artykuly 06Kiedy umiera dziecko

Żyjemy w społeczeństwie negującym śmierć. Walczymy ze śmiercią i przeciwstawiamy się jej. Przemykamy się przez okres żałoby i pośpiesznie dążymy do powrotu do normalności”.  Takie podejście niezwykle utrudnia proces opłakiwania zmarłych i zostawia niepokój i wątpliwości w sercach osieroconych, jako że odmawia ich uczuciom wagi i głębi. Jeszcze niedawno śmierć traktowana była jako nieodłączny element cyklu życia. Większość ludzi umierała w domu, otoczona rodziną i przyjaciółmi. Dzieci były świadkami procesu umierania, uczestniczyły w pochówku i obrządkach pogrzebowych. Dziś wiele naszych wysiłków, aby przedłużyć życie i zminimalizować ból po stracie bliskich, prowadzi do emocjonalnego zaburzenia ludzi. Nasze cierpienie pozostaje nie spełnione.

 

Ponad 60% procent z nas umiera w instytucjach, takich jak szpitale i domy starców. Wraz z postępem medycyny i heroicznymi przedsięwzięciami mającymi na celu przedłużenie życia, umierającego człowieka pośpiesznie transportuje się do najbliższego szpitala i przekazuje w obce ręce, aby poddać go akcji pobudzenia serca, podłączyć do monitora, nakłuwać, ostukiwać, opukiwać budzącymi strach przyrządami – podczas gdy on umiera. Śmierć postrzegana jest jako wróg, którego trzeba za wszelką cenę pokonać, a nie jako coś, co jest naturalne i nieuniknione. Po śmierci ciało zostaje zabrane do kostnicy lub do domu pogrzebowego, gdzie obcy balsamują je, ubierają, perfumują i upiększają kosmetykami, aby stworzyć iluzję życia.

Niegdyś ludzie umierali w domach, w których przeżyli większość życia. Często byli świadomi tego, że umierają, chyba, że śmierć spowodowana była wypadkiem lub nagłą chorobą. Umierający człowiek miał szansę na ostateczne przerwanie swoich emocjonalnych więzi z życiem w znajomym mu otoczeniu. Podczas ostatnich chwil otaczali go czuwający członkowie rodziny i przyjaciele, aby go pożegnać na zawsze.
Po śmierci człowieka członkowie jego rodziny zajmowali się pogrzebem. Kobiety myły i ubierały ciało, podczas gdy mężczyźni zbijali trumnę i kopali grób. Była to wspaniała sposobność, aby oddać ostatnią posługę temu, który odszedł, i pogodzić się z kresem jego istnienia – pożegnać go z szacunkiem i miłością.

Ciało było często chowane na terenie gospodarstwa, gdzie ci, co pozostali, zwykli traktować osobę zmarłą jako część środowiska, w którym żyli. Przez kilka pierwszych dni po pogrzebie przyjaciele i sąsiedzi przynosili żałobnikom jedzenie i ofiarowywali wsparcie. W dawnych zbiorowościach wiejskich śmierć i żałoba były udziałem wszystkich członków rodziny. Kontakt z umierającym pomagał im postrzegać śmierć nie jako zjawisko obce i potworne, ale jako nieodłączną fazę naturalnego cyklu. Nasze szczątkowe i spłycone obrzędy żałobne i pogrzebowe spowodowały, że kontakt ten został utracony. W miarę jak ludzie zaczęli przenosić się ze wsi do miasta w celu podjęcia pracy, negacja śmierci stała się kulturowym zjawiskiem naszej cywilizacji.

Medycyna, uważając śmierć za wielkie niepowodzenie, zwielokrotniła wysiłki, aby pokonać tego wroga za pomocą coraz bardziej wyszukanej technologii. W szpitalu śmierć, która zawisła nad człowiekiem, spotkała się z zaprzeczeniem najpierw ze strony personelu medycznego, następnie ze strony rodziny. Umierającemu człowiekowi śmierć zaczęła jawić się jako przeciwnik, któremu trzeba stawić opór. Ta walka o życie, gdy wszystkie moce sprzysięgły się przeciwko niemu, zawsze była ostatnią, straconą bitwą i kończyła się klęską ostateczną.

Uległy zmianie zasady porozumiewania się między umierającym a rodziną. Prawda zmieniła swoje oblicze. W proces umierania wkradły się kłamstwa. Zaczęli kłamać lekarze, pielęgniarki, członkowie rodziny i w końcu zaczął kłamać konający człowiek. Temat stał się tabu, owiany tajemnicą, zakryty welonem obłudy. Wszyscy zaczęli udawać, że śmierć jest czymś nierzeczywistym, złudzeniem. Krewni zaniechali nocnych czuwań przy łożu chorego, przychodząc i odchodząc zgodnie z godzinami wizyt wyznaczonymi przez szpital. Jednak wielu z nas obawia się samotnej śmierci, wśród obcych, gdzie nie są otoczeni troską i miłością najbliższych

Z faktu, iż śmierć traktowana jest w naszej kulturze jako temat tabu, wynikają dalekosiężne skutki, zarówno dla umierających, jak i dla tych, co pozostają. Tym, którzy dobiegają kresu swojej wędrówki, rozmyślnie odmawia się emocjonalnego oczyszczenia, zrzucenia z siebie ciężaru niedomówień przez powiedzenie słowa „żegnaj”, prośby o przebaczenie lub udzielenie go innym, przez uznanie krzywd wyrządzonych w trakcie życia. Jest niesłychanie trudno spełnić to zadanie, jeśli ci, z którymi chcesz odbyć rozmowę, na twoje wysiłki odpowiadają wymijająco: „No jeszcze przecież nie umierasz” lub „Nie chce słyszeć słowa więcej”.

Negacja śmierci może wydać się dobrym sposobem na złagodzenie własnego cierpienia, ale w rzeczywistości odnosi skutek wręcz odwrotny. Negując śmierć, zaprzeczamy tym samym naturalnemu cyklowi, w którym jest ona nieuchronnym następstwem życia. Nikomu nie udało się uniknąć śmierci. Życie jest dla nas kopalnią najrozmaitszych doświadczeń. Są dobre czasy i są złe. Czas smutku, rozczarowań, frustracji i żalu oraz czas radości, miłości i szczęścia. Śmierć jest dla nas kolejnym i ostatnim doświadczeniem. Większość z nas goni za szczęściem, unikając bolesnych i niepożądanych emocji. Żyjemy w świecie mglistych mitów, głoszących, że szczęście jest jedynym możliwym do przyjęcia stanem bytu.

„...stało się moralnym i społecznym obowiązkiem przyczyniać się do zbiorowego poczucia szczęścia, unikając wszystkiego, co mogłoby wywołać uczucie smutku lub znużenia, stwarzając pozory radości nawet wtedy, gdy jest się w otchłani rozpaczy” (Francuski filozof Filip Aries). Nikt nie jest szczęśliwy przez całe życie. To właśnie te bolesne doznania powodują, że rozwijamy się, stajemy się wrażliwsi, współczujemy i okazujemy troskę tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, głębiej wnikamy w system wartości i swoje emocje. Choroba i śmierć nie należą do wydarzeń szczęśliwych, a ponieważ tak bardzo kontrastują z naszą irracjonalną pogonią za szczęściem, szukamy ich zaprzeczenia, tak w sobie, jak i w innych.

Opłakiwanie zmarłych jest często uważane za niezdrowe pogrążanie się w rozpaczy. Ludzie czują się nieswojo, gdy obok znajduje się osoba w żałobie. W dzisiejszych czasach ci osieroceni napotykają znaczne trudności w znalezieniu potrzebnego im do uporania się ze swoim smutkiem wsparcia. Okazywanie łez, żalu i cierpienia nie może być ryzykowne, każdy powinien liczyć się z odrzuceniem przez przyjaciół, którzy nie wiedzą, jak pomóc. Pomimo tych obaw powinno wyciągać się rękę po pomoc gdy jest ona nam potrzebna. Istnieją jeszcze kochający i wrażliwi ludzie, którzy nie pozostaną głusi na nasze wołanie.

Śmierć dziecka, własnego dziecka, jest czymś niemal niemożliwym do ogarnięcia umysłem. Można odnieść wrażenie, że jest uchybieniem naturze. Brutalne przerwanie życia, które jest w fazie rozwoju lub właśnie się zaczęło jest niewyobrażalnym okrucieństwem. Nie do pomyślenia a jednak się zdarza. Czasem rodzice muszą być świadkami choroby lub cierpienia i wreszcie śmierci dzieci, którym dali życie. Co więcej rodzice muszą jakoś dalej żyć. Choć mogą mieć pod swoją opieką inne dzieci lub stać się ponownie rodzicami w przyszłości nic już nigdy nie wypełni tej pustki, które zmarłe dziecko zostawia po sobie.

Należy jednak pamiętać, że pomimo tak ogromnej straty rodzice zmarłego dziecka nadal mają przed sobą przyszłość, jakkolwiek bezbarwna i bezwartościowa może się ona z początku wydawać. Niezależnie od wieku dziecka, czy to niemowlę, czy nastolatek, czy osoba dorosła, kiedy umiera, uczucia, które wywołuje ta śmierć są druzgocące. Rolą rodziców jest kochać, ochraniać, uczyć swoje dziecko, stwarzać mu warunki do rozwoju. Zanim umrą dzieci powinni umrzeć ich rodzice. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Jednak nigdy nie wiemy dlaczego ktoś umiera a ktoś inny żyje. Wiemy tylko, że ci, którzy pozostali przy życiu, muszą wyleczyć swoje rany i żyć dalej. Choć śmierć może zabrać dziecko miłość do niego nigdy nie przeminie. Śmierć dziecka jest jednym z najcięższych doświadczeń, z jakim trzeba nauczyć się żyć.

ŚMIERĆ DZIECKA NA SKUTEK CHOROBY

Jeśli dziecko i rodzice są uprzedzeni o zbliżającej się śmierci, istnieje szansa, że zanim nadejdzie, będą mogli już zacząć przeżywać rozpacz i ból w obliczu mogącej nastąpić rozłąki. Nieuchronnie nasuwa się pytanie – mówić czy nie mówić dziecku o tym, że niebawem umrze. Przy podejmowaniu takiej decyzji przede wszystkim bierze się pod uwagę wiek dziecka. Jeśli ma ono trzy lata lub niewiele więcej, forma, w jaką ta prawda zostanie ujęta i przekazana dziecku, nie może wykraczać poza zdolności pojmowania jego umysłu. Być może spotkało się ono ze śmiercią pieska, rybki lub ptaszka bądź też dalekiego krewnego. Podobne fakty mogą posłużyć jako przykłady i skojarzenia pomocne w wyjaśnieniu zaistniałej sytuacji. Można również w tym celu odwoływać się do pojęć natury religijnej lub wyobrażeń, które wzbudziły jego zainteresowanie. Śmierć dziecka zmusza rodziców, aby sami zgłębili, w jaki sposób pojmują śmierć.

Uczuciem najbardziej zbliżonym do śmierci, które może być punktem odniesienia dla dziecka, jest odłączenie od rodziców. Lęk przed odseparowaniem to w przeważającej części strach przed utratą matki. Małe dzieci będą postrzegały śmierć w tych kategoriach, wyobrażając ją sobie jako porzucenie, odejście, bycie samym. Ich dziecięca koncepcja śmierci nie wywoła u nich tak głębokiego uczucia smutku, jakie będzie udziałem jego pogrążonych w rozpaczy rodziców. Rodziców może dręczyć obawa, że na oczach swego dziecka załamią się i zaczną płakać, a przecież łzy, smutek i inne emocje są naturalne i prawdziwe. Ukrywanie się za maską stoicyzmu i odwagi będzie nie tylko z gruntu fałszywe, ale spowoduje, że dziecko zacznie się zachowywać w podobny sposób, unikając płaczu i odcinając sobie tym samym dostęp do swobodnego wyrażania nurtujących go uczuć.

Z przekazów jakie docierają do nas od umierających dzieci, można wywnioskować, że zależy im w szczególności na tym, aby otaczała je atmosfera prawdy, otwartości i szczerości. Nienaturalność powoduje zamęt w umyśle i pochłania wiele energii życiowej. Tym samym odmawia się umierającej osobie prawa do zakończenia spraw ziemskich ze szczerością i w poczuciu rzeczywistości.

 WYPADEK

Śmierć dziecka na skutek wypadku jest tak tragiczna, ponieważ wydaje się być niesprawiedliwa i bezsensowna. Życie dziecka zostaje przedwcześnie zdmuchnięte, niczym płomień nie dopalonej świecy. W pamięci rodziców kodują się poszczególne obrazy – fotograficzny lub filmowy zapis całego tragicznego zajścia bez końca odgrywający się w ich umysłach. Zastanawiają się, roztrząsają, biorą pod uwagę wszystkie możliwe okoliczności, wyobrażając sobie inny przebieg wypadków, usiłują po fakcie zmienić bieg wydarzeń. Starają się żyć dalej w obliczu swojej straty. Starają się pamiętać, usiłując jednocześnie zapomnieć. Siłą woli chcą zmusić czas, aby się cofnął, i w jakiś sposób wymazać to, co się stało.

ŚMIERĆ TUŻ PRZED URODZENIEM LUB TUŻ PO

Dziecko, które ginie z powodu poronienia lub rodzi się już martwe, albo które śmierć zabiera u progu jego życia z innej przyczyny, nie ma jeszcze tek uformowanej osobowości, jak dziecko kilkumiesięczne lub kilkuletnie. Jednak i ono jest opłakiwane, a żałobę pogłębia dodatkowo fakt, że było ono oczekiwane z pełni radości nadzieją.
Gdy rodzi się dziecko z defektem fizycznym lub umysłowo niedorozwinięte, świadomość tego, że nigdy nie będzie żyło pełnią życia, wywołuje ból i poczucie straty. Rodzice muszą liczyć się z dodatkowymi obciążeniami, jakie będą się łączyć z opieką nad nim. Niektórzy są w stanie przyjąć na siebie taką odpowiedzialność w atmosferze miłości, inni zdają sobie sprawę, że nie są wystarczająco silni i odporni psychicznie, aby podjąć się tego zadania. Konflikty mogą się ciągnąć latami, chyba że rodzice uporają się ze swoimi emocjami.

PORONIENIA

Utrata oczekiwanego dziecka w wyniku poronienia może przynieść okrutne rozczarowanie obojgu rodzicom. Dla kobiety może to być szczególnie ciężkim doświadczeniem, ponieważ dotyczy jej ciała i to ona, zawiedziona w swoim niedoszłym macierzyństwie, musi przestawić się fizycznie i psychicznie. Może odnieść wrażenie, że poniosła klęskę. Może się również zdarzyć, że dozna uczucia ulgi, szczególnie kiedy ciąża nie była po jej myśli. Jednak jeśli pogodziła się z tą perspektywą i oczekiwała narodzin dziecka, w momencie, gdy go zabraknie, może doznać szoku i poczucia straty. Będzie to dla niej bolesne przeżycie, ale żałoba nie będzie trwała długo. Pewna kobieta, która poroniła powiedziała, iż najcięższym przeżyciem było dla niej tłumaczenie się życzliwym ludziom, którzy pytali ją, czy nadal odczuwa poranne nudności. Nie było jej łatwo powtarzać wielokrotnie tę samą historię. Raniło ją naruszanie jej prywatności przez innych.

ABORCJA

Aborcja różni się od poronienia tym, że ciąża zostaje przerwana na skutek świadomego wyboru kobiety, która nie chce jej donosić. Niewiele kobiet jest w stanie podjąć taką decyzję bez najmniejszego wahania. Wiele z nich staje wobec dylematu urodzenia niechcianego dziecka lub dokonania aborcji. Nawet jeśli kobieta uzna, że przerwanie ciąży jest najlepszym rozwiązaniem, nie oznacza to, że nie będzie opłakiwać swego nienarodzonego dziecka. Większość uczuć związanych z procesem żałoby kobietę doświadcza już w trakcie wewnętrznych zmagań, poprzedzających ostateczną decyzję. Najtrudniejsza dla kobiety jest chwila, w której nieodwołalnie podejmuje decyzję usunięcia ciąży. Na ogół dokonanie wyboru w tej kwestii wiąże się z konfliktem. Często zdarza się, że w ciągu dni, tygodni, a nawet miesięcy po zabiegu kobietę ogarnia uczucie smutku. Również i w tym wypadku musi ona uporać się z tymi uczuciami, w przeciwnym razie świadomość tej straty może ją prześladować przez resztę życia.

NARODZINY MARTWEGO DZIECKA, ŚMIERĆ ŁÓŻECZKOWA

Kobiety, które wydały na świat martwe dziecko bądź umarło ono tuż po porodzie mogą dręczyć wątpliwości dotyczące pogrzebu, nadania imienia dziecku oraz tego, co powiedzieć znajomym. Mogą mieć poczucie winy, że zrobiły coś, co przyczyniło się do tej śmierci. Szczególnie wtedy, gdy z narodzinami dziecka łączyło się wiele nadziei, radosnego oczekiwania i planów na przyszłość. Jego brak może być przyczyną niewysłowionych cierpień. Wiele jest objawów i emocji związanych z żałobą. Z przekazów rodziców wynika, że często potrafią miesiącami, a nawet latami zastanawiać się, czy to wszystko stało się naprawdę. Znajomym wydaję się, że wydarzenie to ma rangę epizodu i powinno być szybko zapomniane. Trzeba, aby rodzice mogli w spokoju przeżyć swoją żałobę, zanim zdecydują się na następne dziecko. Zespół nagłej śmierci łóżeczkowej jest szczególnie szokującym zjawiskiem. Pozornie zdrowe niemowlę zostaje znalezione martwe w kołysce. Śmierć łóżeczkowa jest główną przyczyną śmierci niemowląt po pierwszym tygodniu życia. Statystycznie, na każdy tysiąc niemowląt dwoje umiera z tej przyczyny. Lekarze nie w pełni jeszcze poznali, co jest powodem takiej śmierci oraz nie dysponują żadnymi środkami, dzięki którym mogliby przewidzieć jej nastąpienie lub jej zapobiec. Rodzice niechybnie będą czuli się odpowiedzialni za tą śmierć, choć ich poczucie winy nie ma żadnego uzasadnienia. Nagła śmierć niemowlęcia jest prawdopodobnie spowodowana jego wrodzonymi wadami, które na obecnym etapie wiedzy nie są możliwe do wykrycia przez lekarzy.


JAK POMÓC OSOBIE OPŁAKUJĄCEJ ?

1. Skontaktuj się. Zatelefonuj. Porozmawiaj z osobą osieroconą lub z kimś jej bliskim i spytaj w jaki sposób mógłbyś być użyteczny oraz czy możesz przyjść. Nawet jeśli upłynęło już sporo czasu, nigdy nie jest za późno, aby dać wyraz swojej trosce i zainteresowaniu.

2. Podczas pierwszego spotkania bądź oszczędny w słowach. W początkowym okresie przed pogrzebem serdeczny gest i kilka czułych słów może być właśnie tym, co będzie najbardziej potrzebne.

3. Unikaj banalnych stwierdzeń i oklepanych odpowiedzi Nie próbuj minimalizować tej straty.

4. Bądź sobą. Okazuj troskę i żal na swój własny, naturalny sposób oraz swoimi słowami.

5. Pozostawaj w stałym kontakcie. Bądź osiągalny. Jeśli jesteś bliskim przyjacielem lub krewnym, twoja obecność może być wskazana od samego początku. Później gdy odwiedziny najbliższych nie będą już tak częste, każdy telefon oraz wizyta staną się źródłem pociechy.

6. Zajmij się sprawami praktycznymi.

7. Zachęcaj innych do pomocy i odwiedzin

8. Uszanuj milczenie. Milczenie jest lepsze niż przedmiotowa rozmowa.

9. Po prostu słuchaj. Gdy cierpienie uzewnętrznia się w słowach, jedyne czym możesz przysłużyć się osieroconemu człowiekowi to go wysłuchać.

10. Nie usiłuj opowiadać osobie osieroconej o jej uczuciach.

11. Nie wnikaj w szczegóły śmierci.

12. Unikaj błahych tematów w obecności osoby przeżywającej stratę.

13. Powstrzymuj przed podejmowaniem ważkich decyzji, dopóki nie skończy się okres ciężkiej żałoby.

14. Po pewnym czasie zacznij zachęcać osobę opłakującą do aktywniejszego życia poza domem. Jej samej może brakować inicjatywy aby zacząć działać.

Pomoc to coś więcej, niż postępowanie zgodne z kilkoma przykazaniami. Szczególnie gdy strata jest przytłaczająca, a my jesteśmy blisko tych, których dotknęła, może się zdarzyć, że będziemy musieli poświecić znacznie więcej czasu, troski i uwagi – więcej samego siebie- aniżeli mogliśmy przypuszczać. Niewykluczone, że do nas będzie należeć odgadywanie specjalnych potrzeb naszego pogrążonego w smutku przyjaciela oraz podejmowanie prób ich zaspakajania. Takie oddanie i wysiłek mogą nawet ocalić czyjeś życie, a my poznamy czym jest uczucie satysfakcji, wynikające z autentycznego poświęcenia się drugiej osobie

Ten odniósł sukces, kto żył dobrze, śmiał się często i kochał mocno, kto cieszył się szacunkiem inteligentnych ludzi, kto znalazł miejsce w świecie i wypełnił swoje zadanie; zostawił świat lepszym niż go zastał, czy to poprzez wyhodowanie piękniejszej odmiany maku, napisanie dobrego wiersza czy uratowanie czyjejś duszy; kto zawsze w pełni doceniał piękno Ziemi i potrafił to wyrazić; kto stale szukał tego, co najlepsze w bliźnich i dawał im to ci miał najlepszego; ktoś czyje życie było natchnieniem, a pamięć o nim jest błogosławieństwem.
Bessie Anderson Stanley

BIBLIOGRAFIA

1.
Nancy O’Connor „Pożegnanie miłości. Jak przetrwać stratę ukochanej osoby” ; Jacek Santorski & CO Agencja Wydawnicza ;Warszawa 1994r.
2. Mary Sheepshanks „Kiedy odchodzą na zawsze ci, których kochamy”; Diogenes; Warszawa 1999r.
3. Gertraud Sander „Słońce ma dziewięć promieni”; Piloteja; Warszawa 1999r.
4. „Pomóż mi. Świadectwa Wolontariuszy Hospicjum Cordis”; Gościna serca św. Tersy od Dziciątka Jezus; Mysłowice 2001r.

Źródło: Psychologia i Rzeczywistość. Czasopismo internetowe