.
A Łucznik widzi cel na drodze nieskończoności-
napina was po to z całej mocy, aby strzaly leciały
daleko i szybko.
Bądźcie więc ku radości napięci pod dłonią Jego
On kocha i strzałę szybką, i łuk mocny kocha.
Kahil Gibran

Po śmierci Teo te słowa nabrały innego sensu...wciąż we mnie tyle pretensji, żalu...do Łucznika, że strzała tak szybko poleciała w nieskończoność, że tak mocno napiął cięciwę- aż pękła
Nie umiem też chyba ciągle zaufać tej miłości...ani ogarnać celu...ale kto ogarnie nieskończoność...

Ania, mama Teo 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 15-12-2009 07:24 przez T.A.M.

Re: Kahil Gibran "O dzieciach"
Wera  
15-12-2009 18:23
[     ]
     
Dla mnie również ten fragment nabrał innego znaczenia, to jak ratunek dla naszych umysłów. Słyszałam go po raz pierwszy na kazaniu kilka miesięcy po śmierci Helenki, czuję jak powoli odchodzi moje dziecko.
Często zastanawiam się nad sensem takiego pojmowania, czy tylko my rodzice po stracie w ten sposób chcemy myśleć, aby nie zwariować, czy kiedy ma się dzieci to już zmienia się ten sposób myślenia.
Jedno jest pewne teraz więcej rozumiem. Pozdrawiam.

Dla malutkiego Teo (*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 15-12-2009 18:25 przez Wera

Re: Kahil Gibran "O dzieciach"
T.A.M.  
15-12-2009 18:30
[     ]
     
Pewnie po części to jest jakaś naturalna obronna reakcja psychiki- żeby przetrwać...
Ale chciałabym bardzo umieć przenieść to doświadczenie na kolejne dzieci, jeśli dane mi bedzie je mieć

Czasem też żałuję, że moi rodzice nie znali tych słów...może w wielu sprawach byłoby prościej... 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Wera  
21-07-2012 13:17
[     ]
     
Dla Teo najjaśniejsze światełka (*)(*)(*)
Aniu mocno Cię przytulam. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Malachite  
17-12-2009 20:55
[     ]
     
Aniu, proszę, odnawiaj tak jak teraz co jakiś czas te przypowieści. Są tak ważne i tak bardzo potrzebne. 
Mama:
Aniołka Emilka *+ 9 XII 2009
Rybci Lenki *18 III 2011
Okruszka Tymka *19 VI 2013

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
mamaEmmy  
17-12-2009 22:46
[     ]
     
prosimy, prosimy! ;) 
----------------------------
mamaEmmy ur.zm. 22.09.2009 31tc i Maxa ur. 27.11.2010
http://mojamalutkaemma.pamietajmy.com.pl/index.php

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..." do Malachite i mamyEmmy
T.A.M.  
22-12-2009 22:24
[     ]
     
Dziękuję, będę pamiętać.
Staram się dorzucać coś co jakiś czas, gdy trafię na coś czym chcę sie podzielić...jak znajduję albo mi sie przypomina coś ładnego, poruszającego, to myślę sobie, że może to od Teo...taki mały prezent , co rozjaśnia te najgorsze mroki
Cieszę się, że komuś jeszcze się przydaje
Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Bożonarodzeniowy przepis...
T.A.M.  
22-12-2009 22:39
[     ]
     
Kiedyś znalazłam w "Zwierciadle"-jeszcze z tych starych dobrych lat - tekst Anny Nowakowskiej

"Weź
pół miarki ciekawości
kwartę pogody ducha
10 cm uśmiechu
kilogram życzliwości
miłości ze 2 garści
cały zapas wiary
nadziei- ile się zmieści
haust spokoju

Pomieszaj to w sobie

Podziel się z bliskimi
Może starczy i dla obcych
Świętuj narodziny
Dzieciątka"


Rok temu nie chciałam świętować żadnych narodzin...
Teraz jakoś coraz mocniej w duszy zaczyna grać po cichu melodia "kolędy dla nieobecnych" Preisnera
"przyjdź na świat, by wyrównać rachunek strat"

Tylko ten mój osobisty przepis bożonarodzeniowy muszę zmodyfikować, mam inne składniki

życzliwość sfermentowała i bliżej jej do zazdrości

uśmiech jakiś taki naciągany

wiary ledwie okruszki zostały, a i to zwietrzałe, bez smaku i wyrazu

mąki tęsknoty pod dostatkiem, tylko słona jakaś...od łez?

pojemnik na radość przecieka (pękł, gdy zatrzymało się małe dzielne serduszko) i choć cały dzień staram się łapać te małe radości nim wypełnię go do połowy- część już kapie ze stołu na podłogę
(zna może ktoś jakiś dobry klej do pojemników na radość?)

żal- gorzki jak imbir w nadmiarze

gwoździki rozpaczy co przebijają i tak dziurawe już serce

piekący jak chili ból rozłąki

ziarna goryczy

z ziarenkami nadzieji zmieszany piasek smutku, co chrzęści nieznośnie między zębami

miłość jak wanilia ( ta prawdziwa, a nie z torebki) intensywna- bo silniejsza niż śmierć

ziele anielskiej cierpliwości (wyrasta, gdy "wdzięczność zmienia ból wspomnienia w cichą radość"...zbieram i suszę, by mieć na najtrudniejsze chwile)

spokój twardy jak kora cynamonu,i to nie byle jakiego- bo z Przylądka Pogranicza Życia i Śmierci

Zmieszane to wszystko...
Dziwny smak daje, mocno korzenny...zniechęca kandydatów do podzielenia się, uciekają, odwracają się...a ci odważni, co spróbują krzywią się z niesmakiem i wypluwają resztę

Ale...może to jak z tą beczką soli, co to trzeba zjeść z przyjacielem...

A Wasze "bożonarodzeniowe przepisy"?
Może ktoś jeszcze chce się podzielić?

Ania, mama Teo 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 22-12-2009 22:41 przez T.A.M.

Re: Bożonarodzeniowy przepis...
Agnieszka Busko Kaliszczyk  
23-12-2009 11:19
[     ]
     
Wesołych Świąt Aniu,w gronie rodziny i przyjaciół. 
______________________________
27/04/96 Dominik
26/01/98 Mateusz
09/02/09 Oliwka i Filipek 12tc(*)
25/09/09 Jaś Kazimierz 23tc(*)
21/12/09 Aniołek(*)
17/09/10 Gabrysia 27tc

Re: Bożonarodzeniowy przepis...
Wera  
23-12-2009 12:25
[     ]
     
Aniu "przepis bożonarodzeniowy" również u mnie jest zmodyfikowany, na dodatkowe miarki goryczy, żalu, smutku, i łez...ale jest coś co pozwala zachować dobry smak tego bożonarodzeniowego wypieku, jak w podstawowym przepisie
"cały zapas wiary,
nadziei- ile się zmieści"...
te dwa składniki sprawiają, że wszystko zaczyna inaczej smakować, że każdy z kim zechcesz się podzielić przełknie kawałek bez grymasu.
Te dwa składniki ciężko dostać, czasem są zakopane pod wieloma warstwami innych żalu, bólu, cierpienia, smutku, goryczy i łez. I choć wydaje się,
że nie mamy ich w zasięgu wzroku, to po jego wytężeniu na pewno je dostrzeżesz, są w głębi Ciebie...Na ten trudny czas życzę Ci abyś odnalazła wiarę i nadzieję, z którymi ten "wypiek" na pewno się uda:).

To Święta gromadzą ludzi przy stole znanych i mniej znanych.
To opłatek jednoczy Boży, pojednanie na Nowy Rok.
Wszystkim szczęścia gwiazdka życzy, na choince bombki śmieją się.
Melodia wszystkiego co najlepsze, kolęda śpiewa nam, otuchy ciepła na lepsze dni wciska nam.
Wszyscy życzenia składają wokoło i ja pragnę złożyć też.
By Bóg szedł z Tobą jedną drogą a światło Pana oświetlało każdy ciemny kąt.
By serce nie płakało gdy w życiu chwile złe, by pamiętać, że są wokół Ciebie przyjaciele, którzy ochronią Cię.
Podzielę się opłatkiem, który przesyłam przez te życzenia, błogosławiąc dalsze dni.
Aby przyjęło mnie Twoje serce, a opłatek skrócił drogę która dzieli nas.
Żebyśmy mogli wspólnie się cieszyć ze świątecznych chwil!

A dla Teo śliczna gwiazdka
____________________$$$
_____________________$$$$$
___________________$$$$$$
_________________$$$$$$$
_______________$$$$$$$$_$$$$$$$$$$
______________$$$$$$$$$$$$$$$$$$
_____________$$$$$$$$$$$$$$$
____________$$$$$$$$$$$$$
___________$$$$$$$$$$$$
__________$$$$$$$$$$
_________$$$$$$$$$
________$$$$$$$$
_______$$$$$$$
______$$$$$$
______$$$$$
______$$$$
______$$$$
______$$$_____$
$______$$___$$
__$$$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$
____$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$____$
$_____$$$$
_______$$$
________$ 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

"Kiedyś rosły trzy drzewa"...calkiem nowa historia
Wera  
02-02-2010 22:16
[     ]
     
Aniu mam dla Ciebie nową historię o trzech drzewach...

"Pewnego razu, na wzgórzu, rosły sobie trzy drzewa. Rozmawiały one o swoich marzeniach i nadziejach, kiedy pierwsze z nich powiedziało: "Mam nadzieje, że pewnego dnia będę skrzynią, w której trzymane będą klejnoty. Będę wypełnione złotem, srebrem i cennymi klejnotami. Będę mogło być ozdobione rozmaitymi rzeźbami i każdy będzie mógł zobaczyć moje piękno."

Wtedy drugie drzewo powiedziało: "Może pewnego dnia stanę się potężnym statkiem. Uniosę na swym pokładzie króla i królową i popłyniemy poprzez szerokie wody aż na krańce wiata. I każdy będzie czuł się bezpiecznie, z powodu solidności kadłuba, który ze mnie będzie zbudowany."

W końcu trzecie drzewo powiedziało: "Chce rosnąć, aby być najwyższe i najbardziej proste w całym lesie. Ludzie zobaczą mnie na szczycie wzgórza i będą spoglądać na moje gałęzie, i my leć o niebie i o Bogu i o tym, jak blisko Jego jestem. Ja będę największym drzewem wszechczasów i ludzie zawsze będą o mnie pamiętać."

Po kilku latach modlitwy o to, aby ich marzenia się spełniły, grupa drwali natknęła się na nie. Kiedy jeden drwal zbliżył się do pierwszego drzewa odrzekł: "To tutaj wygląda na mocne, silne drzewo, wydaje mi się, że będę mógł sprzedać je stolarzowi" i zaczął je ścinać. Drzewo było szczęśliwe, ponieważ wiedziało, ze stolarz zrobi z niego piękną skrzynie.

Przy drugim, drwal powiedział: "To drzewo również wygląda na mocne, powinienem je sprzedać do stoczni" i drugie drzewo również było szczęśliwe, bo wiedziało, że jest to dla niego możliwość stania się potężnym statkiem.

Kiedy drwal podszedł do trzeciego drzewa, drzewo było przerażone, gdyż wiedziało, ze jeżeli zostanie ścięte, jego marzenia się nie spełnią. Jeden z drwali postanowił sobie je zabrać.

Wkrótce po przybyciu do stolarza, z pierwszego drzewa zostały zrobione karmniki, koryta i żłoby dla zwierząt. Zostało więc postawione w stodole i wypełnione sianem. To wcale nie było to, o co drzewo się modliło. Drugie drzewo zostało cięte i zrobiono z niego małą łódkę rybacka. Skończyły się jego sny o staniu się potężnym statkiem i braniu na swój pokład koronowanych głów. Trzecie z nich zostało pocięte na wielkie belki i pozostawione w ciemności.

Lata mijały, i drzewa zapomniały już o swoich marzeniach. Pewnego dnia mężczyzna i kobieta weszli do szopki. Kobieta urodziła i położyła niemowlę na sianie, wypełniającym żłobek zrobiony z pierwszego drzewa. Drzewo mogło odczuć powagę tego wydarzenia i wiedziało, że nosi największy skarb wszechczasów.

Minęło nieco lat. Grupa ludzi wybrała się na połów w łódce zrobionej z drugiego drzewa. Jeden z nich był bardzo zmęczony i ułożył się do snu. Kiedy wypłynęli na szerokie wody, zerwała się burza i drzewo pomyślało, że nie będzie wystarczająco silne, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Mężczyźni obudzili śpiącego, a on wstał i powiedział "Pokój!", a wtedy burza ustała. Wtedy już drzewo wiedziało, że ma na swoim pokładzie Króla królów.

W końcu przyszedł ktoś i zabrał trzecie drzewo. Było niesione ulicami, tłum zaś kpił z człowieka, który je niósł. Kiedy się zatrzymali, człowiek ten został przybity gwoździami do drzewa i podniesiony, aby umierać na szczycie wzgórza.

Kiedy nadeszła niedziela, trzecie drzewo zrozumiało, że było wystarczająco silne, aby stać na szczycie wzgórza i być tak blisko Boga jak tylko możliwe, ponieważ to na nim został ukrzyżowany Jezus".

(znalezione) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 09-03-2010 19:27 przez Wera

Re: "Kiedyś rosły trzy drzewa"...calkiem nowa historia...Wero :)
T.A.M.  
09-02-2010 10:13
[     ]
     
A wiesz, Wero, że dopiero przy drugim czytaniu do mnie dotarło, że nic nie powiedziano o losie trzeciego drzewa...i dopiero jak jeszcze raz uważnie przeczytałam, to połączył mi się obraz wielkich belek ze słowami trzeciego drzewa

Tak sobie myślę, o planach, marzeniach...co zdaje się nie spełniają tak jak byśmy tego chcieli...a jednak się wypełniają...w swoim czasie, w sposób, którego nie jesteśmy w stanie ani przewidzieć, ani ogarnąć

Piękna opowieść, dziękuję :)

Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Kamienna palma
T.A.M.  
09-03-2010 18:21
[     ]
     
KAMIENNA PALMA
(Kahil Gibran według legendy z Sahary)

Było późne popołudnie i nadszedł wiatr, który lekko głaskał włosy i pozostawiał na twarzy uczucie chłodu.
Był to czas, który skłaniał do mówienia i ochota do mówienia była tak wielka, że wszyscy prosili mądrego Ramana, aby opowiedział jedną ze swoich cudownych historii.
Mądry, stary mężczyzna uśmiechnął się. Zastanawiał się chwilę, a potem zawołał:
“Spotkamy się przy kamiennej palmie, gdzie zapalimy ogień”.
“Kamienna Palma? Co to znaczy?” – zawołali za starym człowiekiem.
“Poszukajcie jej” -powiedział odchodząc. “Poszukajcie jej. Tego drzewa nie da się nie zauważyć”.

Zanim zapadła noc, znaleźli drzewo. Obok wielu palm na plaży, które w swojej wiotkości wydawały się być podobne do machających kobiet, stała ta jedna trochę na uboczu, jednakże tak, że jej silne, ciemno-zielone liście dotykały lekko stojących obok drzew.
Była to osobliwa palma! Masywna, z potężnym pniem i silnymi liśćmi, które w swoich ruchach
wydawały się pokazywać umiar i nie miały nic z wesołości, która inne palmy czyniła tak kobiecymi.
Najosobliwszą była jedna korona palmy! Drzewo wydawało się skłaniać swoimi liśćmi do środka.

“Przypatrzcie się dokładnie” – powiedział stary mężczyzna, który usiadł wśród słuchaczy.
“Czekajcie na następny powiew wiatru” – i wtedy mogli to zobaczyć.

Gdy wiatr rozwiał trochę liście palmy, zobaczyli, że w sercu palmy, tam gdzie zazwyczaj pną się do góry nowe, jasnozielone pędy, leżał kamień. Ogromny czerwony kamień, taki, jakich wiele leżało na plaży.

Ramana nie zostawił czasu na pytania. Ruchem ręki wskazał, aby usiedli dookoła.
Rozpalono po środku ogień, a noc nadeszła szybko i ogarnęła wszystko jak ciemna chusta.
Blask ognia dosięgał pnie wielkiej palmy i malował na jej łuskach dziwaczne znaki.
Gdy płomień rozpalał się jaśniej, można było wyczuć koronę potężnego drzewa.

“Chcecie wiedzieć, jak ten duży kamień dostał się tam na górę” – zaczął Ramana swoje opowiadanie.
“Zdarzyło się to przed wielu, wielu laty, gdy ta ogromna palma była jeszcze niewielkim drzewkiem.
Nie było tu wówczas żadnych domów, nie było studni. Na plaży stało tylko kilka palm.
Wszystkim im i temu małemu drzewku palmowemu również wystarczało to, co czerpały z gruntu i wilgoć,która spływała z nieba.
Mała palma kochała morze i muzykę wody, kochała cichy wiatr. W późne popołudnia i nagle nadchodzącą, często zimną noc, kochała księżyc, którego światło malowało ostre zarysy przedmiotów,
a na morzu przeciągało długie pasma, które dawały wyobrażenie nieskończoności.
Małe drzewko wiedziało, że kilka metrów za nim była pustynia Nie miało jednak wyobrażenia o niej,
nie wiedziało co oznacza pustka i susza. Był to silny, szczęśliwy pęd palmy, aż do dnia,
kiedy nadszedł ten mężczyzna.

Szedł przez pustynię, błądził całymi dniami, stracił cały swój dobytek, a z upału i pragnienia prawie odchodził od zmysłów. Jego ręce piekły go od daremnego szukanie wody i wszystko wokół niego i w nim było bezgranicznym bólem.
W tym stanie stanął przed wodą, nieskończoną, daleką, słoną wodą.
Mężczyzna rzucił swoje wysuszone ciało do wody, ale słona woda nie mogła ugasić jego pragnienia.
Wtedy oganiał go gniew.
“Mam prawo do wody!” – krzyczał. “Chcę żyć, bo mam do tego prawo!”
Chwycił duży kamień, jego gniew dodał mu sił, i krzyczał, krzyczał o nieskończoności wody,
krzyczał przeciw słońcu, przeciw pustyni i w górę do nieosiągalnych koron palm.
Grożąc, podniósł kamień. Jego ręce drżały i wydawało się, jakby siły chciały go ostatecznie opuścić.
Wtedy zobaczył, obok dużych palm, miedzy żwirem a piaskiem stojący pęd palmy,
w jasnej zieleni i pełnej nadziei na każdy nowy dzień.
“Dlaczego ty żyjesz?” – krzyczał mężczyzna.
“Dlaczego znajdujesz pożywienie i wodę, kiedy ja umieram z pragnienia? Dlaczego jesteś młoda i piękna, dlaczego masz wszystko, a ja nic? Ty nie powinnaś żyć!”
I całą siłą jaką jeszcze miał, rzucił kamień, w środek serca korony młodego drzewka.

Zaskrzypiało ono i złamało się. A potem nastąpiła przerażająca cisza. Mężczyzna załamał się obok małej palmy.
Dwa dni później znaleźli go poganiacze wielbłądów. Opowiadano potem, że został uratowany.

Nikt z poganiaczy nie martwił się o małe drzewko palmowe. Było ono prawie pogrzebane pod ciężarem kamienia.
Jego śmierć wydawała się nie do uniknięcia. Jego jasnozielone wachlarze liści były złamane i szybko schły w gorącym żarze słońca. Miękkie serce palmy było ściśnięte, a duży kamień tak bardzo ciążył na delikatnym pniu, że groził złamaniem przy lekkim podmuchu wiatru.

Jednakże mężczyzna nie mógł zabić małej palmy. Mógł ją zranić, ale nie zabić.
Gdy w młodym drzewku zgromadził się okropny szum łamiących się gałęzi, rozdzielenia młodych pędów
i piekący ból, gdy wszystko było ogromną masą bólu, ożywiła się równocześnie pierwsza mała fala siły.
Fala to powiększała się, wpadła w ruch fal bólu, rosła. Przerwy między bólem i ponownym bólem
robiły się coraz dłuższe, aż siła stała się większa niż ból.
Drzewko próbowało strząsnąć kamień. Prosiło wiatr, aby mu pomógł. Ale nie było żadnej pomocy.
Kamień pozostał w koronie, w sercu małej palmy i nie poruszył się.
“Przestań walczyć” – powiedziała sobie mała palma, “To jest zbyt trudne. To jest twój los – umrzeć tak wcześnie. Poddaj się! Pozbądź się samej siebie. Kamień jest za ciężki.”

Ale był też i inny głos, który mówił: “Nie, nic nie jest za trudne. Musisz tylko spróbować, musisz to uczynić.”
“Co mam uczynić?” – pytała palma. “Wiatr nie może mi pomóc. Jestem sama w swojej słabości.
Nie mogę zrzucić kamienia”.
“Nie musisz go zrzucać” – powiedział głos. “Możesz przyjąć ciężar kamienia.
Zobaczysz wtedy jak rosną twoją siły”.

I młode drzewko przyjęło ciężar, przestało marnować siły na staranie aby strząsnąć kamień.
Wzięło go w środek swojej korony. Wczepiło się swoimi długimi, coraz mocniejszymi korzeniami w ziemię, bo potrzebowało przez swój podwójny ciężar podwójnego oparcia.

A potem nadszedł dzień, w którym korzenie palmy zagłębiły się tak bardzo, że natknęły się na żyłę wody.
Uwolnione źródło wytrysnęło i zrobiło w tym miejscu oazę radości i dobrobytu.
Teraz gdy drzewko miało silne oparcie w podłożu i znajdowało tam stale pożywienie, zaczęło rosnąć w górę.
Rozkładało swoje silne, szerokie gałęzie wokół kamienia. Można było niekiedy sądzić, że go chroni.
Jego pień rósł i rósł i wkrótce drzewko palmowe, które ludzie nazwali kamienną palmą, stało się bez wątpienia najpotężniejszym drzewem. Jego ciężar wyzwał je do tego i podjęło ono walkę ze swoją trwożliwością.
Wygrało tę walkę. Uwolniło źródło, które od tamtej pory gasi pragnienie wielu, i co z pewnością było
najważniejsze, drzewo przyjęło swój ciężar i wyniosło go wysoko. Leży on ciągle jeszcze na jego sercu, ale został on przesunięty w miejsce, które czyni go możliwym do uniesienia.
Tylko zewnętrzny ciężar wydaje się nam nie do zniesienia. Jeżeli jest przyjęty staje się częścią nas samych.

Ramana, opowiadając, położył obie ręce na pniu palmy. Ogień prawie wygasł, słuchacze, jeden po drugim opuszczali to miejsce. Tylko jeden pozostał. Przybył późno i siedział trochę na uboczu.
Przysiadł się do Ramana i obydwaj siedzieli długo bez słów.
“Ja jestem mężczyzną, który rzucił kamień w palmę” – powiedział. “Zapomniałem o tym, jednak twoje opowiadanie obudziło wszystko na nowo. Co mam uczynić? Czuję się winny.”
“Zatem nieś tę winę, jak drzewo kamień” – odpowiedział Ramana. “Przyjmij winę. Spróbuj o ile możesz, zamienić ją w miłość. Nie zapomnij przy tym, że miłość jest czymś, co trzeba czynić.
Nic nie da jedynie poznanie jej i świadomość, że jest niezbędna. Miłość jest życiem i wyrasta tylko z czynu.”

Mężczyźni siedzieli jeszcze długo pod palmą. Był lekki wiatr, który znów rozpalił ogień. 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Kamienna palma
Wera  
09-03-2010 19:31
[     ]
     
Piękna i mądra opowieść Dziękuję:) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Kamienna palma
iwonawlo  
30-10-2015 20:41
[     ]
     
no naprawdę piękne, dzięki 
mama Niebieskiego Antoniego i Jana Pawła, ziemskiego Frania i świętego Antoniego Jana (ur. 29.09.2015 - 29 tc, zm.14.10.2015)

Re: "Kiedyś rosły trzy drzewa"...calkiem nowa historia...Wero :)
Wera  
09-03-2010 19:33
[     ]
     
uzupełniłam losy trzeciego drzewa... choć ty się domyśliłaś:) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: "Kiedyś rosły trzy drzewa"...calkiem nowa historia...Wero :)
buleczka  
09-03-2010 20:35
[     ]
     
piękne Wero 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: Bożonarodzeniowy przepis...
iwonawlo  
30-10-2015 15:29
[     ]
     
Pięknie to napisałaś, masz talent dziewczyno, naprawdę.Powinnaś pisać wiersze.Ściskam 
mama Niebieskiego Antoniego i Jana Pawła, ziemskiego Frania i świętego Antoniego Jana (ur. 29.09.2015 - 29 tc, zm.14.10.2015)

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
haga  
28-04-2010 18:29
[     ]
     
Podnoszę ten piękny temat bo może ktoś odnajdzie tu słowa pocieszenia, tak jak je odnalazłam.
Dzisiaj te historie przyniosły ukojenie, ich potrzebowałam, mój Syneczek skończył rok.
Kochamy i pamiętamy Syneczku (***)
Agnieszka, mama Tymonka 25tc. (28.04.2009-09.06.2009) 


Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Joannap  
28-04-2010 18:32
[     ]
     
dla Twojego synka (***)(***)

Historia piękna... 
-------------------------------------------------------------------
"Czas upływa... Z róż opadają płatki, ale nie ciernie."


Kocham i tęsknię...



Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
kulkry58  
01-05-2010 12:52
[     ]
     
Dzis po raz pierszy przeczytalam ten post,jest piekny,pelen refleksji! Nie wiem czemu nigdy do niego nie zagladalam,moge tylko zalowac! Bede wracac do tego, kiedy bedzie mi ciezko! Piszcie! mama Jarka lat 17 


...cisza...
T.A.M.  
19-05-2010 20:36
[     ]
     
...niech choć trochę wypełni bolesną pustkę...
niech ukoi...

http://www.youtube.com/watch?v=OR5Usr3iVBU&feature=related 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
Ostatnio zmieniony 19-05-2010 22:00 przez T.A.M.

Re: ...cisza...
buleczka  
19-05-2010 23:20
[     ]
     
Aniu, cisza koi bo przywołuje piękne wspomnienia.

Słońce czemu wykasowałaś posta??
Tak pięknie napisałaś o swoim bobasku i wyciełaś,eh... wszystkie was dziś coś dopadło...

Jesteś wspaniałą mamą i nie wątp w to ani przez chwilkę.

Aniu niektórzy potrzebują 6 dni, niektórzy 8 m-cy, niektórzy lat, a innym życia brakuje aby dojść do pewnych wniosków czy też podjąć najtrudniejszą w życiu decyzję... ale nie ma tu lepszych ani gorszych, pamiętaj o tym.

Pozdrawiam i przytulam mocno 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: ...cisza...Bułeczko
T.A.M.  
21-05-2010 20:57
[     ]
     
Witaj Bułeczko
Parę ostatnich dni byliśmy poza domem i siecią ;) więc dopiero teraz zajrzałam na forum.

Może rzeczywiście coś ostatnio wisi w powietrzu, "weterankom" patrzę otwierają się rany ;)
Mi się pootwierało parę na raz...
Jak dla mnie okazało sie chyba o jedną za dużo ranę do konfrontacji (rozmowy o niej) i wtedy (intuicyjnie?) odrzuciłam tę konkretnie jak ten włos z "bajki o trzech złotych włosach"
(...)Włos symbolizuje myśl, jest tym, co wyrasta z głowy. Odrzucenie kilku włosów czyni chłopca lżejszym, sprawia, że promienieje jeszcze większym blaskiem. Podobnie zużyte idee czy wysiłki nabiorą blasku, jeśli ujmie się z nich nieco i odrzuci. Rzeźbiarz odrzuca kawałki marmuru, by odsłonić ukryte w nich formy. Jeśli nasze zamierzenia, zamysły, idee tracą na siłę wyrazu, to musimy niektóre z nich odrzucić. To skuteczny sposób na odnowienie sił, umocnienie w osłabionych aspiracjach i działaniach, skoncentrowanie uwagi.
Wyrwij trzy włosy ze swego wysiłku, rzuć je na ziemię. Tam staną się jak sygnał pobudki. Padając na ziemię , wywołają dźwięk w psychice, rozdzwonia się, wzbudzą w duszy pobudzający do działania rezonans. Odgłos odrzucanych idei ogłasza nastanie ery nowych możliwości (...)
Kiedy wilki wyczuwają przyjemność albo niebezpieczeństwo, najpierw nieruchomieją jak posągi, skupione całkowicie tylko na tym, co widzą, co słyszą, co wyczuwają, co tkwi przed nimi w najbardziej podstawowej formie.(...)
Jeśli Twoja wizja zaciera się, to usiądź bez ruchu. Weź swoje idee w ramiona i kołysz je. Część ich zatrzymaj, część odrzuć, a odrodzą się. Niczego więcej nie trzeba."
Clarisa Pinkola Estes "Biegnąca z wilkami"

Jak posiedziałam i pokołysałam :) to zobaczyłam jak mój "Wewnętrzny Prokurator" ostatnio mocno aktywny, wszystko co usłyszę, pomyślę- przeinacza na swoją korzyść, wyciąga "zaległe sprawy".
"Pozwolić odejść" przedstawia jako kres wytrzymałości,niedostatek miłości- porażkę...mnie jako wybrakowaną matkę, która czuła że nie da rady dłużej patrzeć bezradnie na cierpienie dziecka, stchórzyła.
Taka drzazga siedziała głęboko we mnie.
Chyba dobrze, że słowa Eweliny i Krysi tak mocno poruszyły
Nazwałam coś co mocno gniotło, ropiało w środku, bardzo długo...wypłynęło, ale gdy potem przeczytałam to "ciach" było jakieś takie odruchowe.
Kiedyś takie (nieco rozbudowane) "ciach" zrobiłam z listem, który napisałam po końcu kilkuletniego związku, "wyrzuciłam " słowa, emocje...ale list zamiast wysłać byłemu, podarłam w drobniuteńkie strzępki, puściłam z dymem a potem jeszcze z wiatrem
Przyniosło to ulgę.


A "Wewnętrzny Adwokat" nie dość, że początkujący...to chyba na wagarach ostatnio.
Ale widzisz, tylko weszłaś w zakres jego kompetencji, skubany od razu wrócił ;)

Jak działam w trybie "Wewnętrznego Adwokata" to wtedy sobie myślę, że może o to właśnie chodzi w macierzyństwie, pozwalać dziecku odchodzić "na swoje", tylko u jednych to idzie stopniowo...u innych wraz z przecięciem/oddzieleniem pępowiny-tej fizycznej lub niedługo po.
U jednych cały proces przebiega tu- na ziemi,małymi krokami, bywa, że z komplikacjami
U innych w szerszym wymiarze, stajemy właściwie przed faktem dokonanym, choć czasem "wyrok" zdaje się być z odroczeniem.
Może jak dziecko dojrzewa do "wyjścia " z brzuszka, tak rodzice- zwłaszcza mamy- dojrzewają do tego oddawania,rozluźniania uścisku, otwierania dłoni...
Może mamy są jak jabłka- jedne dojrzewają wczesnym latem, inne późną jesienią, no i gdzieś pomiędzy też.
Jak piszesz- nie lepsze czy gorsze, po prostu INNE, każda w swoim rodzaju

Przypominają mi się słowa J.Twardowskiego
"Ten, co idzie na śmierć, nie należy już do swojej Matki. Odszedł od Niej i wróci już tylko umarły. Nie ma w Nim nic z dziecka. Miłość Matki polega na stałym oddawaniu Syna światu, ludziom, Bogu. Oddała Syna zupełnie. Objawiła się w pełni miłość macierzyńska, która jest oddawaniem.
Dotąd kochała Go choć trochę dla siebie, teraz oddaje Go- Jego powołaniu"

W praktyce, zwłaszcza chyba tej "ziemskiej"...różnie wychodzi...ale z ideałami- to chyba już tak jest- są od wyznaczania kierunku.
Tak sobie myślę jeszcze, że to dobrze, że Ona jest i jak nikt inny może nas zrozumieć.
I jak dużą cenę musiała zapłacić za to ...

Dziękuję, Bułeczko
Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ...cisza...Bułeczko
buleczka  
21-05-2010 22:25
[     ]
     
Piękny cytat, i jakże prawdziwy. Pomyśleć, że tak właśnie funkcjonuję od kilku lat i tak pięknie to nawet ja bym tego nie ujeła.
Masz prawdziwy dar Aniu do wyszukiwania takich pięknych słów, jasnych i czytelnych treści. Jeśli masz tę książkę w wersji elektronicznej to chętnie bym przeczytała, jeśli możesz to wrzuć mi na meila irena_kaczorowska@o2.pl.
Coś mam chęć na czytanie, ale jakoś trilerki mi się znudziły, więc jeśli masz coś godnego uwagi to ja poproszę.

Moja babcia zawsze mawiała, że "dziecko chowa się dla ludzi nie dla siebie ale dla ludzi i z myślą o ludziach". Mawiała, że to ludzie ocenią jak wychowaliśmy i czy dobrze. Wtedy nie do końca rozumiałam o czym ona mówi. Ale tak właśnie jest każda matka chowa dziecko nie dla siebie ale dla ludzi - dla synowej, dla wnuków, dla sąsiadów - to oni mówią późnie "złote, uczynne dziecko". Nie byłabym tym kim jestem gdyby nie babcia i mama. Gdyby nie babcia nie miałabym tak szerokiego spojrzenia, tak dużo współczucia i tak ogromnej siły wybaczania. Nie stałabym tu gdzie stoję. Ona mnie wychowała dla świata, nie dla siebie, nie oczekiwała niczego nigdy w zamian, nigdy nie marudziła, nigdy nie mówiła że boli czy że potrzebuje, tak mnie wychowała że sama potrafiłam to dostrzec. Wychowała mnie dla świata. Każda matka chowa dla świata i dla ludzi. I tak jak napisałaś Aniu, dojrzewamy do tego jak jabłka - jedne szybciej, inne później a niektóre wcale nie dojrzewają ale szybko gniją.

> "Pozwolić odejść" przedstawia jako kres wytrzymałości,niedostatek miłości- porażkę...mnie jako wybrakowaną matkę, która czuła że nie da rady dłużej patrzeć bezradnie na cierpienie dziecka, stchórzyła.

Aniu ja też miałam tysiące spotkań i starć pomiędzy "Adwokatem" i "Prokuratorem" i raz wygrywał jeden a raz drugi, aż wreszcie "Adwokat" przejoł tak silną kontrolę, że choć ten drugi dochodzi do głosu ten pierwszy go zawsze przegada silniejszymi argumentami.

Ale skoro ostatnio przeważa u ciebie "Prokurator" to ja się zabawię w "Adwokata". Myślę, że nie będziesz miała mi za złe, a nawet jeśli to w sumie trochę krytyki tez mi się przyda.
Absolutnie się nie zgadzam z tym stwierdzeniem.
"Pozwolić odejść" oznacza pozostawienie wyboru ukochanej osobie, brak nacisku i żądań, zakończenie myślenia o sobie i własnym dobru, o swoich pragnieniach i swoich marzeniach, o swoich planach. "Pozwolić odejść" oznacza pokazać kilku dróg i pozostawić wybór, bez słowa sprzeciwu i nacisku, zaakceptować wybór nawet wbrew swojej własnej woli jeśli jest on wyborem ukochanej osoby. "Kochać" znaczy pozwolić być ukochanej osobie wolnej i szczęśliwej. "Kochać" oznacza żyć dla kogoś a nie za kogoś. "Kochać" znaczy zostawić wybór, nie zależnie od tego jaki on będzie.
"Pozwolić odejść" oznacza wielką miłość i poświęcenie dla drugiego człowieka. Oznacza wielką siłę świadomość i wytrzymałość - z góry wiesz, że skazujesz się na cierpienie, ból i łzy i wiesz, że warto nieść ten krzyż cierpienia za kogoś kogo kochasz ponad własne życie, to jemu dajesz życie i wolność a sobie skazanie.
Matka, która nie chce patrzeć na cierpienie własnego dziecka i z uśmiechem, choćby udawanym, kieruje go ku jego szczęściu, nie jest tchórzem ani wybrakowanym elementem społeczeństwa, ale wyjątkową kobietą mającą w sobie siłę aby góry przenosić.
"Pozwolić odejść" to nie własna wygoda a przeniesienie cierpienia i nieznanego losu na siebie ku dobry i szczęściu dziecka Aniu.
Jesteś wspaniałą Mamą i o lepszej nie mogłoby Twoje Dziecko marzyć bo już ma najlepszą z możliwych.

Każda z nas Aniu płaci wielką cenę za swoje decyzje ale nie są w żadnym wypadku podyktowane wygodą, tchórzostwem czy strachem.

Ja też się cieszę że Ona jest i jestem jej wdzięczna za wybór jakiego dokonała.

Pozdrawiam

P.S. Za co ty mi Słonko dziękujesz? Nie ma za co dziękować. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: ...cisza...Bułeczko
T.A.M.  
28-05-2010 19:14
[     ]
     
Witaj Bułeczko
Ostatnio byłam "nieczynna"- intelektualnie, psychicznie,społecznie...ale już jestem spowrotem.

Kiedyś mój terapeuta zacytował mi słowa Dorothy Green:
"Nie trzeba być bogaczem, by ofiarować coś cennego drugiemu człowiekowi: można podarować mu odrobinę czasu i uwagi"
Dziękuję, bo czuję się obdarowana, Bułeczko.
Tym, że z uwagą i wyczuciem czytasz i odpowiadasz. I jest w tym coś, co trudno tak naprawdę sprecyzować i nie wiem jak to działa...ale jaśniej, spokojniej się robi na duszy.
(I chyba sobie nie do końca uświadamiałam, ale właśnie coś takiego było mi bardzo potrzebne w tamtym momencie. )
Trochę mi to przypomina rozmowy z terapeutą, który uważnie słuchał moich słów, uważnie słuchał co te słowa poruszały w nim samym, dzielił się tym, ale pozostawiał przestrzeń na to, że mogę się nie zgadzać, może mi to nie pasować...

To, że zastąpiłaś Adwokata...bardzo się przydało :)
Dobrze, gdy ktoś pokazuje sprawę z innej perspektywy.
Czasem wiele razy trzeba coś usłyszeć nim słowa na dobre się utwierdzą, zakorzenią, staną koronnym argumentem adwokata.
Prokurator ma czarny pas w dokopywaniu ;) Adwokat przy nim "zielony", więc wsparcie jak najbardziej wyszło mi na dobre :)
Ach, więc i u Ciebie to nie było tak samo z siebie...to taka jest droga... te starcia, potyczki wyrabiają doświadczenie i pewność Adwokata, no tak ...nie ma to jak praktyka
I paradoksalnie, im bardziej zacięty i doświadczony przeciwnik tym więcej się można nauczyć ;)


Tak trochę podejrzewałam, że "stoi" za Tobą taka mądra kobieta, jak Twoja babcia, o której napisałaś- co uczyła swoim własnym przykładem :) a nie nakazami czy zakazami.
To niezwykle cenne mieć kogoś takiego.

"Biegnącej z wilkami" ( bo o tej książce myślałaś, prawda? ) nie mam w cyfrowym zapisie, ale poszukam coś innego i podrzucę na maila w najbliższym czasie.

Te, opowieści, cytaty...to mi się jakoś same przytrafiają, znajdują.
Czasem sobie myślę, że to takie podarunki od Teo, zjawiają się w kryzysowych momentach - jak lina po której można się spowrotem wdrapać do miejsca z którego się spadło, dodają sił, sprawiają, że coś się w głowie układa, uspokaja w sercu.
A czasem przypominają się słowa, które kiedyś czytałam, ożywają nabierają sensu, odkrywa się ich głębokie znaczenie.
Dzielę się nimi , podaję dalej- z nadzieją, że może komuś jeszcze pomogą :)

Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ...cisza...Bułeczko
buleczka  
29-05-2010 21:57
[     ]
     
Tak to jest Aniu - praktyka czyni mistrza :))
"Nic nie bierze się z sufitu", jak mawiała babcia, na wszystko trzeba zapracować. Na przewagę Adwokata również, a raczej tym bardziej.

Masz rację przede wszystkim potrzebna jest wytrwałość, chęć, i zawziętość aby "stać stabilnie" przy zderzeniu ze wspomnieniami, które, co tu dużo mówić - kochamy, poprostu kochamy i chcemy mieć.

Nie wiem czy kiedyś zwróciłaś na to uwagę. Nasze mózgi od dziecka dokonują selekcji informacji i wspomnień. Pamiętasz, ile razy się uderzyłaś, upadłaś, spadłaś z drzewa, nabiłaś sobie guza, itd??? Ja nawet nie pamiętam jak spadłam z huśtawki ale do dziś mam bliźnę na czole nad prawym okiem, nie pamiętam jak zabaw ze szkoły - podobno rzucaliśmy w siebie szmatami od tablicy i niefortunnie jedna uderzyła o godło wiszące nad tablicą a to wbiło mi się w głowę, nie pamiętam ale mam pękniętą czaszkę. Ale pamiętam inne rzeczy z tego okresu - pamiętam że posadzili mnie z "łobuziakiem klasowym", irytował mnie szturchaniem i tym że kładł mi rękę na zeszycie, pamiętam że powiedziałam mu że rąbnę go jeśli nie przestanie, pamiętam że położył rękę i śmiał się a ja z uśmiechem zacisnełam pięść i przyłożyłam mu w nią, pamiętam że złamałam mu kości w nadgarstku. Itd.
Nasze mózgi zapamiętują,a raczej zachowują wspomnienia tego co my zrobiliśmy złego i dobrego, ale "wycierają" z pamięci krzywdę jaka nas spotkała, pamiętamy to co dobre nas spotkało. No chyba że ktoś opowieściami odświerzy nam pamięć :))
Strata dziecka jest czymś nowym dla nas. To złe i dobre wspomnienie w jednym, nasza radość i nasz ból, nasze szczęście i rozpacz, miłość i cierpienie... To co nas pięknego spotkało a jednocześnia największa krzywda w naszym życiu. Nasz mózg zaciera wspomnienia i przywołuje. Chcęmy to pamiętać ale ta pamięć więże się nierozerwalnie z bólem. I tak już musi być, bo nie ma innego wyjścia, nie ma innej drogi.

Babcia to wspaniała kobieta. Cukrzyca z poziomem 600 i pączek na deser a kurczak na objad :) dwa udary, lekki paraliż prawostronny i kwiatki na działce sadziła bo je kochała :)) prawie ślepota, jaskra nie do usunięcia po drugim udarze i 2 reanimacjach :)) Uparta i zawzięta jak osioł. Zawsze dopinała swego. Pamiętam że jak leżała w szpitalu coś mi kazało jechać do niej o 19. Portiera musieliśmy przepłacić żeby wejść. Babcia bardzo się ucieszyła. Pamiętam, że wtedy powiedziała, że wkurza ją to że mówią wypis na środę, potem piątek, środa, piątek, środa. Powiedziała, że ona jutro wychodzi, o 11 ma wypis i nie obchodzi ją co oni na to, nie zostanie tu ani dnia dłużej bo w szpitalu ludzie umierają, ona chce na działkę do kwiatuszków... Wypis przesunięto na piątek. Babcia wyszła w środę... o 11.06... wyszła bo umarła... dostała zatoru płucnego, upadła i umarła. Jej 3 pełna reanimacja była bezskuteczna.
Pełna - mam na myśli z użyciem defibrylatora.
Tomek urodził się jak wypapana babcia, jakby skórę z niej zdjeli, mała miniaturka babci, choć oczywiście babcia nie miała żadnej wady wrodzonej, jego twarz, uśmiech, oczy, ich wyraz, spojrzenie... babcia, czysta babcia...
Tomek też zmarł przy 3 pełnej reanimacji, bezskutecznej. I też miał tę niesamowistą radość życia.
Jak do niej poszłaś na herbatę, nie odróżniała mnie od przyjaciółki bo obie mamy ten sam kolor włosów i wzrost, udawałyśmy że nas nie pomyliła, herbatę zrobiła sama, sama gotowała i zmywała... na wyczucie gotowała i do palca nalewała wodę do szklanki i gdybyś nie wiedziała że ona nie widzi nawet byś na to nie wpadła... Zawsze uśmiechnięta i radosna, no chyba że dziadek ją wkurzył :))

Kochana kobieta i kochane dziecko.

Aniu, ja mam swój dar, choć nie umiem go nazwać jednym słowem, ale go mam. Ty masz swój od Teo. Korzystaj z niego bo warto.

Buziolki 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Słońce będzie zawsze wschodzić ...
T.A.M.  
12-07-2010 15:26
[     ]
     
Kiedyś mi się znalazło
http://www.youtube.com/user/Rudzielec11#p/u/32/uB32ZtHcOq8


"Słońce zawsze będzie wschodzić "

Hej nie płacz,jest już prawie noc
Będę tu żeby Cię wspierać i pocieszać
czasami będziesz patrzeć na ciemne i burzowe niebo
Ale kochanie pamiętaj że słońce będzie zawsze wschodzić
I przynosić światło i przynosić światło

Życie zabierze Cię przez wiele niekończących się nocy
i czasami możesz zmagac się z bólem i stratą
i tak długo jak będziesz pokorny i pozostaniesz wierny sobie
niech się dzieje co chce
słońce zawsze będzie wschodzić
i przynosić światło i przynosić światło

Góry staną się nie do zdobycia
ciemne chmury sprawią że zwątpisz
ale Ty się z tym uporasz
i kiedy nie będę mogła być przy Tobie
dam Ci ten promyk nadziei

Hej nie płacz jest już prawie noc
Będę tu żeby Cię wspierać i pocieszać
jednak czasami będziesz patrzeć na ciemne i burzowe niebo
ale kochanie pamiętaj że słońce będzie zawsze wschodzić
i przynosić światło i przynosić światło



Czasem sobie myślę, że Teo już nie ma , tylko garstka prochu została...a potem natrafiam na jakąś piosenkę, opowiadania i myślę, że może to taki prezent od Teo...
Przypominają mi się pierwsze dni po jego śmierci.
Poniedziałek, choć lipcowy, ale niebo zasnute ciężkimi "jesiennymi" chmurami, jakby słońce nie śmiało wyjrzeć, by nie drażnić.
Gdy kupowaliśmy płótno do zawinięcia ciałka, czapeczkę w sklepie z rzeczami do chrztu, gdy jechaliśmy do prosektorium...nie płakałam, deszcz robił to za mnie
W dzień pogrzebu przepiękny wschód słońca, całe niebo grało barwami, stałam, patrzyłam, "karmiłam się" nimi

Zaraz druga rocznica śmierci Teo, znów mam przed oczami zdarzenia z tamtych dni, znów wrócił ból, znów tak bardzo potrzebuję ogrzać ranę, która na nowo zaczęła krwawić
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Słońce będzie zawsze wschodzić ...
maggie  
12-07-2010 20:58
[     ]
     
Mysle o Tobie i Teo... i placze z Toba..

Slonce wschodzi codziennie tylko czy dla nas robi to roznice jesliby nie wzeszlo???

mama Amelki(*) 
malgorzata wesolowska

Re: Słońce będzie zawsze wschodzić ...Maggie
T.A.M.  
13-07-2010 16:04
[     ]
     
Dziękuję, Maggie
Też mam takie momenty, że się zastanawiam czy to by robiło jakąś różnicę, czasem jak mi źle to mnie drażni i słońce i piękna pogoda...a czasem odwrotnie- wygrzewam się jak kocur, ładuję baterie, widocznie mam te słoneczne zamontowane ;)

Tak mi się teraz jeszcze przypomniały słowa Phila Bosmansa
"Życzę ci odwagi wschodzącego słońca, które mimo ogromu nędzy i zła tego świata co rano wschodzi i obdarza nas ciepłem i blaskiem swych promieni"

Tobie, sobie, nam wszystkim tutaj takiej odwagi w poranionym sercu
Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Słońce będzie zawsze wschodzić ...Maggie
Joannap  
13-07-2010 20:02
[     ]
     
"odwaga wschodzącego słońca"?? Chyba ją mamy, bo pomimo bólu i rany w sercu codziennie wstajemy i staramy się "godnie żyć"...mamy tą odwagę - a może i jeszcze większą... 
-------------------------------------------------------------------
"Czas upływa... Z róż opadają płatki, ale nie ciernie."


Kocham i tęsknię...



Re: Słońce będzie zawsze wschodzić ...Maggie
kulkry58  
15-07-2010 06:58
[     ]
     
Dla TEO NAJJASNIEJSZE SWIATELKO PAMIECI DO SAMEGO NIEBA Z OKAZJI II ZIEMSKICH URODZINEK<*><*><*><*><*> PAMIEC JEST WIECZNA MILOSCIA. mama Jarka 


II ziemskie urodzinki TEO
buleczka  
15-07-2010 10:19
[     ]
     
wszystkiego najlepszego Teo i mnóstwo światełek
(*)(*)(*)

P.S. I buziaki dla Mamy, o których marzy i tęskni. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: II ziemskie urodzinki TEO
Nadia7  
15-07-2010 11:25
[     ]
     
2 miliony buziaków dla Teo *******


mama dwuletniego Frania i Antosia 10.02.2010-24.03.2010 
------------------------
Wiola, mama i Franusia, i Antosia 10.02.2010-24.03.2010, i Jasia
http://antosobstawski.pamietajmy.com.pl/index.php

Re: II ziemskie urodzinki TEO -dziękuję
T.A.M.  
15-07-2010 19:05
[     ]
     
Dziękuję dziewczyny :)
Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: II ziemskie urodzinki TEO -dziękuję
patrycja grzybowska  
16-07-2010 00:07
[     ]
     
(*) 
mama- ANDRZEJKA ur.w 24 tyg.ciązy (ur.30.11.2006- zm. 3.12.2006)
mama 6 letniej Amelki
i malutkiego Antosia

Re: II ziemskie urodzinki TEO
Alicja74  
15-07-2010 20:06
[     ]
     
Dla Teo (*)(*)(*)(*)(*)(*)(*)....

Ala,mama anielskiej Amelki 23tc(*+08.02.2010)
i ziemskiej Roksanki(*10.12.1996)
Tak bardzo kocham i tęsknię i nigdy nie przestanę 


Re: II ziemskie urodzinki TEO
Joannap  
15-07-2010 20:07
[     ]
     
Dla Teo światełko w II ziemskie urodzinki (*)(*)(*) 
-------------------------------------------------------------------
"Czas upływa... Z róż opadają płatki, ale nie ciernie."


Kocham i tęsknię...



Re: "Kiedyś rosły trzy drzewa"
Wera  
20-07-2010 14:17
[     ]
     
Teo dla Ciebie światełko prosto do nieba (*)
Opiekuj się rodzicami.

"Zostawił świat szczęścia, napełnił nas boleścią.
Nieoczekiwanie wypił słabość z czary śmierci.
Słońce, spojrzawszy na bieg świata, skryło się wśród chmur.
Anioł przybył i odleciał
Raj jest jego domem" 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki
Ostatnio zmieniony 06-08-2010 00:12 przez Wera

Pierwszy śnieg
T.A.M.  
30-11-2010 01:47
[     ]
     
Pierwszy...pierwszy śnieg Z Teo - w brzuszku. Trzy lata temu, jeszcze zanim zrobiłam test...mój węch zaskakująco się wyostrzył ;) gdy wsiadałam do autobusu, już wiedziałam, kto z czym ma kanapki do pracy.

Pierwszy... pierwszy śnieg BEZ Teo...z pewnością był, ale chyba go nie zauważyłam.

Drugi pierwszy śnieg bez Teo...podstępnie zamienił las, obok którego mieszkam w Narnię. Nie do końca umiałam się zachwycić, jakbym bała się, że tym w jakiś dziwny sposób "zdradzę" Teo. Jednak patrzyłam zachłannie i coś się we mnie leczyło.

Trzeci pierwszy śnieg...czuję się zmęczona, stara...
Tęsknię za taką radością, o której pisał J.Korczak.

"W nocy spadł śnieg.
Biało - bielusieńko. Tyle lat nie widziałem śniegu. Po tylu latach cieszę się, że śnieg, że biało.
I dorośli lubią piękną pogodę, ale oni myślą, rozważają, my tak jakoś jakbyśmy ją pili. I dorośli lubią jasny ranek, ale dla nas jest winem mrożonym - jesteśmy nim niby pijani.
Kiedy byłem dorosły, widząc śnieg już myślałem, że będzie błoto, czułem wilgotne obuwie i - czy węgla starczy na zimę? I radość - ona także była - ale przysypana popiołem, zakurzona, szara.
Teraz czuję tylko białą, przejrzystą, oślepiającą radość. Że co? Że nic : śnieg!
Idę z wolna, ostrożnie, szkoda mi ją deptać. Wokoło iskrzy, lśni, mieni się, gra, żyje. I we mnie tysiące iskierek. Jakby kto proszek diamentowy rozsypał po ziemi i w duszy. Zasiał i rosnąć będą brylantowe drzewa. Bajka się lśniąca urodzi."
Janusz Korczak "Kiedy znowu będę mały"

A tak na marginesie :) bardzo fajna ta książka Korczaka.
Ania 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: "Kiedyś rosły trzy drzewa..."
Wera  
05-03-2011 12:06
[     ]
     
Dawno nikt tu nie zaglądał, a tyle tu pięknych opowieści.
Postanowiłam je przypomnieć, mam nadzieje Aniu, że kiedyś będą następne...
Pozdrawiam.
Dla Teo mnóstwo światełek (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Dwie skały
T.A.M.  
21-03-2011 09:45
[     ]
     
Trzecia wiosna bez Teo...powoli zmienia się rachuba czasu, najpierw zamierałam w każdy wtorek i niedzielę, potem świat mi się "zatrzymywał" z każdym kolejnym 15 i 20...teraz punktem krytycznym jest kolejny lipiec, gdy wszystko na parę dni wraca z niemal pierwotną siłą.
Równonoc wiosenna jest też takim szczególnym momentem, trzy lata temu w tym momencie zrównał mi się też czas z Teo w brzuszku i czas bez niego tutaj, i coś się niemal niezauważalnie zaczęło zmieniać, odradzać. Psychiatra-terapeuta (2w1;), który mi towarzyszył w tym czasie żałoby, powiedział wtedy, że zaczęłam wypuszczać pierwsze listki :)
A dzisiaj od rana chodzi mi po głowie piosenka Jacka Kaczmarskiego "Dwie skały".

http://www.youtube.com/watch?v=NY-WlHAG0pk



DWIE SKAŁY
Po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach
Na dwóch bliźniaczych zamieszkałem skałach.

Trzymam się obu w ciszy i zawiei -
Skały rozpaczy i skały nadziei.

Obie prastare i obie rzeźbione
Siłą żywiołów nieświadomych znaczeń;
Skałą rozpaczy - nadzieje stracone,
Skałą nadziei - przetrwane rozpacze.

Po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach
Na dwóch bliźniaczych zamieszkałem skałach.

Od świtu do zmierzchu, od zmierzchu do świtu
Na skale grozy i skale zachwytu.

Obie potężne i obie wspaniałe
Wbrew horyzontom posągowe pozy;
Na skale grozy - zachwyty zwietrzałe,
W skale zachwytu - ciemna ruda grozy.

Po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach
Na dwóch bliźniaczych zamieszkałem skałach.

Czekały przecież na mnie od początku:
Skała szaleństwa i skała rozsądku.

Obie lekarstwem przeciw nudzie ducha,
Obie modlitwy godne i przekleństwa;
W skale szaleństwa - rozsądku grań krucha,
W skale rozsądku - jaskinie szaleństwa.

Po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach
Na dwóch bliźniaczych zamieszkałem skałach.

Jedna na drugiej lustrem i wyrzutem,
A przecież z jednej energii wyklute.

Łączy je w głębiach niewidoczny korzeń
Którym na trwałe w sedno bytu wbite;
Tam, gdzie rozsądek - rozpaczą i grozą
nadzieja - szaleństwem, szaleństwo - zachwytem.
autor: Jacek Kaczmarski

Z piosenką wróciło do mnie wspomnienie pierwszej wiosny z Teo, jakoś tak mniej więcej w tym czasie był w radiu koncert Kaczmarskiego, a Teo pierwszy raz tak bardzo był "wyczuwalny", nawet "widoczny" - aż brzuch mi falował. Jak to każda mama zakochana w swym dziecku stwierdziłam, że nie dość, że ma dobry gust muzyczny, to jeszcze świetne wyczucie rytmu - dostrajał się swoimi ruchami do rytmu melodii :) I mówiłam, że na tych piosenkach będę go uczyć sztuki, literatury, historii...życia.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to Teo będzie wcześniej niż ja słuchać Kaczmarskiego "na żywo"... TAM...po drugiej stronie.


http://www.youtube.com/watch?v=Y_clXdF-mZ4&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=PMFPUqLnN-4 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dwie skały-T.A.M
nina85  
21-03-2011 11:08
[     ]
     
T.A.M- dziękuję! Dzięki tym słowom, które umieściłaś w tym temacie zaczęłam się podnosić... mimo kolejnych jakże bolesnych upadków...wstaję pomalutku... dziękuję!!!! 
05.01.2011- Amelka[*] 33tc
http://amelkabieleckaclapka.pamietajmy.com.pl
Wiktorek 11.07.2012r 2620g i 57cm :D
Brzydka para butów
T.A.M.  
07-04-2011 20:30
[     ]
     
... dziś znów uwierają, ranią, ból i zmęczenie odbierają siły na następny krok... i nadzieję, że warto iść dalej...

Brzydka para butów

Noszę buty.
To są brzydkie buty.
Niewygodne buty.
Nienawidzę moich butów.
Każdego dnia ubieram je i każdego dnia chcę mieć inną parę butów.
W niektóre dni moje buty ranią mnie tak bardzo, że nie wierzę w następny krok.
Pomimo to cały czas je noszę.
Czuję dziwne spojrzenia, kiedy mam na sobie te buty.
Spojrzenia pełne współczucia.
Widzę w oczach innych ulgę, że to nie ich buty, tylko moje.
Oni nigdy nie rozmawiają o moich butach.
Gdyby do nich dotarło, jak okropne są moje buty, mogliby poczuć się niezręcznie.
Aby naprawdę zrozumieć czym są moje buty, musisz w nich chodzić.
Kiedy jednak już je włożysz, nie możesz ich nigdy zdjąć.
Teraz dopiero rozumiem, że nie jestem jedyną, która nosi te buty.
Jest wiele takich par butów na świecie.
Niektóre kobiety, tak jak ja, codziennie cierpią, gdy próbują w nich chodzić.
Niektóre nauczyły się już w nich chodzić, więc buty nie ranią ich aż tak bardzo.
Niektóre muszą długo chodzić w butach
zanim zrozumieją, jak bardzo je ranią.
Żadna kobieta nie zasługuje na to, by nosić te buty.
Jednak z powodu tych butów jestem silniejszą kobietą.
One dają mi siłę by stawiać czoło wszystkiemu.
One sprawiły, że jestem taką, jaką jestem.
Już zawsze będę chodziła w butach kobiety, która straciła dziecko.
(Autor nieznany)

...znów jak mantrę, powtarzam sobie "to minie, jeszcze jeden krok, jeszcze jeden..."
I przytulam tą małą, dzielną, bardzo zmęczoną dziewczynkę we mnie...i w Was wszystkich :) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dwie skały-Nino
T.A.M.  
07-04-2011 20:36
[     ]
     
Cieszę się, że te teksty dodają Ci sił. Sam początek drogi, u Ciebie, bardzo mi przykro, że musiałaś się tu znaleźć. Dla mnie te teksty, w rożnych momentach były jak taka drabinka ratunkowa, dzięki której udawało się podnosić, ruszać do przodu...znajdowały się, przypominały jakoś tak samoistnie, lubię myśleć, że to Teo je podrzucał w kryzysowych sytuacjach...z nadzieją, że mogą pomóc też innym, dzielę się nimi. 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: ,,Kiedyś rosły trzy drzewa..."
paniRadzikowa  
28-04-2011 11:38
[     ]
     
Podnoszę :)
tyle tu pięknych tekstów:) 
http://nieznajomapannan.blog.interia.pl/

Cierpliwy anioł
T.A.M.  
19-05-2011 12:18
[     ]
     
***
Cierpliwy anioł
pomaga człowiekowi
udźwignąć cierpienie
jak bliskie są sobie słowa
cierpienie
i cierpliwość

J.Twardowski


Przesyt cierpienia, niedosyt cierpliwości...szkoda, że nie mogą się jakoś tak trochę zrównoważyć, zneutralizować...


Ania, mama Teo

P.S.
Z podziękowaniami dla wszystkich cierpliwych aniołów :)

Anioły są ludźmi niosącymi światło
Tam gdzie są robi się jasno i przejrzyście
Anioły są ludźmi, którym dano w raju
rodzaj pierwotnej radości
Anioły pomagają stanać na nogi ludziom załamanym
i wniewidoczny sposób utrzymują równowagę świata
Czujesz w nich trochę tajemnicę
niezgłębionej dobroci, która pragnie Cię objąć
W ludziach tych czuję jak przychodzi do mnie Bóg
ze swoją czułością i rozważna troskliwością

Masz problem utknałeś w nim
I gdzieś ktoś za pomocą niewidzialnej anteny
otrzymuje sugestię, coś w rodzaju nakazu
by do ciebie przyjść i ci pomóc,
pchnać naprzód lub pocieszyć
"Jesteś aniołem"-mówisz do meżczyzny czy kobiety
Odetchnąłeś, znów widzisz światło, mineła udręka
Ale anioły nie zjawiają się na zawołanie czy za zapłatę
najczęściej przychodzą zupełnie nieoczekiwanie,
wskazują drogę, rozwiązują problem i znikają,
nie czekając na podziękowania

Są jeszcze na świecie anioły, ale jest ich za mało
Dlatego panuje jeszcze tyle ciemności i niedoli
Bóg szuka aniołów pośród współczesnych ludzi
Ale wielu go nie dostrzega, już nie słucha
Ich "antena" już nie odbiera i nie nadaje
Chodź, jesteś aniołem, a w Twoim otoczeniu
jest dosyć ludzi, dla których możesz być aniołem

Phil Bosmans 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re: Dla TEO
Wera  
22-07-2011 21:03
[     ]
     
Rocznicowe światełko pamięci dla Ciebie Teo (*)
Czuwaj nad swoimi rodzicami maleńki. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re: Dla TEO
Wera  
21-07-2012 13:18
[     ]
     
(*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

KOBIETA
T.A.M.  
08-03-2012 14:28
[     ]
     
"Kiedy Bóg tworzył kobietę, pracował do późna szóstego dnia.
Przechodził obok anioł i zapytał: “Dlaczego poświęcasz tyle czasu właśnie temu dziełu?”

A Pan odpowiedział:
“Czy zauważyłeś wszystkie szczegóły, jakie muszę uwzględnić, żeby ją ukształtować?"

“Musi być zmywalna, choć nie zrobiona z plastyku, mieć więcej niż 200 ruchomych części, które mają być wymienialne i musi ona funkcjonować na wszelkiego rodzaju pożywieniu; musi być zdolna objąć kilkoro dzieci na raz, przytulić tak, by uzdrowić co jest do uzdrowienia – od stłuczonego kolana do złamanego serca, a to wszystko musi zrobić tylko dwiema rękami.”

Anioł był pod wrażeniem.

“Tylko dwiema rękami… niemożliwe!
I to jest model standardowy?!
To zbyt wiele pracy jak na jeden dzień… Jutro dokończysz.”

“Nie będę czekać do jutra” powiedział Pan.
“Jestem już tak bliski ukończenia tego dzieła. Stanie się najmilsze mojemu sercu.”

“Ona sama siebie leczy, kiedy zachoruje i potrafi pracować 18 godzin dziennie.”

Anioł podszedł bliżej i dotknął kobiety.

“Ale uczyniłeś ją taką miękką, Panie.”

„Jest miękka” powiedział Pan.
„Lecz uczyniłem ją także silną. Nie wyobrażasz sobie nawet, co potrafi znieść i ile pokonać.”

“Czy ona potrafi myśleć?" zapytał anioł.

Pan odpowiedział:
“Nie tylko potrafi ona myśleć, ale potrafi przekonywać i pertraktować.”

Anioł dotknął policzka kobiety…

“Panie, zdaje się, że to dzieło przecieka! Zbyt dużo nałożyłeś ciężarów.”

“Ona nie przecieka… To łza” poprawił Pan anioła.

“ Łza? A co to takiego?” zapytał anioł.

Pan odpowiedział:
“Łzy są jej sposobem wyrażania smutku, wątpliwości, miłości, samotności, cierpienia i dumy.”

To zrobiło duże wrażenie na aniele.
„Panie, jesteś geniuszem. Pomyślałeś o wszystkim. Kobieta jest naprawdę cudowna!”

Rzeczywiście jest!
Kobieta posiada siłę, która zadziwia mężczyznę. Potrafi ona radzić sobie z kłopotami i dźwigać ciężkie brzemię. Ma w sobie szczęście, miłość i przekonania. Uśmiecha się, gdy chce jej się krzyczeć. Śpiewa, gdy chce jej się płakać, płacze, gdy jest szczęśliwa i śmieje się, gdy się boi.

Walczy o to, w co wierzy. Sprzeciwia się niesprawiedliwości. Nie akceptuje „nie” jako odpowiedzi, kiedy widzi lepsze rozwiązanie.
Daje z siebie wszystko, żeby jej rodzinie dobrze się wiodło.
Zabiera swoją przyjaciółkę do lekarza, kiedy się o nią martwi.
Jej miłość jest bezwarunkowa.

Płacze, kiedy jej dzieci odnoszą sukces. Jest szczęśliwa, kiedy wiedzie się jej przyjaciołom.
Cieszy się, kiedy słyszy o narodzinach czy weselu.

Boli ją serce, kiedy umiera ktoś z rodziny lub bliski przyjaciel.
Ale znajduje siłę, by żyć dalej.

Wie, że pocałunek i przytulenie mogą uzdrowić złamane serce.

Ma tylko jedną wadę:

Zapomina, ile jest warta…

Przekaż to swoim przyjaciółkom, by im przypomnieć, jak są fantastyczne…
Przekaż to znajomym mężczyznom. Czasami potrzebują przypomnienia!!!"


Pozdrawiam 8 marcowo wszystkie wyjątkowe kobiety tu zaglądające :)

Ania, mama Teo

P.S. Kiedyś dostałam te słowa w formie pliku pps, ale nie umiem go tu dołączyć, więc tylko przepisałam słowa. Ale jak się wpisze w wyszukiwarce "kobieta pps", to można znaleźć :) jeśli ktoś chciałby podać dalej 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Czwarta wiosna...
T.A.M.  
05-06-2012 09:48
[     ]
     
... z Teo "po drugiej stronie"...

"Żądam, by życie traktowało mnie dobrze.
Oczekuję tego, bo na to zasłużyłam!
Mam nadzieję, że życie to rozumie...
Marzę o dniu, w którym poczuję, że życie chce dla mnie dobrze.
Czekam na to z utęsknieniem.
Dostrzegam, że życie chce dobrze.
Czuję, że tak jest: życie chce dla mnie dobrze"
Mai Larsson

Tak można byłoby opisać moje zmagania z życiem z ostatnich lat.
Teraz... chyba jestem gdzieś pomiędzy dostrzegam a zaczynam czuć :) 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Piąta wiosna...
T.A.M.  
28-03-2013 15:49
[     ]
     
„W świecie przyrody wiosna jest czasem, kiedy wszystko zaczyna się od nowa. W mojej części świata pierwszą oznaką nadejścia wiosny są uśmiechnięte główki krokusów, które nieśmiało wychylają się z ziemi. Zaraz po nich pojawiają się żonkile i zaczyna zielenić się trawa.
Jeżeli krokusy pokażą się zbyt wcześnie, zdarza się, że pokryje je śnieg, ale nie wydaje się, że to im w ogóle przeszkadza.
Jak gdyby wiedziały, że zima wkrótce przeminie i nastanie królestwo wiosny.
Odwaga krokusów jest chyba inspiracją dla całej przyrody, bo inne rośliny zaczynają także wypuszczać pączki, by wkrótce zakwitnąć, pokazać całe swoje piękno.
Często zdarza się, że wiosna nadchodzi razem z Wielkanocą. To naprawdę wspaniały triumf życia nad śmiercią!”

Gary Chapman „Pory roku w małżeństwie”

Krokusy posadziliśmy wokół grobu Teo.
Tak kwitły rok temu

http://pracowniasztuk.blogspot.com/2012/05/tropami-wiosny-cz2.html

Pozdrawiam wiosennie - z tą wiosną kalendarzową i tą duchową
Ania, mama Teo 
Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)

Re:Kiedyś rosły trzy drzewa...
Wera  
12-08-2013 21:15
[     ]
     
Światełka dla TEO (*)(*)(*)
Aniołku (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re:Kiedyś rosły trzy drzewa...
Wera  
16-10-2013 08:45
[     ]
     
Światełka dla aniołków (*)(*)(*) 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re:Kiedyś rosły trzy drzewa...
Wera  
21-02-2015 21:45
[     ]
     
Teo(*) Anastazjo(*) dla Was światełko pamięci. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

Re:Kiedyś rosły trzy drzewa...
Wera  
21-02-2015 21:45
[     ]
     
Teo(*) Anastazjo(*) dla Was światełko pamięci. 
mama
Aniołka(25.04.2005r. 8tc)
Helenki ur-zm.25.03.2009r.36tc
Iskierki(20.02.2012r. 7tc) i ziemskiej trójeczki

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora