dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> DLA OJCÓW
Nie jesteś zalogowany!       

a co z nim?
agnieszkaP  
30-07-2006 00:30
[     ]
     
wlasnie czytalam o porodach rodzinnych...o nerwowych tatusiach, ktorzy zdenerwowani rzucaja tylko w sluchawke telefonu "nie, jeszcze nie urodzila. tak, chyba juz niedlugo"a potem biegna zdyszani do zony, by sciskac jej rece i masowac plecy...a pozniej opijaja szczesliwe narodziny, przyjmuja gratulacje, dumnie i niezgrabnie paraduja z bobaskiem na rekach.a gdy tego nie ma? co zostaje? tak plakalam nad soba, ze nie widzialam, jak Mu strasznie ciazko. jak zaciska zeby by sie nie rozplakac razem ze mna...jak udawal silnego, bo ktos musial byc tym silnym.musial chodzic do pracy, odpowiadac na pytania znajomych i rodziny, sprzatac, robic zakupy i jeszcze sprawdzac czy ze mna wszystko dobrze, jeszcze pocieszac, udawac, ze wierzy, ze najgorsze mamy juz za soba, ze juz sie pozbieralismy...i tylko czasami gdy mocno mnie przytula i delikatnie gladzi po wlosach, gdy wciaz jeszcze powtarza, ze wszystko bedzie dobrze, ze musimy byc silni wlasnie dla naszego dzieciatka...wlasnie wtedy czuje czasem jak drzy, jak hamowane emocje jednak mu troche uciekly...moj twrdziel jednak nie jest taki twardy. ciagle o tym zapominam...czasem zeby go oszczedzic rycze w lazience i dopiero jak sie uspokajam wracam do lozka i cichutko klade sie przy nim...ale on wie.przytula mnie mocno i szepcze do ucha"musisz w koncu przestac"odpowiadam"wiem.spij" a potem milczymy jeszcze dlugo bezsilni...wiem, ze nie moge ciagle plakac, ale nie umiem przestac. wiem jak go to boli. tyle bym dala by nie dokladac mu cierpien stanem w jakim mnie widzi, ale nie moge...skad on ma ta sile? i jak dlugo bedzie gral twardziela?ojciec, ktoremu nikt nie gratulowal narodzin dziecka. ojciec, ktorego dziecko odeszlo...w zamian ma zaplakana matke dziecka, ktorej nie ma co powiedziec, puste ramiona, zzerane skrywanym bolem serce...ojciec aniola. moj Aniolek jest na pewno z niego dumny. ja tez. 


Re: a co z nim?
onka  
30-07-2006 18:48
[     ]
     
Ja się też zastanawiam, jak długo mój mąż będzie taki silny. On wrócił od razu do normalności, praca, obowiązki, przez kilka dni po stracie był dla mnie oparciem, ale po tygodniu zaczełam zauważać, że jego denerwuje to, że ja sobie czasem popłakuję wieczorem. Teraz już nie ma przytulenia, jest tylko mówienie, że powinnam przestać już, że życie biegnie a ja nie mogę stać w miejscu. Ale ja nie potrafię, tak bardzo czekaliśmy na to dziecko, jak bardzo ja się cieszyłam na USG. A potem było następne USG i niestety smutna wiadomość. Do tej pory jak sobie to przypominam to mam mokre oczy, nikt poza mną nie miał takich przeżyć i może dlatego mojemu mężowi jest łatwiej. Ale tak na prawdę to nie wiem, czy łatwiej, czy po prostu chce być takim twardzielem.
Chyba byłoby mi łatwiej gdyby też powiedział, że mu ciężko, bo wtedy byśmy razem wracali do normalności, a tak ja się czuję jak pozostawiona na polu boju po przegranej. Wydaje mi się, że wszyscy w koło myślą, że jeśli pokażą mi, że życie toczy się dalej to ja szybciej to zaakceptuję i chyba mój mąż też ulega takiem przekonaniu. 


Re: a co z nim?
Wioletta  
05-09-2006 23:19
[     ]
     
Dziewczyny z naszymi mężami to jest inaczej niż myślimy. mój mąż zwierzył się mojemu tacie, a ja się dowiedziałam w zaufaniu od mojej mamy. mój mąż też grał twardziela ja płakałam ryczałam rozpaczałam załamywałam się i tak dalej a on opanowany chodził do pracy wrócił do normalnego życia, aż nawet miałam mu to za złe że mnie ciągle poucza i nie rozpacza myślałam że on już zapomniał gdy mówił powinnam się uspokoić, pocieszał przytulał denerwował się gdy siedziałam zapłakana na tym forum. A potem się dowiedziałam, że on się trzyma tak dla mnie bo ktoś musi chodzić do pracy-rachunki trzeba płacić mnie takie rzeczy nie obchodziły, ktoś musi posprzątać ja nie miałam do tego głowy, trzeba zrobić zakupy i trzeba coś jeść - gdyby nie on ja bym o tym zapomniała. A przecież przeżył to samo co ja też stracił dziecko, on zajął się pogrzebem, on spakował i wywiózł z domu rzeczy naszego dzieciątka żebym po wyjściu ze szpitala nie musiała na nie patrzeć płakałam patrząc na miejsce gdzie stało łóżeczko. On się wszystkim zajmował a ja tylko ryczałam. Gdy mi to mama uświadomiła inaczej patrzę na mojego męża i staram się pozbierać dla niego żeby mu nie dorzucać cierpień, choć to nie jest łatwe. To że oni są opanowani to nie znaczy że nie rozpaczają też rozpaczają tylko w inny niezrozumiały dla nas sposób. Pomyślcie jak by to było gdyby oni zachowywali się tak jak my u kogo szukałybyśmy oparcia. 
Wioleta
mama Adrianka(*)

Re: a co z nim?
Mice  
10-10-2006 14:51
[     ]
     
Tak sobie czytam i czytam (moja Żona również :*). Często przewija się problem przeżywania przez mężczyznę straty dziecka. Nasza Juleczka urodziła się martwa 14 lipca w 40tyg ciąży. Umarła, "tak po prostu", ponad dobę wcześniej ale długo trwało wywoływanie porodu. Uwierzcie, że do końca życia będę pamiętał bezgłośne KTG i nieruchome serce naszej córki na USG. I do końca życia będę o niej myślał. Pytacie dlaczego faceci są twardzi ? Bo tacy są dla Was i dla siebie. Dla Was, żebyście miały oparcie, a dla siebie, żeby nie oszaleć. Ale to tylko poza, wewnątrz coś umarło...

Pozdrawiam, 


Re: a co z nim?
wustyle  
16-10-2006 15:57
[     ]
     
W wiekszosci wypadkow tak to wlasnie jest.
Dzieki za glos Michal.
Tak rzadko faceci tu pisza, ech... 
Sebastian - tata Laury, Zuzi i Antosia

Re: a co z nim?
Belka  
20-10-2006 00:31
[     ]
     
Mój mąż, Sławek, zaczął płakać przy mnie dopiero po roku od straty Słodzika, jak zobaczył, ze ja dam radę, że jakoś to wytrzymam. Mógł, w końcu, odpuścić sobie swoją siłę. Dziękuję Mu bardzo bardzo. (****) to światełka dla naszych Aniołków. Tatusiowie, dobrze, że jesteście, chociaż przy niektórych mamach. 


Re: a co z nim?
TataMichałka  
19-10-2006 14:48
[     ]
     
Michaś odszedł miesiąc temu mając 16 miesięcy. Przez trzy pierwsze tygodnie Asia (żona) nie wstawała z łóżka, nie jadła, prawie nie piła, cały czas rozpaczała i obwiniała się o śmierć dziecka. Teraz jest z nią tylko odrobinkę lepiej dzięki lekom (których z resztą nie chce jeść - codzienna walka). Ja wróciłem do pracy, oglądam filmy, czasem żartuję ze znajomymi. Ale zgadzam się, że jest to tylko poza. Kiedy idę do naszego mieszkania (stoi teraz puste) wypłakuję sie do zdjęcia Misia. Czasem nie mogąc wytrzymać kolejnego obwiniania się Asi wychodzę z domu, wsiadam do samochodu i wciskam gaz "do dechy". Czasem siedząc na lekcji zasłaniam twarz przed uczniami żeby nie zauważyli cieknących łez. Chciał bym być twardszy. Być większą podporą dla Asi. Innym razem myślę, że może mniej kochałem Michałka i dlatego nie potrafiłem wpaść w taką rozpacz jak Asia. Dlatego potrafię się trzymać... Tyle myśli... a jednocześnie wielka pustka w głowie. 


Re: a co z nim?
wustyle  
22-10-2006 21:30
[     ]
     
"Byc wieksza podpora dla Asi"...
To bardzo ladne. Tylko czy my mozemy byc wieksza podpora dla naszych zon niz juz jestesmy? Wiecej plakac, wiecej rozpaczac, wiecej pocieszac? Niestety kazdy material ma swoja wytrzymalosc - sztuka to otrzec sie o ta granice i zahartowac tak, by moc zyc dalej.
"Wazne sa tylko te dni, ktorych jeszcze nie znamy" - pamietacie? 
Sebastian - tata Laury, Zuzi i Antosia

Re: a co z nim?
sylwiaewa  
23-10-2006 22:14
[     ]
     
Jacy cudowni ojcowie są tutaj na forum. Cudowni i odważni. Mój mąż nie ma odwagi przeczytać tego forum a tym bardziej coś napisać. jest kochany bardzo, cały ciężar rozmowy z lekarzami i uroczystości pogrzebowych wziął na siebie. Ale czasem myślę, ze za mało przezywa śmierć mojej Mai
Sylwia-mama Aniołka Mai (*)
http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/pamiec392.htm 


Re: a co z nim?
TataMichałka  
24-10-2006 19:25
[     ]
     
hmmm... "Każdy material ma swoja wytrzymalosc"... Lepiej samemu zwariowac niz pozwolic zwariowac ukochaneju osobie. 


Re: a co z nim?
wustyle  
25-10-2006 14:03
[     ]
     
ukochana osoba pewno mysli tak samo, wiec jedyna rada to trzymac sie razem... 
Sebastian - tata Laury, Zuzi i Antosia

Re: a co z nim?
TataMichałka  
25-10-2006 18:30
[     ]
     
Pewnie tak jest... Pozdrawiam wszystkie Mamy Aniłków. Dzięki Wam nam również jest łatwiej choć tak może nie wygląda na pierwszy rzut oka. 


Re: a co z nim?
Mice  
31-10-2006 08:47
[     ]
     
Chyba się nie zgodzę, jak "oszaleję" to nikomu już nie pomogę, więc muszę dbać o swoją psychikę (pomijając zdroworozsądkowe odruchy obronne w tej kwestii). Inaczej najpierw ze mną będzie źle, a potem z drugą osobą ... Albo też to ja będę wymagał opieki i będę kolejnym problemem ...
I zgadzam się z Sebastianem, że każdym ma swoją wytrzymałość. Jeśli zostaliśmy z naszymi żonami to pięknie, ale nie do nas należy osądzanie kogokolwiek kto zrobił inaczej. 


Re: a co z nim?
onka  
05-03-2007 16:43
[     ]
     
Mój mąż po pierwszej stracie był właśnie takim twardzielem (opisałam to kilka postów wcześniej). Teraz po drugiej starcie płaczemy razem, i powiem Wam, że przez to jest mi może nie ciut lepiej, ale przynajmniej czuję oparcie w moim mężu, wiem, że czuje to co ja. 


Re: a co z nim?
Zbyszek  
06-03-2007 19:04
[     ]
     
Witajcie,
Czytam wasze opisy i nie wiem co powiedzieć. Kiedy straciliśmy Maćka 15. 07. 2006 r nawet nie pomyślałem przez chwilę żeby nie być razem z Teresą i Agata. To przecież nie tylko Teresa straciła syna ale i ja. Nie mógłbym nie rozmawiać z nią o tym co nam się przytrafiło, nie mógłbym nie płakać gdy ona płacze. To nieszczęście przecierz nas dotyczy oboje. Wiem, że my mężczyźni może innaczej odczuwamy, reagujemy czy przeżywamy ból. Może i tak jest. Ja Zawsze będę ze swoimi dziewczynami i je wspierał, bo wiem że one mi dają to samo. Swoją miłość.
Maćku jak mi ciebie brakuje.
agnieszkaP napisał(a):
> wlasnie czytalam o porodach rodzinnych...o nerwowych tatusiach, ktorzy zdenerwowani rzucaja tylko w sluchawke telefonu "nie, jeszcze nie urodzila. tak, chyba juz niedlugo"a potem biegna zdyszani do zony, by sciskac jej rece i masowac plecy...a pozniej opijaja szczesliwe narodziny, przyjmuja gratulacje, dumnie i niezgrabnie paraduja z bobaskiem na rekach.a gdy tego nie ma? co zostaje? tak plakalam nad soba, ze nie widzialam, jak Mu strasznie ciazko. jak zaciska zeby by sie nie rozplakac razem ze mna...jak udawal silnego, bo ktos musial byc tym silnym.musial chodzic do pracy, odpowiadac na pytania znajomych i rodziny, sprzatac, robic zakupy i jeszcze sprawdzac czy ze mna wszystko dobrze, jeszcze pocieszac, udawac, ze wierzy, ze najgorsze mamy juz za soba, ze juz sie pozbieralismy...i tylko czasami gdy mocno mnie przytula i delikatnie gladzi po wlosach, gdy wciaz jeszcze powtarza, ze wszystko bedzie dobrze, ze musimy byc silni wlasnie dla naszego dzieciatka...wlasnie wtedy czuje czasem jak drzy, jak hamowane emocje jednak mu troche uciekly...moj twrdziel jednak nie jest taki twardy. ciagle o tym zapominam...czasem zeby go oszczedzic rycze w lazience i dopiero jak sie uspokajam wracam do lozka i cichutko klade sie przy nim...ale on wie.przytula mnie mocno i szepcze do ucha"musisz w koncu przestac"odpowiadam"wiem.spij" a potem milczymy jeszcze dlugo bezsilni...wiem, ze nie moge ciagle plakac, ale nie umiem przestac. wiem jak go to boli. tyle bym dala by nie dokladac mu cierpien stanem w jakim mnie widzi, ale nie moge...skad on ma ta sile? i jak dlugo bedzie gral twardziela?ojciec, ktoremu nikt nie gratulowal narodzin dziecka. ojciec, ktorego dziecko odeszlo...w zamian ma zaplakana matke dziecka, ktorej nie ma co powiedziec, puste ramiona, zzerane skrywanym bolem serce...ojciec aniola. moj Aniolek jest na pewno z niego dumny. ja tez. 
Zbyszek - tata Ś.P. Macieja (*14.02.1988 +15.07.2006 )

Re: a co z nim?
ola  
07-03-2007 19:54
[     ]
     
Jesteś dobrym mężem ,twoja żona ma szczęście ,że ma w tak trudnych chwilach obok siebie takiego człowieka jak ty.Mnie nikt nie pomaga udźwignąć tego ciężaru,niosę ten krzyż samotnie.Pozdrawiam,Ola. 


Re: a co z nim?
Diana  
06-07-2007 11:51
[     ]
     
Czytam czytam i sama nie wiem troche co napisać .....po stracie Karolinki tylko raz widziałam łzy męża w szpitalu jak się dowiedzieliśmy. Wszystkim się zajął swoją sesją ,egzaminami, pracą, lekarzami, sprawami pogrzebowymi, naszym prawie 3 letnim Szymkiem i mną.
Wróciłam do domu był tylko czasami taki nieobecny .....miałam ogromny żal do nego że potrafi siedzieć na necie grać w jakieś gry śmiać się myślałam że jest niedojżały nie obchodzi go śmierć Karolinki że on nic nie wie.....a teraz wiem że jest inaczej też dzięki wam. Cierpliwie mnie znosi , nastroje, humory i wiem że pomimo naszego młodego wieku (zostaliśmy rodzicami Szymonka w wieku 19 lat a mając 22 straciliśy córeczkę Karolinkę:( ) zostaliśmy doświadczeni przez życie okrutnie . NIkt mi teraz nie powie że 22 letni facet nie jest odpowiedzialny za rodzinę. Chciałam w tym miejscu Ci Michał serdecznie podziękować za to że jesteś Kocham cię a tym kobietom które przezywają tą tragedie same powiedzieć żeby nie traciły nadzieji bo NAPEWNO ten ktoś przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie waszego życia trzymam za was kciuki i pozdrawiam was a wszystkim tatusiom z tego forum poprostu dziękuję że pozwoliliście mi zrozumieć jak mój mąż przeżywa naszą wspólną tragedie . 

Nasza Karolinka ur.zm. 28.V.2007 śpij mój Skarbie
śnij, dla Ciebie (*)(*)(*)(*)

Mamusia Szymusia(*09.11.2004) Karolci (*+28.05.2007 - 36tc) Jasia(*09.07.2009) Gabrysia (*29.05.2012) i Alusi (*25.07.2014)

Re: a co z nim?
OlaS  
05-10-2007 12:57
[     ]
     
My nie widzieliśmy naszego Maleńswa nigdy. Był wielkości fasolki, no może trochę większy, ale cierpienie było straszliwe.
Mój mąż do ostatniej chwili wierzył, nie chciał rozmawiać na temat poronienia, dla niego to nie istniało.
Totalna abstrakcja stała się prawdą 5 dni temu, kiedy trafiłam do szpitala z krwawieniem.
Wtedy płakał.
Łzy płynęły mu po policzkach i widziałam że robi wszystko, by nie płakać na głos.
Trzymał mnie za rękę i nie próbował udawać.
A ja byłam mu za to wdzięczna jak nigdy, bo nie miałam żadnych złudzeń - mój mąż nie ma kamienia zamiast serduszka - miałam tego namacalny dowód.
Pierwszy raz widziałam jego łzy...
Wolałabym zobaczyć je na jego policzkach tuż po narodzinach tego Maleństwa, niestety nie dane mi było...
Dziś po kilku dniach ja ciągle płaczę a on nawet nie stara się pocieszać, bo wie że i tak to nic nie da.
Pozwala mi na żałobę...wiem że tak naprawdę on też płacze, ale w środku... 
Ola- mama Amelki 02.07.2004 r.,Aniołka 01.10.2007 (*), Aniołka 11.06.2008 (*)

Re: a co z nim?
Ankka02  
09-06-2010 12:30
[     ]
     
Chciałabym w tym miejscu bardzo podziękować mojemu mężowi. Długo płakał razem ze mną, a dzisiaj jak tylko zapłaczę od razu przytula i w ten sposób jakoś pociesza. Wiem, że ani jednego dnia nie byłam sama z tą straszną rozpaczą. Przeżywamy to oboje 
Ankka
Mama Zuzanki *11-04-2010 +13-04-2010

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora