dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ROZMOWY O WIERZE
Nie jesteś zalogowany!       

czy oni pojda do nieba???
siostraikolezanka  
22-07-2008 23:55
[     ]
     
rok temu mojego brata dziewczyna powiesila sie... byla naprawde pobozna osoba co potwierdzal ksiadz na jej pogrzebie.. nie wytrzymala i zakonczyla swoje zycie... miesiac temu moj najlepszy przyjaciel powiesil sie... zawsze mowil ze nie rozumie ludzi ktorzy sobie odbieraja zycie a jednak sam je sobie odebral...moze nie byl suoer religijny ale byl naprawde dobrym pomocnym i kochanym czlowiekiem... czy oni kiedykolwiek pojda do nieba? przeciez sprzeciwili sie Bogu odbierajac sobie zycie... jak trudno zyc kiedy tyle bliskich nam osob zostawia nas na tym swiecie bez slowa wyjasnienia, z zalem, bolem i cierpieniem... Czasami zastanawiam sie gdzie byl Bóg kiedy zawiazywali sobie petle na szyi??? Ja wiem to nie sprawiesliwa i nie powinnam tak pisac... ale dlaczzego jedni moga miec piekne i szczesliwe zycie a drudzy cierpiec z powodu dwoch bezsensownych smierci... czy tak musialo byc? co zrobilismy nie tak ze teraz ich juz z nami nie ma???? Zal ogromny zal i nic wiecej... 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
23-07-2008 23:14
[     ]
     
witam ponownie,
ja też nie jestem super religijna według standardów kościelnych. Ale w Boga wierzę i we wszystko co jest z nim związane. Moja wiara wynika głównie z mojego Tomcia i tego co z nim przeżyłam i doświadczyłam.
pytasz czy kiedykolwiek pójdą do nieba? choć sprzeciwili się Bogu?
oni są już w niebie a to że popełnili samobójstwo nie oznacza że sprzeciwili się Bogu...

Przypomnij sobie czasu Jezusa. On sam, zgodnie z wolą Ojca, dał się poniżać, tłuc i zabić za grzechy ludzi i za ich odkupienie. Cierpiał by inni mogli dostąpić królestwa Niebieskiego. Żył i przekazywał ludzią miłosierdzie i wybaczenie nawet największym grzesznikom.
Matka Boża straciła syna i również cierpiała ale bez jej poświęcenia nie byłoby całego zdarzenia.
Weśmy pod uwagę Judasza. Podobno każdy człowiek ma wolną wolę i sam decyduje o swoim życiu. Czy tak? Więc co by się stało gdyby Judasz nie wzioł tych 30 srebrników, ... gdyby nie sprzedał Jezusa niebyłoby dalszego ciągu opowieści. A zatem czyż Bóg z góry nie zaplanował wszystkiego?
Owszem mamy wolną wolę - ale początek i koniec naszego życia i tak jest przesądzony z góry przez Boga, my manewrujemy tylko swoim życiem w ramie czasowej wyznaczonej przez Pana.
Każdy z nas odchodzi z tego świata wtedy kiedy Bóg tego chce. Zobacz ilu jest niedoszłych samobójców cudem uratowanych?
Nie martw się oni oboje są już w Niebie. Bóg poświęcił swojego Syna aby każdy z nas tam trafił. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
siostraikolezanka  
25-07-2008 17:00
[     ]
     
tylko skoro to Bog wie kiedy kazdy z nas powinien zakonczyc swoje zycie to czy powinnam byc na niego zla ze mi ich zabral ze nie moglismy im pomoc??? to wszytsko jest takie ciezkie, bo z jednej strony wolalabym tak myslec ale z drugiej... 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
25-07-2008 19:11
[     ]
     
siostraikolezanka napisał(a):
> tylko skoro to Bog wie kiedy kazdy z nas powinien zakonczyc swoje zycie to czy powinnam byc na niego zla ze mi ich zabral ze nie moglismy im pomoc??? to wszytsko jest takie ciezkie, bo z jednej strony wolalabym tak myslec ale z drugiej...


Nie powinnaś być zła że Bóg Ci ich zabrał. On nie zabrał ich Tobie - tylko pozwolił im przyjść do siebie i pozwolił im zakończyć ciężką drogę jaką im wyznaczył tu na ziemi, pozwolił im wreszcie cieszyć się wieczną miłością i wspólnym szczęśliwym życiem w Bożym Ogrodzie.
Czemu nie mogłaś mu pomóc? Pomogłaś byłaś przy nim i wspierałaś go. Na pewno znajdziesz całe mnóstwo rzeczy, w których mu pomogłaś (chociażby zakupy czy obranie ziemniaków).
Pisząc to pewnie miałaś na myśli "czemu nie mogłam ocalić mu życia, czemu Bóg mi na to nie pozwolił", prawda? Ale myśląc tak starasz się być mądrzejsza od Boga, czyż nie? Przecież to on wie najlepiej co jest dla nas dobre a co złe, to On wiem kiedy zasłużymy sobie na przejście do Jego Świata, a kiedy nie. Nie wydaje ci się że życie na ziemi jest niekończącą się walką o swoje, wieczny wyścig... to istnienie tutaj jest jak Piekło, o którym się tyle mówi.
Pamiętaj, że Bóg z założenia jest nieomylny, a Jego Syn właśnie w to wierzył i za to i za nas wszystkich oddał swoje życie. My też musimy wierzyć w to, że Bóg wie lepiej od nas samych co jest dla nas dobre i właściwe.
Tak wiem, że nie łatwo jest pogodzić się z wolą Bożą, szczególnie gdy jest ona sprzeczna z naszymi pragnieniami. Ale nie warto jej kwestionować.
Pamiętaj również że Jezus w imieniu swojego Ojca, i za jego zgodą, wybaczał wszystkim grzesznikom wszystkie złe uczynki.
A zatem nieśmy jak Jezus miłosierdzie, wsparcie, wybaczenie i zrozumienie dla innych w imię Boże.
Nikt z nas tego nie widział - a każdy w to wierzy. I powtarza z pokolenia na pokolenie.

Ja dostałam od Boga wszystko o czym marzyłam - łącznie z życiem mojego Syna (kilkakrotnie)... kiedyś to opisze ale nie teraz bo już mi łzy lecą... 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
siostraikolezanka  
26-07-2008 02:09
[     ]
     
cos jest w tym co piszesz tylko jak pogodzic to co piszesz z codziennym zyciem... jak zrozumiec ze Bog chcial dla niego dobrze i dla nas i go powolal do sibie... kiedy widzisz jego matke ktora wykrzykuje ze peknie jej serce, ze miala mu robic wesele a nie pogrzeb... ja w to wszytsko wierze i rozumiem moze staram sie zrozumiec... skoro to nie nasz wina ze tak sie stalo to dlaczego 2 razy w ciaagu roku... co zrobic zeby nigdy wiecej to sie nie powtorzylo... po pierwszym samobojstwie myslalam ze jestem wyczulona na to i owo i ze teraz juz nikomu nic zlego sie nie stanie a jednak... mowisz milosc... milosc to on obiecal mojej przyjaciolce dzien przed smiercia...( nie chce tu na forum wszytskiego publixcznie pisac, jak bedziesz miec gg daj znac pogadamy bardziej osobiscie);] Dxiekuje za wszytskie odpowiedzi wiele to dla mnie znaczy... bo tak naprawde polowa jest na mnie wsciekla ze o tym ciagle gadam a druga polowa udaje ze nic sie nie dzieje.. a dzieje sie i to wiele.. 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
26-07-2008 10:37
[     ]
     
Jak pogodzić to z życiem codziennym? Jak zrozumieć że Bóg chciał dobrze? Jak wytłumaczyć matce, której pęka serce? Bardzo ciężko.
Po śmierci Tomcia byłam pełna złości i nienawiści do wszystkich. No bo niby dlaczego mój Synek, przecież był zdrowy. Nie miał grypy, sepsy, ospy itp. (nie ważne że brakowało mu pół dolej części twarzy, która nie rozła tak samo jak nie rosły i nierozwijały się jego drogi oddechowe). Był ślicznym pulpecikiem, maleńkim, wesołym i rozkosznym. Mieliśmy tylko pojechać na operacje i wrócić. Miały być chrzciny, spacery jak dawniej, miał iść do szkoły, komunii, przyprowadzić dziewczynę do domu i wziąść ślub, miały być wnuki. A tu zamin tego przyszło mi zastanawiać się jak powiedzieć mężowi że Tomcio zmarł, jak zorganizować transport w Warszawy do Łodzi, jak ubrać do trumienki i w którym grobie pochować mojego Synka. Do tego doszła jeszcze sekcja zwłok i odbiór Tomcia z prosektorium. Pewnie że nie tak to wszystko miało wyglądać. Nie tak miało być.
Pewnie że pałałam wściekłością chociażby do mojej siostry - jedno dziecko miała przez przypadek i miała je gdzieś przez 3 lata, potem poznała nawego faceta a z mężem się rozwiodła, nagle stała się kochającą mamą, wzieła drugi ślub i ma syna. Oboje zrowi. Moja koleżanka ma nieślubne dziecko z przypadkowym kolesiem. Też zdrowe. Jedna i druga spały z kim i gdzie popadnie, piły i imprezowały. Znam więcej takich przykładów. I niby gdzie tu sprawiedliwość?
Pewnie że byłam wściekła na lekarzy, bo były tam dzieci w gorszym stanie i z większymi niż Tomuś wadami (widocznymi). Więc czemu je uratowali a mojego Synka nie.
Właściwie to ja od samego początku podzieliłam wszystko na dwie części. Jedna to była wada Tomcia - prawdziwa rzeczywistość medyczna, jej zagrożenia, ryzyko i skutki. Wiedziałam wszystko alsolutnie wszystko. A druga to ta moja matczyna. W tej Tomcio był dla mnie zdrowym dzieckie z brudką w połowie policzka, zamiast na środku jak u wszystkich. W tej części za "chorobę" uważałam jedynie przeziębienie, grypę itp. Tak może to chore ale tak było łatwiej.
Po śmierci Tomcia w mojej głowie pozostała jedynie ta moja rzeczywistość, i przez nią patrząc na Tomcia nie potrafiłam się pogodzić z jego śmiecią. Pamiętam, że kto tutaj na forum napisał mi "jest ci łatwiej bo twoje dziecko było śmiertelnie chore, obciążone wadami a moje miało tylko zapalenie płuc". Wściekłam się bo przecież Tomcio był zdrowy. Ale to skłoniło mnie do myślenia.
Wiesz mi bardzo dużo czasu zajeły przymyślenia. Tomcio był chory i to od samego początku śmiertelnie chory - tylko ja nie chciała w to wierzyć.

Jak zrozumieć Boga? Nie wiem czy to możliwe.
Ja zwasze uważałam że nie nadaje się na matkę i że nie powinnam mieć dzieci, choć zawsze je uwielbiałam. Po ślubie czekaliśmy z mężem na dziecko, trzy lata. Prosiłam Boga by pozwolił mi zobaczyć te dwie kreseczki na teście i udało się. W dniu imienin mąż kazał mi zrobić test. Zrobiłam bez entuzjazmu (tyle ich już było i nic). I były te kreseczki. Ale ja jak niedowiarek pobiegłam do lekarza sprawdzić czy napewno - fasolka miała kilka dni i serduszko jeszcze nie biło. Błagałam Boga aby pozwolił nam zobaczyć to bijące serduszko naszego malucha, chociaż tyle. I zobaczyłam (męża nie wpuścili). Prosiłam więc Boga żeby pozwolił mojemu mężowi zobaczyć synka (chciałam synka) choć tyle starczy nam do szczęścia. Poszliśmy na wizytę w 15 tyg. nie było tętna. Prosiłam Boga żeby zostawił nam malucha, że jeśli musi go zabrać to jeszcze nie teraz. Po jakimś czasie wróciło i wzieli nas na usg żeby pokazać na monitorze dzidziusia - był chłopiec. Cieszyliśmy się i mówiliśmy że nie ważne czy synek będzie chory czy zdrowy ważne żeby był z nami, zaopiekujemy się nim i będziemy kochać. Na usg w 20 tyg. było za dużo wód płodowych i za mały żołądek. W 23 tyg. było duże cofnięcie żuchwy. Lekarz wyjaśnił co i jak - w najgorszym wypadku cofnięcie było by olbrzymie wraz z asymetrią twarzy i dróg oddechowych oraz niedorozwojem. Nie chcieliśmy wierzyć a na usg tego nie widać. Więc niemyśleliśmy o tym, w pewien sposób zapomnieliśmy. Prosiłam tylko Boga aby Tomuś nie udusił się przy porodzie tak jak mówił lekarz, żebym mogła go przytulić, przewinąć i wyjść z nim na spacer. Na porodówce byłam długo, niechciały mi odejść wody a akcja porodowa trwała, prosiłam o cesarkę ale lekarz powiedział że teraz to już się nie da - bo albo ja albo dziecko, straciłam świadomość na 40 min. to było jak moment, pamiętam, że otworzyłam oczy i było ciemno, czarno i taka mała gwiadeczka na końcu i wtedy usłyszałam głosy położnych "kogo ratować matkę czy dziecko, nie ma ojca nie ma kogo spytać...". Powiedziałam matkę i dziecko bo tata sam nie da sobie rady z chorym Tomciem i nie zmienia pampersów. Prosiłam Boga żebyśmy to oboje przeżyli. Zobaczyłam 5 położnych i dwóch lekarz, znali naszą grupe krwi i trzymali ją przygotowaną. Tomuś urodził się, rozpłakał i nie udusił. Był jak mały codowny aniołek. Miał skrzywioną bużkę i krótszą żuchwę. Myślałam jak moje maleństwo się nacierpi i prosiłam aby Bóg się zlitował, oszczędził mu tego i pozwolił jakoś wyleczyć. Tomcio zaczoł się dusić językiem (przy jedzeniu wpadał mu do środka). Pomyślałam Boże nie teraz, jeszcze nie teraz dopiero raz go trzymałam. I zaczoł oddychać i zaczeliśmy go karmić sondą zamiast butelką - dla bezpieczeństwa. To zatykanie dróg oddechowych językiem nasilało się z wiekiem coraz bardziej. Za każdym razem prosiłam Boga nie teraz bo... I zawsze się udawało. Tomek zawsze wracał. Zawsze było tak że jak Mój Synek płakał po wymianie rurek w nosku ja prosiłam Boże pomóż, zlituj się nad moim dzieckiem i oszczędź mu cierpienia. A potem Tomcio się dusił i ustawała akcja serca. Ja prosiłam Boże oddaj go a on wracał.
Widzisz ja wiedziałam że z Warszawy wrócę sama, że tracheostomia przyniesie śmierć - dawali niewielkie szanse na przeżycie. Błagałam Boga żeby przeżył i przeżył. Był taki wściekły, rozżalony i zły, umęczony i strasznie napuchnięty, a jego oczy miały w sobie jakieś błaganie. Dali mu zastrzyk na uspokojenie i spanie. Usnoł a ja czułam że muszę pozwolić mu odejść bo jemu jest tu źle. Głaskałam go po główce I wtedy pierwszy raz powiedziałam po ośmiu miesiącach - powierzam ci moje dziecko a ty wybierz dla niego bezpieczną drogę, daj mu szczęście i radość, weś mojego syna do siebie jeśli nie ma najmniejszego sposobu na szczęśliwe życie tutaj. Tej reanimacji Tomuś nie przeżył.
Być może żeby obejść potrzebował mojej zgody i na nią tak długo czekał.

Wiem, ze to najlepsze dla mojego Tomcia ale nie oznacza to że jest to najlepsze dla mnie. Cieszę się szczęściem mojego Syna, wybrał swoją drogę, wolał życie z Matką Boską i Bogiem to ja muszę to uszanować, szanuje i cieszę się. Ciężko mi się z tym pogodzić bo bardzo za nim tęsknię.

Pytałaś o jego mamę. Gdybyś powiedziała mi w lutym, po śmierci Tomcia, że dobrze się stało, bo był chory i niedotleniony, i byłby opóźniony (choć to prawda po tracheo) to bym cię zwymuślała i wywaliła za drzwi. Wtedy to mnie wszystko irytowało. Daj jego mamie czas i dużo rozmów to pomaga. Najpierw musi minąć złość.

Pytasz czemu dwa razy w roku? Ja pytałam czemu mój Tomcio był obciążony wodą 1:1 000 000, obciążoną na drogach oddechowych, których się nie operuje.

Obiecał jej miłość. Myślałam kiedyś jak bardzo on za nią tęskni, jak bardzo mu jej brakuje? Jakie czuł wyrzuty z powodu jej śmierci? Jakie myśli siedziały w jego głowie? Jak bardzo sie obwiniał? Napewno czuł, tak jesteśmy stworzeni że zawsze czujemy się winni.

Ja dwukrotnie uniknełam śmierci od czasu odejścia Tomcia. Najwidoczniej w oczach Boga mam tu jeszcze coś do zrobienia i mam dla kogo żyć. Choć serce pęka mi z bólu i tęsknoty. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
iwonab  
28-07-2008 08:52
[     ]
     
Buleczko, dziękuję
mama Tomcia 


http://tomaszbralewski.pamietajmy.com.pl/
Iwona

Re: czy oni pojda do nieba???-iwonab
buleczka  
28-07-2008 13:47
[     ]
     
proszę bardzo, choć nie bardzo wiem za co to podziękowanie

pozdrawiam 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
iwonab  
28-07-2008 14:03
[     ]
     
Za to co napisałaś. Twoje słowa bardzo mi były potrzebne

http://tomaszbralewski.pamietajmy.com.pl/ 


http://tomaszbralewski.pamietajmy.com.pl/
Iwona

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
28-07-2008 21:46
[     ]
     
proszę bardzo
jeśli mogę ci w jakikolwiek sposób pomóc to pisz ja napewno odpiszę jeśli będę znała odpowiedź bądź jakieś wytłumaczenie - choćby najbardziej nielogiczne

pozdrawiam
:))) 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
Karolinka  
24-09-2008 13:08
[     ]
     
buleczko twija wiara jest nie samowita ja straciłam 13 letnia córecze miesiac temu i nie mogę sie z tym pogodzić. Wiele doznałam ale moja wiara jest zbyt słaba żeby przetrwać ten ból też myślę o odejsciu ale powiedzieli mi że samobójcy nie spotykaja się z takimi aniołkami jak nasze dzieci. Ty pierwsza uwaźasz że jest inaczej sadzisz źe spotkam sie z moja córcia odpowidz skad czepiesz siły i wiare 


Re: czy oni pojda do nieba???
siostraikolezanka  
28-07-2008 23:47
[     ]
     
przepraszam, że tak długo nie odpisywałam ale nie potrafiłam... po przeczytaniu twojego posta poprostu usiadłam i zaczęłam płakać jak małe dzieckooo.. podziwiam Cię, że pozwoliłaś mu odejść, jesteś naprawdę najlepszą matką na świecie... widziałaś, że jest mu źle na tym świecie więc pozwoliłaś mu odejść... nawet nie potrafię się domyśleć ile musiało cię to kosztować, przecież to było Twoje maleństwo... podziwiam i bije pokłony... tylko widzisz mój "brat" fizycznie był zdrowym, silnym, przystojnym facetem z dobrą pracą kochaną mamą, miał brata mnóstwo przyjaciół i był bardzo komunikatywny wszyscy go uwielbiali... nie potrafimy się pogodzić z jego odejściem poniewaz fizycznie nic mu nie dolegało swiat lezal mu u stop... nie znam zadnej rzeczy ktorej nie da się rozwiązac jesli nie chodzi o zdrowie... nie ma takiej rzeczy w ktorej nie moglibysmy mu pomoc gdyby tylko chcial... w kwestii wyjasnienia dziewczyna mojego prawdziwego brata powiesila sie rok temu, a chlopak o ktorym ciagle pisze, ktory popelnil samobojstwo tak naprawde nie byl moim bratem znaczy nie jestesmy spokrewnieni on poprostu byl dla mnie jak brat i tak zawsze bedzie. On nie znal laski ktora sie powiesila, wiec wyrzuty sumienia nie wchadza tu w gre...
Teraz ja Ci cos opowiem...
Rok temu dokładnie 1 kwietnia wyprawiałam swoje urodziny... zrobiłam mała imprezke w domu bo moja mama wyjechala na weekend... ja wyprawialam swoja 19 na gorze(mamy dwupietrowy dom) a moj brat mala dla swoich znajomych na dole... jego laska Justynka byla zaproszona przeze mnie wiec siedziala wlasciwie ze mna i moimi znajomymi na gorze... moj brat co jakis czas przychodzil do niej na gore ale ona byla zla ze wyprawil ta druga imprezze i musi z nimi siedziec... troche popila alkoholu i potem widzialam tylko jak namawia mojego najlepszego przyjaciela na spacer na papierosa choc nie palila... zdziwilo mnie to ale nie chcialam sie wtracac... moj brat tez jak zauwazyl pokrecil nosem.. ale jakos mi to umknelo... po jakiejs godz wrocil moj przyjaciel z podworka wkurzony i zly, przeklinal mowil ze ta laska jest dziwka nie wiedzialam o kim mowi... bbylo juz pozno goscie mojego brata pojechali moi tez juz zasypiali... moj brat wzial laske pod reke i poszli spac... ja jeszcze chwile posiedzialam z moimi znajomymi a moj pijany przyjaciel zaczal opowiadac... pow ze poszedl na papierosa a Justyna za nim i ze probowala go poderwac i chciala sie z nim calowac, ze go pocalowal a on ja odepchnal i zapytal co ona robi... a ona nuby odpowiedziala zeby tylko nie mowil mojemu bratu. Bylam zdziwiona i to bardzo ale sama przeciez slyszalam jak namawiala go na spacer... uwierzylam ale dla pewnosci nastepnego dnia zapytalam juz trzezwiego kolege czy podtrzymuje to co mowil.. pow ze tak... Wiec pow o tym bratu nie pamietam ale jakos to wyszlo w praniu... poklocili sie pozniej zaczelo sie sypac ona ciagle utrzymywala, ze on klamie... komu mialam wierzyc jej(znalam ja rok) czy jemu (przyjaznilismy sie ok 6 lat) uwierzylam mu... jakos kolo polowy kwietnia moj brat pytal sie co ma zrobic a ja mu pow ze ma ja zostawic ze skoro raz go oklamala i nie chce sie jeszcze przyznac to bedzie go kolejny raz oklamywac w przyszlosci... i rozeszli sie.. ona dzwonila do niego i wogole ale on nie chcial z nia byc... pozniej jakos sie uspokoilo i 4 dni przed jej smiercia spotkal sie z nia pogadali jak znajomi i niby wszytsko bylo ok... pozornie.. bo w domu pow swojej mamie ze to nie bylo to samo ze juz jej nie przytulil, ze nie pocalowal, ze przykro ze jej nie wierzymy, bo ona naprawde nic nie zrobila...pozniej 30 kwietnia kolo 16 kiedy Justyna byla sama w domu zadzwonila do swojej przyjaciolki ale jej nie bylo w domu, zadzwonila nastepnie do mojego brata on nei odebral bo byl na meczu czy jakos tak... zaczela pisac listy: do mojego brata i do swoich rodzicow... pozniej jak sie dowiedzialam jej mama zadzwonila do niej i pow ze bedzie kolo 19 w domu i zjedza razem kolacje... a ona jej odpowiedziala ze wyjdzie jeszcze z psem... jej mama ja znalazlam kolo domu jak wisiala.. nigdy nie dowiemy sie po co tak naprawde do nich dzwonila... pozniej jej mama dzwonila do mojego brata ze zabil jej dziecko... 4 maja w dzien mojej matury z polskiego byl Justynki pogrzeb balismy sie strasznie... ale 2 dni przed pogrzebem jej mama zadzwonila zeby moj brat przyszedl na pogrzeb ze oni mu nic nie powiedza i rodzina tez nie... ze skoro Justynka napisala w liscie ze maja go nie obwiniac i skoro mu wybaczyla to oni nie maja prawa go nienawidzic... bylismy ... moj brat wygladal jak wrak czlowieka... jak wynosili jej trumne to osunal sie na posadzke i wyl... po pogrzebie podeszla jej mama i pow ze chce z nim porozmawiac... dala mu list od justynki ktory napisala (moj brat do dzisi dnia go nie przeczytal)i pow ze mu wybacza, ze ona go nie wini za jej smierc poprostu w z,ym momncie ja zostawil bo ona miala miec ze mna w piatek mature... ze moze gdyby rozeszli sie pozniej nic by sie nie stalo, ze to pewnie tez stres zwiazany z matura zrobil swoje...i ze ma dac czasami znac co u niego... podeszla do mnie i pow ze jest jej przykro ze nie uwierzylam jej coreczce ... chciala wyjasnic ale nie potrafilam zaczelam plakac.. ona pow ze mam pilnowac brata... podszedl jej ojciec pow ze wszystko bedzie dobrze ze mamy o siebie dbac... przytulil sie do mnie... podziwiam ich za to... malo pow podziwiam... jej mama pow ze chciala w dzien jej smierci pojechac do mojego brata po kolacji i poprosic zeby do niej wrocil chocby na czas matur ... nie zdazyla... Justynka wszystko to zaplanowala... na mszy ksiadz czytal jej list do rodzicow... napisala ze wszytsko co w zyciu najpiekniejsze to juz przezyla z moim bratem a skoro nie moze z nim byc to nie chce zyc... ze zyczy powodzenia wszytskim maturzysta, ze przeprasza wszytskich i ze bardzo nas kocha... ze za duzo bylo nieporozumien... zeby jej rodzice pilnowali zeby jej brat dobtrze sie uczyl(miala mlodszego brata)...Od tego czasu nie wdzialam jej rodzicow.. kiedys zadzwonili do mojego brata zapytac sie jak sie czuje... bo mial problemy ze zdrowiem... zawsze chcialam z nimi porozmawiac ale boje sie tak jak balam sie w dzien pogrzebu tak boje sie dzisiaj... o moim "bracie" napisze innym razem bo już rycze... 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???
siostraikolezanka  
28-07-2008 23:52
[     ]
     
ahaaa zapomnialam dodac ze ona w liscie pozegnalnym do rodzicow napisala ze nigdy nic nie zrobila .. nic co zarzucal jej moj przyjaciel... nasza przyjazn sie rozpadla... bo jak nie uwierzyc dziewczynie ktora w liscie pozegnalnym przed smiercia do rodzicow pisze ze nie zrobila.. po co mialaby ich klamac... im mogla pow prawde... stracilam kolezanke i przyjaciela ale on nigdy nie mial wyrzutow sumienia.. a tak wlasciwie to jego klamstwo ja zabiloo... ja naprawde nie pomyslalam nawet na moment ze on mnie oklamal... a jednak... kilka slow a odebraly 19 latce zycie...;( 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
03-08-2008 11:27
[     ]
     
Nie zapominaj że kilka słów odebrało też życie Jezusowi. On wiedział a jednak nie zrobił nic żeby temu zapobieć. Widocznie tam po drugiej stronie życie wygląda innaczej i warto tam trafić.


Czy ten twój "brat" miał 19 lat? Czy ma brata? 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba??? - c.d.
buleczka  
03-08-2008 16:43
[     ]
     
Wczoraj gdy byliśmy z mężem u znajomych ich 16 letni syn przyszedł z kolegą. Kolega ma na imię Radek i miesiąc temu jego młodszy o 2 lata brat się powiesił. Był oczkiem w głowie rodziców ten jest tą "czarną owcą". Ma straszne wyrzuty sumienia, że za mało z nim rozmawiał, że nie słuchał, że coś kazało mu zadzwonić ale tego nie zrobił. Pracuje ale po pracy zalewa się w trupa sądząc że to pomoże. Bardzo potrzebuje wsparcia i rozmowy o bracie.

Może to tylko dziwna zbieżność a może ty go znasz? Jeśli tak to jemu naprawdę przydałaby się pomoc i wsparcie. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
buleczka  
03-08-2008 11:25
[     ]
     
> nie potrafimy się pogodzić z jego odejściem poniewaz fizycznie nic mu nie dolegało swiat lezal mu u stop... nie znam zadnej rzeczy ktorej nie da się rozwiązac jesli nie chodzi o zdrowie... nie ma takiej rzeczy w ktorej nie moglibysmy mu pomoc gdyby tylko chcial... >


Sama sobie odpowiedziałaś moja droga. "Gdyby tylko chciał" a może on nie chciał? Może nie wiedział jak powiedzieć? Może nie chciał złamać steretypu własnego wizerunku faceta który ma w życiu wszystko i któremu świat leży u stóp.

Jeśli chodzi o tę dziewczynę to był rzeczywiście fatalny układ zdarzeń.
Jezus powiedział kiedyś do Tomasza: "Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli".
Pomyśl jak wiele prawdy kryje się w tych słowach. Każdy z nas jest takim niewiernym Tomaszem. Ty nim jesteś i ja również. Ja w nic nie chciałam wierzyć dopóki nie zobaczyłam. Nie chciałam wierzyć że jestem w ciąży dopóki nie zobaczę na ekranie, nie chciałam wierzyć że wszystko z dzidzią jest ok dopóki lekarz nie powie, nie chciałam snuć planów co będzie po porodzie bo był minimalny cień że Tomkuś udusi przy porodzie zaraz po tym jak się rozpłacze - jak się rozpłacze i wszystko będzie ok to uwierzę że jest ok, jak lekarze w Warszawie mówili że jest fatalny układ dróg oddechowych i mój Syncio może w każdej chwili się poddusić a ani nie dadzą rady go uratować bo nie mogą go intubować a tracheo graniczy z cudem - mówiłam nigdy się nie zdarzyło więc straszą a to się nie zdarzy (tak jak z porodem-nic się nie stało), jak się poddusił i go odratowali - mówiłam a jednak nie jest tak jak mówią, nic się nie stało-panikują, potem przyzwyczaiłam się do tych podduszeń i uwarzałam że jak się udaje to zawsze się uda, aż doszło do całkowitego ustania akcji serca i reanimacji, wtedy zobaczyłam realne zagrożenie i zaczełam w nie wierzyć, Tomcio dostał na stałe rurkę nosowogrdłową do noska (ta zielona na zdjęciu)-podtrzymywała język przed zapadanie przy płaczu i rozszerzała zapadające się drogi oddechowe - przy niej Tomuś był bezpieczny nawet jak płakał, byłam pewna że nic się nie zdarzy choć mówili że może być źle, banda idiotów przecież było super, ale zdarzył się rota wirus na oddziale-to rozwolnienie powodujące odwodnienie, Tomuś też go miał dostał od razu kroplówki i było ok, było ok dopóki nie zaczeły odchodzić mu gazy, prykanie dla mojego synka to była tragedia-wył jak dziki(nigdy wcześniej nie prykał bo jedzenie miał podawane bez powietrza), dostawał paracetamol i hydroksyzyne na uspokojenie, był to dla niego przez 3 dni taki wysiłek że usnoł i przestał oddychać, zapomniał, akcja serca ustała na trzy minuty, była reanimacja, i wtedy zagrożenie stało się znów widoczne i realne, wtedy uwierzyłam że nawet z tą rurką która wydawała mi się zbawienie Tomek nie jest bezpieczny, znaleźli rozwiązanie - trachoestomie, cieszyłam się dopóki nie usłyszałam że Tomuś może umrzeć na bloki operacyjnym lub wciągu 7 dni. Nie podpisałam, prosiłam Boga o jakiś znak cokolwiek, przecież nie dam dziecka na śmierć. Mówił mi lekarz (uratował życie Tomciowi w grudniu zostawiając nas w szpitalu,był jedyną osobą której naprawdę ufałam) że następnym razem może być tak że przywrócą Tomciowi akcję serca ale nie wróci na własny oddech tylko będzie wymagał respiratora i wtedy intubacja się nie uda (nikomo w szpitalu się nie udała) a tracheo wykonane na biegu w tym szpitalu nie przeżyje (tak powiedział każdy anestezjolog - ja niedowiarek pytałam osobiście każdego anestezjologa). Powiedział że w innym szpitalu Tomuś ma jakieś szanse bo przygotują specjalistów laryngologów. Powiedział że odradza wszystkim ten zabieg ale w naszym przypadku to jedyna szansa na życie, a jeśli Tomek umrze tzn. że taka wola Boża. Powiedział że ta rurka na której jest teraz bezpieczny może się w każdej chwili wysuną bo plastry nasiąkną i puszczą, że może dostać kataru i wydzielina będzie zatykać rurkę i będzie tragedia. Że może być tak że pójdę do toalety a jak z niej wrócę to rurki w Tomcia nosku już nie będzie i reanimacja się nie uda. Myślałam że bredzi - przecież jestem z Tomkiem 24h/dobę nigdy rurki nie wyrwał przez osiem miesięcy, nigdy się nie wysuneła. Boże zlituj się i daj znak bo nie wierze w to co słysze. Poszłam do ubikacji, usłyszałam wycie monitora naszego, poleciałam rurki w nosku nie było ale nic się nie stało. Boże nie może być aż tak źle do cholery. Przeczytałam bajkę Tomciowi "Opowieś o matce" Andersena i zamarłam. Mąż kupił pierwsze lepsze w Tesco bo z domku zapomniał naszych. Mało trupem nie padłam. Pomyślam o nie Tomcia nie oddam chce wiedzieć jak będzie wyglądał jak dorośnie. Robiliśmy zdjęcia cyfrówką. Gdy je oglądaliśmy oboje mało trupem nie padliśmy. Było tam jedno zdjęcie. Mój mąż trzyma Tomcia. A twarz Tomcia to twarz 30-33 latka, zarośniętego, z rurkami, wielkimi sińcami ciemno fioletowymi pod oczami, brakujący kawałek twarzy, olbrzymi smutek, ból i rozpacz biła z twarzy i oczu, nie było uśmiechu. Mąż poszedł do wróżki ja prosiłam że jeśli moje dziecko ma cierpieć męki to żeby Bóg zabrał je do siebie, tylko niech nam da 3-4 tyg na porzegnanie, żeby mój mąż mógł się Tomciem nacieszyć. Tomcio nabawił się pneumocystozy leczenie trwa 3-4 tyg. Zabieg miał być zaraz po jeśli podpiszemy zgodę. Wróżka powiedziała że Tomuś od początku był przeznaczony do Bozi, pojawił się bo miał nam coś przekazać, trzyma go nasza miłość i nie odejdzie dopóki my mu nie pozwolimy. Po tym wszystkim podjeliśmy decyzję. Podpisałam zgodę. Pożegnaliśmy się z Tomciem, powiedzieliśmy ze jeśli chce może odejść. A potem bardzo prosiliśmy żeby przeżył operację i przeżył. Gdy go zobaczyliśmy z jego oczu biła wściekłość i żal, jakby był zły że nie dotrzymaliśmy słowa. Jak usnoł we wtorek pożegnaliśmy się, powiedzieliśmy że może odejść, i że jutro nas nie będzie. I całą środę miałam złe przeczucie. A w czwartek zmarł. Zmarł tego dnia którego go zrobiliśmy.
I wiesz co, patrząc tak teraz na to wszystko wydaje mi się, a wręcz jestem prawie pewna że to imię dla mojego Syncia nie wybrałam sama i przypadkiem. Mój synuś miał mieć na imię Aksander lub Maksymilian, podobały nam się zdrobnienia - Alex i Max. Będąc w ciąży obudziłam się rano i nie pamiętam co mi się śniło ale pamiętam "Tomuś", potem obejrzałam jakiś serial w telewizji i tam był mały blądasek "Tomuś". Chciałam zapytać męża jak wróci z pracy. On wszedł i spytał "A co ty na Tomuś?" I tak mój Synek został Tomciem.
A tak apropo dzieci mojego szefa mają na imię: Alex i Max.

Może każdy z nas ma na swojej drodze kogoś kto pokazuje mu jakim jest niedowiarkiem.

Mąż powiedział mi po śmierci Tomcia że jak wyszedł od wróżki to wpadł na pomysł że może to działa: życie za życie. Chciał oddać swoje za Tomcia. Wpadł na pomysł że przejedzie takim zwężeniem. Mieszczą się tam dwa auta osobowe, ale osobowe i tir nie mają szans. On się zmieścił z tirem sam nie wie jak. Ja nigdy mu nie mówiłam że dzień przed tym zdarzeniem śniło mi się że mam wybrać mąż czy syn, wybrałam męża bo uwarzałam że dziecko zasługuje bardziej na bezpieczeństwo, spokój i życie w ramionach Bożych. Uwarzałam że my tu poradzimy sobie z cierpienie a nasz Tomcio nie. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???
im  
06-08-2008 10:09
[     ]
     
hmhm... czy da się pogodzić nauczanie Jezusa ze słuchaniem wróżki? Wg mnie nie... wierzę w Boga i wiem z Biblii i z Katechizmu, że wróżbiarstwo to grzech... cytuję:
2115 Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub innym świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie. Nieprzewidywanie może stanowić brak odpowiedzialności.

2116 Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość 42 . Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połączonym z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu.

2117 Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.
( www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-1.htm )

...i jeszcze na temat samobójstwa:
2280 Każdy jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje życie, które od Niego otrzymał. Bóg pozostaje najwyższym Panem życia. Jesteśmy obowiązani przyjąć je z wdzięcznością i chronić je ze względu na Jego cześć i dla zbawienia naszych dusz. Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzamy nim.

2281 Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania. Samobójstwo sprzeciwia się miłości Boga żywego.

2282 Samobójstwo popełnione z zamiarem dania "przykładu", zwłaszcza ludziom młodym, nabiera dodatkowo ciężaru zgorszenia. Dobrowolne współdziałanie w samobójstwie jest sprzeczne z prawem moralnym. Ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy.

2283 Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie.
(www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-2-2.htm )

Bóg jest Dobrym Ojcem i nie odrzuca tych, którzy się do Niego nawracają... 
imad

Re: czy oni pojda do nieba???im
Aleksandra Pietrzyk  
06-08-2008 16:16
[     ]
     
Polecam ksiazki Milosierdzie Boze

Jak zgodzic sie na wlasne zycie

Czysciec

mama Dawida 6 lat i Danielka 31.10.2006-7.03.2008

mysle ze je znasz
Kosciol przez wieki ma wiele nalecialosci i tradycji np.choinka wigilja -w poganstwie dzien slonca byl wielka uroczystoscia,a my w ten sam dzien obchodzimy narodzenie Jezusa,naprawde urodzil sie jesienia,to tradycja powinna byc grzechem?
Staram kazdego dnia byc nie tylko katoliczka ale osoba wierzaca,co z tego ze nie pojde do wrozki,jezeli bede zyczyc blizniemu cos zlego,obgadywac go i zazdroscic, 
Mama Danielka

Re: czy oni pojda do nieba???-im
buleczka  
09-08-2008 00:44
[     ]
     
Wiesz, super że wierzysz w Boga i znasz regułki napisane przez księży na pamięć.
Szkoda tylko że zamiast wysilić się na myślenie wolisz przeklepywać jakieś ludzkie notatki - przykro to stwierdzać ale Boskie to one nie są. Niczego takie Bóg nie napisał.

Jeśli zaś chodzi o nauczanie Jezusa to nie było w nim nic o wróżbiarstwie ani o kodeksie kościelnym, który cytujesz bez namysłu.
Choć o wróżbiarstwie może by się coś znalazło. A mianowicie "Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli". Ja widziałam w snach śmierć Syna, widziałam Matkę Boską wyciągającą do mnie ręce i mówiącą "pozwól mu przyjść do mnie, u mnie będzie mu lepiej". Śniło mi się to za każdym razem dzień przez podduszeniem się mojego Syna i za każdym razem gdy wykonywano masaż serca by przywrócić ponownie jego pracę i zwiększano tlen błagałam by został ze mną. I zostawał. Nie jestem idealna i widziałam że mojemu Synkowi jest tu ciężko i widziałam że u Matki Boskiej będzie mu lepiej zawsze mówiłam "NIE, nie oddam". Wierzyłam, że tam jest lepiej, ale nie wierzyłam że Tomuś musi tam iść, że musi umrzeć, że to nie uniknione. Nie wierzyłam choć słyszałam to od 23tyg. ciąży. Pujście do wróżki miało być potwierdzeniem że to o czym śnię się nie spełni. Że się mylę.

Nie cytuj mi więc regułek spisanych przez ludzi. Wierzysz w słowa człowieka bo jest księdzem? Ksiądz bardzo się różni od Jezusa więc ich ich nie przyrównuj. Jezus nigdy nie odmówił bliźniemu bo nie zapłacił. Jezus nie czerpał korzyści materialnych z dobra i pomocy jaką niósł ludziom. Znajdź mi księdza, który za darmo odprawi mszę, ochrzci dziecko, da ślub, komunię, bierzmowanie, przyjdzie na pochówek zmarłego. Jezus nie miał cennika, gosposi i nie mieszkał w luksusie, nie mówił "jestem po pracy, kancelaria 10-12". Zawsze miał czas dla ludzi, którym głosił słowo Ojca.
Tępisz wróżki a prorok to nie wróżka? Przecież to prorocy obwieścili Syna Bożego, to właśnie im Ojciec Niebieski zlecił posłannictwo w swoim imieniu.

Dla ratowania życia Syna wlazłabym nawet do Piekła jeśli to przyniosło by jakąkolwiek szansę na życie i radość.

Bóg dał nam rozum abyśmy z niego korzystali. Zanim kogoś potępisz przeczytaj coś więcej niż jedno zdanie wyrwane z kontekstu. Nie znasz mnie ani mojego Syna i nie wysileć/ łas się nawet na tyle żeby coś przeczytać ale masz siłe oceniać. Bóg jest od oceny. My od głoszenia jego Imienia i Potęgi wiecznej.

Zgodnie z twoimi regułkami powinniśmy > Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie. Nieprzewidywanie może stanowić brak odpowiedzialności. < Pomijając fakt że jednozdanie zaprzecza drugiemu to zagłądaniemw przyszłość jest również robienie usg dziecka w ciąży - ingerencja i niezdrowa ciekawość wg twoich regułach. Powierzmy to opatrzności.
Ciekawe czy jak twoja mama albo twoje dziecko będzie przestawało oddychać to powierzysz to opatrzności czy polecisz do szpitala i będziesz błagać o ratowanie życia i usg, które jest zajrzeniem w przyszłość - widać na nim stan płuc i dzięki nie mu można uniknąć śmierci, a to jest ingerencja w przyszłość i żądza przeżycia. Wiele chorób i śmierci można uniknąć dzięki medycynie i jakby nie patrzeć jest ona przewidywanie przyszłości i ingerencją w nią.

I ja idąc do wróżki miałam równie silną żądzę życia dla Syna.

Właśnie przez takich/ takie jak ty TAKIE KOBIETY jak ja z takimi dziećmi jak mój Syn (widoczna wada twarza) palono na stosie w imię Chrystysa tępiąc demony i diabły. I całe szczęście że ten kodeks kościelny się zmienił bo mój Tomuś nie miałby szansy cieszenia się życiem a ja jego radością i uśmiechem. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???-im
siostraikolezanka  
09-08-2008 02:05
[     ]
     
nie to nie ten chłopak mój "brat" miał 24 lata... a jego brat jest o jakies 10 mlodszy... nie bylo mnie dlugoo bo najpierw bylam na mszy za mojego braciszka ciezko to przezylam ... jego brat wygladal jeszcze gorzej niz na pogrzebie nie wspominajac juz o jego mamusi... plakalam jak dziecko nie potrafilam nawet zlapac jej za reke i powiedziec ze jestem z nia zaparlo mi dech nie potrafilam nawet usniesc reki... ahh wole o tym nie pisac... pozniej mialam wypadek samochodowy z mama ale On chyba naprawde nad nami czuwa bo o mały włos nas nie zabiło a skonczylo sie na roztrzaskanym samochodzie... zawazyly sekundy.. cale zycie przelecialo mi przed oczami... pozniej kochani znajomi wyciagneli mnie nad morze i swietnie sie bawilam... czasami mialam az wyrzuty ze za bardzoooo kochani sa wyjasnili mi kilka rzeczy cos moze zrozumialam... wrocilam wczoraj i zostala ta pustka... piszcie co chcecie ja i tak bede sie modlic za mojego braciszka i Justynke i wierze ze jesli nie sa juz w niebie to niedlugo tam beda bo byli dobrymi kochanymi i wspanialymi ludzmi;] tesknie za nimi tak bardzzo mocnooo 
słoneczko dla nas na zawsze świecisz..[*]

Re: czy oni pojda do nieba???-mama Tomcia
im  
09-08-2008 17:14
[     ]
     
hmhm... znów czuję się zażenowana... zacytowałam Katechizm podpisany przez papieża Jana Pawła II... wydaje mi się większym autorytetem niż wróżka... fałszywy prorok tym się charakteryzuje, że owoce są złe (ta wróżka o mało co nie spowodowała śmierci Twojego męża) i nie ma zgodności z Pismem Świętym, którego prawdziwym Autorem jest Bóg... o wróżbach, wywoływaniu duchów możesz przeczytać w Księdze Powtórzonego Prawa rozdz.18, 9-14... Już nie cytuję, bo skoro jesteś wierząca, cytujesz Pana Jezusa, to pewno Biblię w domu masz...
I tak mi się skojarzyło, że mając chore dziecko walczę z chorobą; taka jest miłość... Jezus kocha grzeszników i dlatego walczy z grzechem, bo chce nas mieć wszystkich w Niebie. Czy Mu na to pozwolimy? 
imad

Re: czy oni pojda do nieba???-mama Tomcia
buleczka  
12-08-2008 12:08
[     ]
     
Nie twierdzę, że wróżka jest autorytetem.
Widzisz od 23 tyg ciąży słyszałam, że mój Synek umrze przy porodzie dusząc się własnym językiem jeżeli w trakcie ciąży cofnięcie żuchwy będzie postępowało i dojdzie asymetria i niedorozwój. Nie chodziłam do wróżki tylko do lekarza na usg, który mówił że jest tylko cofnięcie ale po porodzie może dojść coś jeszcze. Zdarzył się cud mój Tomcio się urodził i nie udusił, choć wadą był obciążony niesamowicie. Każdy lekarz mówił że przy tak występującym niedorozwoju żuchwy, podniebienia i dróg oddechowych najprawdopodobniej nie da się nic zrobić, intubacja jest niemożliwa, podłączenie pod respirator-niemożliwe, tracheostomia graniczy z cudem. Trzeba czekać aż Tomcio podrośnie, może się coś zmieni samo, a na razie trzeba liczyć i modlić się o cud aby dziecko przy reanimacji samo się odłapało bo jeśli nie to umrze bo nic nie da się zrobić. Taka była diagnoza. Patrzyłam na moje Maleństwo z rurkami w obu dziurkach od noska, patrzyłam jak się dusi, jak się robi siny i czułam jak jego serce przestaje bić. Wracał do życia, jakimś cudem wracał, kilkaset razy przez cztery miesiące. I wiesz co, my poprostu chcieliśmy znaleźć choć jedną osobę, która powie "wasze dziecko przeżyje, uda się". Tylko tyle.

A jeśli chodzi o Mojego Męża. To wróżka wcale nie spowodowała jego śmierci. Oboje z mężem chcieliśmy oddać życie w zamian za życie Tomcia i to nie za sprawą wróżki tylko rodzicielskiej miłości. To Bóg z jakiegoś powodu wolał życie Tomcia niż nasze. Może my nie zasłużyliśmy jeszcze na to aby przejść na drugą stronę.

Czym różni się wróżka od proroka? Tym że proroka musi uznać Kościół, czyli księża, czyli ludzie. Ilu było proroków, którym nie wierzono. Może niektórzy dostali taki dar od Boga aby się nim dzieli i nie rządać uznania oraz wyniesienia na piedestał.

Wiem że wróżka to nie prorok, a usg to nie wróżba. Tylko że wielu ludziom ratuje życie.

Tak mam Biblię w domu. I w sercu. I ta druga jest dla mnie ważniejsza bo płynie z głębi serca a nie z ręki człowieka.

Oczywiście że Papież jest Świętym, ale jest również człowiekiem. Nie jest Bogiem. Pismo spisał jako głęboko wierzący najwyższy wysłannik Boga ale nie jako Bóg.

Apropo chorego dziecka. Pewnie jesteś wspaniałą mamą walczącą o życie swojego dziecka i życzę ci jak najlepiej. Z "chorobą" mojego Syna nie dało się walczyć. Na nią można było tylko patrzeć, zaakceptować, nauczyć się postępować i żyć i cieszyć każdą chwilą bo każda sekunda była na wagę złota. Nie leczyło się jej bo się nie dało.

Oczywiście że Jezus kocha grzeszników i walczy z grzechem. Pozwalamy mu toczyć ten bój o nasze dusze od wieków. Może moje dziecko toczy bój o czująś duszę, może o moją lub mojego męża, moje o twoją, a może o swoją własną. Nie znam zamierzeń Boga. My mamy żyć miłością do innych. 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

Re: czy oni pojda do nieba???-mama Tomcia
im  
12-08-2008 13:33
[     ]
     
Bardzo Wam, Tobie i mężowi, współczuję i myślę, że tak jak nam, rodzicom, zależy na zdrowiu dziecka, tak Bogu zależy na "duchowym zdrowiu", więc dlatego mogę poznać niewidzialnego Boga przez widzialnego w Słowie (nauczaniu Kościoła też) Jezusa. A On mnie uczy. że już oddał życie i nie potrzeba drugiej ofiary... zaniepokoiłam się Twoim i męża podejściem we wcześniejszym poście, żeby dać życie za życie (po wizycie u wróżki jak pisałaś...) to bożkom składano ofiary... nawet z ludzkiego życia... wierzę, że Jezus umarł za grzeszników i cieszę się, że Ty też w to wierzysz...nie potrzeba już więcej takiej ofiary, bo to by znaczyło, że Jezus umarł nadaremno... w moim życiu często zdarzały się "nieszczęścia" na skutek mojego nieposłuszeństwa Bogu (przykazaniom), a więc odejścia, odwrócenia się od Miłości... ale Bóg był zawsze wierny, przychodził ze swoim miłosierdziem w każdej kolejnej spowiedzi... wciąż mogę zaczynać od nowa żyć, nawet z chorym dzieckiem... Polecam Ci Księgę Ozeasza, zachwyciłam się nią ostatnio... może tam znajdziesz odpowiedź dlaczego Tomcio i co dalej? Jakie jest Twoje miejsce tu na ziemi i co masz robić, żeby się Bogu podobać, żeby przyjąć ofiarę Chrystusa i być zbawioną Ty, mąż... jakiś czas będę bez internetu, ale we wrześniu postaram się odezwać jeśli chcesz... pozdrawiam serdecznie :) 
imad

Re: czy oni pojda do nieba???-mama Tomcia
buleczka  
12-08-2008 21:30
[     ]
     
Tomcio był oczkiem w mojej głowie. I wszystko było dobrze do czwartego miesiąca. Wtedy zaczeły się problemy z oddychaniem. Pojechaliśmy do Warszawy na korektę żuchwy i podniebienia. Miało być 10 dni i bezpieczeństwo. Wychodząc z domu czułam, że już nigdy nie wrócę tu z Tomciem, że to ostatni raz jak mój Malec widzi swój pokój.
Swierdzono brak możliwości intubacji. Pobyt się przeciągnął. Lekarze mówili że trzeba zaczekać. Czekaliśmy ale żaden lekarz nie zaintubował Tomcia. Kiedy go dotykali on nagle robił się sino-zielony, parametry na monitorach spadały, serce zwalniało. Gdy się odsuwali wszystko wracało do normy. Otwarcie o tym mówili. Mówili że to dziecko niedaje, nie pozwala sobie pomóc, że ich nie dopuszcza. Mówili że nigdy nie widzieli tak perfidnego malucha, tak utrudniającego pomoc. A jednocześnie tak uśmiechniętego i radosnego, tak silnego i tak szybko regenerującego siły po podduszeniu. Mówili że ma w sobie niesamowitą wolę życia i walki o życie, a jednocześnie nie daje sobie pomóc. Podziwiali go. Mówili Że się budzi po podduszeniu i głupio uśmiecha. Żaden lekarz go nie zaintubował. Wtedy mi zaczeło się śnić, że powinnam pozwolić mojemu Synkowi odejść, śniła mi się Matka Boska mówiąca że się nim zaopiekuje, że u niej będzie mu dobrze ale ja muszę pozwolić mu odejść. Myślałam że to matczyny strach. Rozmawiałam z każdym lekarzem. Każdy mówił to samo. Nic się nie da zrobić. Jeśli lekarze w tym szpitalu zawiedli, szukaliśmy w innym. Wszyscy mówili to samo. Sen się powtrzał. Szukałam lekarza, który powie coś innego ale taki się nie znalazł. Do wróżki poszedł mój mąż, ja byłam z Tomciem, poszedł bo oboje szukaliśmy ratunku dla dziecka. Liczyłam że usłyszę że mój sen to strach, że zdjęcie które zrobiłam Tomciowi to wymysł mojej zflustrowanej wyobraźni (po którymś takim śnie tłumaczyłam Matce Boskiej ze chcę wiedzieć jak będzie wyglądał mój jak dorośnie że chcę żeby żył ze mną), na tym zdjęciu Tomcio ma ok30 lat (mam je do dziś-pokazałam znajomym widzą to co ja).. i że istnieje lekarz który ocali Tomcia. Niestety tak się nie stało.
Wiem że życie za życie nie jest w Boskim stylu... ale wtedy wydawało mi się że może moja dusza wystarczy Bogu i sprawi że mój Synek nie będzie musiał cierpieć. Mój mąż pomyślał tak samo. Choć byliśmy daleko od siebie mieliśmy te same myśli - chcieliśmy szczęścia i końca cierpienia dla naszego Tomeczka. I obojgu wydawało nam się że jak wszystko co ludzkie zawiodło, a mi się śnią takie rzeczy, to może choć tak Bóg wysłucha naszych próśb o szczęście i normalne życie dla Tomcia.... i w pewien sposób Bóg nas wysłuchał. Tam gdzie teraz jest Tomcio napewno nie cierpi, nikt mu nie wpycha na siłę rurek do noska.... Napewno jest szczęśliwy... tyle że wtedy ja to szczęście widziałam innaczej...
Czułam śmierć Syna i choć robiłam co mogłam niczego nie udało się zmienić.

Wybacz ale nie uważam się za wróżkę czy proroka... ale czułam i widziałam śmierć Syna, śniłam o tym przez cztery miesiące... i tak się stało choć walczyłam...
Nie wiem czemu Bóg mnie obdarzył takim "darem" na ten czas, ale to było jak przekleństwo... wierz mi że wolałabym niewiedzieć i nie czuć tego co czułam... a tym bardziej wolałabym o tym nie śnić...

Tomcio przeżył tracheo choć wszyscy mówili że umrze w tracie zabiegu.. był bardzo obolały, opuchnięty i wściekły... i w świetnej kondycji... lekarze aż się dziwili.. uśmiechnoł się po słowach "jeśli ci tu źle, jeśli cierpisz idź Synku" gdy usnoł i głaskałam go po główce powiedziałam "oddaję ci swego jedynek Syna Boże, zapewnij mu szczęście, jeżeli mój Syn ma cierpieć, jeżeli nie ma absolutnie żadnej sznsy na wyleczenie, jeżeli jedyną możliwością życia bez bólu i cierpienia jest pójście do Ciebie to weź mojego Syna" ... w nocy czułam że coś się stanie... dzwoniłam ... wszystko było ok... rano ustała akcja serca i choć setki razy lekarze przywracali mu oddech tym razem im się nie udało...

Dlaczego Tomcio? Żaden człowiek mi na to nie odpowie. Mój Syn z jakiego powodu był wyjątkowym dzieckiem.

Co dalej? Jeden z lekarzy na to pytanie odpowiedział mi tak: "Mama, trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej. Jeśli Tomek umrze to znaczy że taka była wola Boża, my nic nie możemy zrobić."

Pisz kiedy chcesz,
ja również serdecznie pozdrawiam 
buleczka

Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008)
http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora