Witamy Cię na naszej stronie. Pragniemy by to miejsce stało się azylem dla osieroconych rodziców. Zależy nam aby tacy rodzice stracili owo nieznośne poczucie wyjątkowości, którego zapewne doświadczają w swoim środowisku, by mogli podzielić się swoim bólem, tęsknotą, trudem, drobnymi radościami, by mogli opowiedzieć o swoim dziecku. Pamiętaj, nie jesteś sam.

Kolejny Dzień Dziecka Utraconego. Dla niektórych będzie to następna rocznica, piąta, dziewiąta, piętnasta, a dla innych świeża (zbyt świeża) rana. Dzień Dziecka Utraconego to nie jest "Święto" jak niektórzy sugerują. To nie jest wyłączny dzień w którym wspominamy nasze dzieci. Nasze dzieci żyją w nas przez cały rok, całe lata i zawsze w każdej sekundzie życia mamy je w pamięci.

Jego pomysł narodził się z potrzeby mówienia światu o naszym bólu, a także z konieczności dokonania zmian w świecie, który ucieka od śmierci i od cierpienia, za wszelką cenę wmawiając ludziom, że "wszystko będzie dobrze, uśmiechnij się". Nie. Nie będzie dobrze. Długo nie będzie dobrze, ale w końcu, wierzcie mi, uda się zagoić tą ranę, mimo, że na zawsze pozostanie RYSA na duszy. Trzymajmy się razem. 
 

Rozchylam niebiańskie horyzonty

Mój raj też jest w górach, może nawet tych samych….W krytej gontem chacie, otoczonej potarganymi przez wiatr sosnami, na skraju zdziczałej, zapomnianej łąki, nad szumiącym potokiem; szumiącym imionami naszych bliskich. 

Główna izba (bo jaki tam z niej salon) jest przepastna.  Ascetyczna, lecz przytulna. Przez na wpół zaparowane okna nieśmiało rysują się poszarpane szczyty niedostępnych gór. 

Przy stole siedzi mój dziadek, w swetrze z szorstkiej wełny, nawet nie muszę dotykać jego policzka, by się podrapać. Pogwizduje sobie pod nosem i struga Alkowi kredki; wnukowi, którego poznał dopiero kilka miesięcy temu, na którego czekał już w czerwcu w jednym z warszawskich szpitali…Struga mu kredki, jak niegdyś mnie – swojej wnuczce. Sprawdza nóż opuszką palca. Jest tępy. Wyjmuje z szuflady osełkę, siada na brzegu drewnianego krzesła i struga na szufelkę. Potem wrzuci „obierki” do pieca; zaśmieją się figlarnie pomarańczą ogników.

Alek siedzi poważny, skupiony. Rysuje. Mozolnie przyciska naostrzone już kredki; na masywnym stole zostają wgłębienia i rysy. Jak na pozostawionym na ziemi biurku. Do środka wchodzi mój drugi dziadek, ustawił na zewnątrz krasnala. Tak, tak, takiego tandetnego, kiczowatego, jakie sprzedają na trasie Poznań-Berlin. Tego, na widok, którego w dzieciństwie aż piałam z zachwytu. Siedzą już we trójkę. Chyba coś spiskują:-). Pewnie mają w planach jakąś męską, górską wyprawę. Mój „maminy” dziadek nigdy nie był w górach. Alek wyciąga mapę; ależ ona sfatygowana, przetarta na krawędziach od wielokrotnego składania i rozkładania. Alek z dumą pokazuje trasy swych dziecięcych wypraw i pieczątki pieczołowicie zbierane ze schronisk.

Śnieżka – Alek ma niecałe dwa lata. Póki co górskie szczyty zdobywa w nosidełku, na plecach mamy. Czasami podsypia. Pytam się go: „ Aleńku, żyjesz tam jeszcze?”. Odpowiada mi: „Już nie”. Jego perlisty śmiech odbija się echem w cienistej dolinie Schodzimy już o zmroku. Napotykamy na symboliczny cmentarz tych, którzy zginęli w górach. Zatrzymujemy się, trwamy w ciszy. Jak blisko nam wówczas  było do raju… Były i Rysy i Czarny Staw pod nimi… i upojna woń kosodrzewiny.

Kilka dni temu miałam sen. Byłyśmy tam wszystkie. W oddali z lasu wynurzył się barwny korowód nieco utrudzonych, lecz szczęśliwych wędrowców. Powoli zbliżał się do nas. Któraś z Was mówi: „Magda, zobacz, kto idzie!”. Widzę mojego Alka, obok niego miga mi postać mojego dziadka. Uśmiechasz się, nic nie mówisz. Biorę Cię w ramiona, podnoszę do góry, mocno ściskam. Z radości kręcę się z Tobą w kółko. Wiruje z nami cały świat, aż pogrążamy się w nicości/raju? W tym raju, jak i w naszym ziemskim, zajmujesz się maluchami, organizujesz im zabawy. Schodzisz z drogi jedynie Tomkowi, czujesz przed nim respekt i spędzasz niejedną godzinę pochylony nad laptopem. Kasia, Hanka i Mateusz nie odstępują Cię na krok. Z czułością pochylasz się nad małymi dziewczynkami (wprost je uwielbiasz – przypominają Ci Marysię): Natalią z blond kitkami, (kiedy ona wreszcie przestanie ulewać???! i ciągnąć za włosy), Małgorzatką (mówisz, że jej długi rudy warkocz łaskocze Cię nieznośnie), Sylwia patrzy na Ciebie ze zdziwieniem i niedowierzaniem (znowu chcesz mnie karmić pierogami z ketchupem???!), Martynka Cię zagaduje pięknymi, podrzędnie złożonymi zdaniami:-) (ach, te geny), a Igę nic w ogóle nie obchodzi, gdyż jest pochłonięta zestawem „młodego dentysty”; z zapamiętaniem uderza młotkiem w dolne jedynki. Stefek, Czarek i Bruno dokazują jak szaleni – nie sposób nad nimi zapanować, przywołują Ci na myśl terrorystycznego Adasia, który prawie co dzień Cię wspomina.

Rośniesz, rośniecie wszyscy. W końcu mam w domu nastolatka; aż buzuje w nim od młodości i radości życia. Wszędzie go pełno, wciąż wisi na telefonie (ta Natalia mu chyba zaszła za skórę). Tyle w nim marzeń, tyle planów, tyle pomysłów. Tyle rzeczy do spróbowania, do rozsmakowania... tyle osób do kochania. Zawsze w biegu, ma odpowiedź na każde pytanie i wszystko wie lepiej. Dalej już widzę tylko jego ślub (nieraz go sobie wyobrażałam), zabawę do białego rana i długie zimowe wieczory z wnukami wieńczone rodzinną atmosferą świąt Bożego Narodzenia.

W tym roku w raju pójdziesz pewnie z dziadkiem do lasu wyciąć dorodnego chojaka, podczas, gdy mój mąż smutnie poczłapie z Adasiem po nasze pierwsze  drzewko bez Ciebie Postaw dla nas na stole po pustym talerzu… W tym raju mój „maminy” dziadek wcale nie ma raka, mój drugi dziadek ma serce jak dzwon, tramwaje tu nie jeżdżą… czy ktoś słyszał w raju o tramwajach?

W takim raju jest mój Alek, który zdobył już wszystkie szczyty… my wciąż drepczemy stromymi żlebami…